[Nowy Jork, Brooklyn, obecnie, m]
[Celine Dion - It's All Coming Back To Me Now]Moją mocną stroną było tworzenie rzeczywistości w głowie pod podkład muzyczny i przeprowadzanie wielkich monologów biorąc prysznic. Potrafiłem wcielić w życie najbardziej absurdalne pomysły, ponieważ wierzyłem w ideę fake it till you make it. Należałem raczej do grupy ryzykantów, którzy powtarzali, że jakoś to będzie, bo tak było łatwiej, niż wyjaśniać osobom trzecim, że tak naprawdę mam skomplikowany plan i doskonale dopracowane zakończenie.
Pierwszy raz, gdy spotkałem się z oporem rzeczywistości okazał się momentem odebrania wyniku niezdanej matury, a później wszystko powoli zaczęło się sypać, ponieważ każdy koncept, który wysnułem dla siebie zawierał też Luke'a.
Byłem w nim zakochany od zawsze. Wiecie o tym, on też o tym wie i byłem przekonany, że miał świadomość owego faktu nawet jako dzieciak. Kiedyś potrafiłem rozmawiać z nim bez przerwy i o wszystkim, a wtedy, siedząc na klatce schodowej przez kilkanaście długich minut, kiedy żaden z nas nie umiał wydusić z siebie słowa, zwątpiłem w każdy czyn, który doprowadził nas do tego momentu.
Pod naciskiem najbardziej niebieskich oczu jakie widziałem, miałem ochotę wyznać mu, że się boję, nie mam już siły na ten burdel i wreszcie nadeszła chwila, w której się poddaję, dlatego potrzebuję, aby to on poskładał tę sytuację oraz mnie przy okazji do kupy.
Jego mały nos z moim ukochanym, ledwie widocznym piegiem na nim i paroma rozsypanymi przy policzkach mężczyzny, poruszał się w stresowym wdychaniu powietrza. Miał rozbiegane spojrzenie, rozchylone, pełne, różowe wargi oraz drżąc szczękę, która była tak dobrze ścięta, że mógłby siekać nią gęstość powietrza między nami.
Raczej nie przepadałem łatwo dla kogoś, z trudem zakochiwałem się w ludziach, ale nie powinno być w tym nic dziwnego, skoro oni wszyscy konkurowali z taką twarzą, z jego szerokimi barkami, w których mógłby pomieścić cały świat i tym dziecinnym śmiechem, za którego słuchanie zabiłbym człowieka.
To co mówię jest piękną laurką dla Luke'a Hemmingsa, którego kochałem raz, a potem to się skończyło, aż nie zorientowałem się, że nie można przestać kogoś tak po prostu kochać, więc ponownie przepadłem, przy okazji łamiąc wszystkie obietnice, które złożyłem samemu sobie.
Jak można rozwieźć się z kimś takim? Pomyślałem, gdy przetarł twarz dłonią siląc się na uśmiech. Szepnął, że mu zimno, dlatego zadrżał, ale skłamał i oboje byliśmy tego w pełni świadomi.
Jak można zostawić kogoś takiego?
Czy jest świat, w którym oboje jesteśmy po prostu szczęśliwi bez cudzej krzywdy? Jeśli tak, zakończenie, które dla nas mam, to teleportacja tam na wieki.
Prawda jest taka, że nie potrafiłem ulepić żadnej dobrej mety dla nas. Moja bajkopisarska natura kazała mi uciec ze ślubu oknem, albo upozorować własną śmierć, ale oboje mieliśmy po trzydzieści lat, jak się okazuje – zostaliśmy ojcami, dlatego musiałem myśleć racjonalnie, a w racjonalnym świecie trzeba ponosić konsekwencje swoich czynów.
Nie powiedziałbym tego Luke'owi, lecz jedyne happy ever after, w które byłem w stanie uwierzyć, wyglądało jak my dwaj w domu starców, nie mając już siły na wspólne przygody i seks, po prostu leżąc razem w jednym łóżku i nazywając się mężami, z wielką prośbą, by ktoś pochował nas wspólnie.
Pewnie któryś z nas dostałby amnezji, więc ten drugi zmyśliłby historię o tym, że przeżyliśmy razem cudowne życie, a potem... Potem nie byłoby już nic.
CZYTASZ
all too well {muke} ✓
FanfictionGdzie Luke i Michael przetestowali na sobie cały erotyczno-romantyczny aspekt życia w okresie dojrzewania, a dziesięć lat później ten drugi postanowił wspaniałomyślnie oświadczyć się siostrze bliźniaczce tego pierwszego, więc niniejszemu "incydentow...