16. Zaopiekuję się tobą

898 89 99
                                    

[The Fray - Look After You]
[Maine, Castine, 2008]

Moja nieodparta nienawiść do konfliktów doprowadziła mnie do tego, że jako dziecko, gdy tylko słyszałem, że rodzice podnoszą głos na siebie nawzajem, unikałem ich jak ognia do chwili, aż nie zejdzie z ich buzi ten niezadowolony, obrażony grymas. Jestem przekonany, że z tym podejściem nie przetrwałbym szkoły średniej, gdybym nie przyjaźnił się z Michaelem i Calumem, ponieważ szkolny dręczyciel kujonów aż oblizywał zęby na mój widok.

Nigdy nie zapomnę tego momentu, kiedy przyszedłem na zajęcia w liceum po raz pierwszy, zdecydowanie wcześniej niż pozostali, a zwłaszcza Michael, bo zaspał i Karen musiała sama spóźnić się do pracy, aby go podrzucić, natomiast Cal nie pofatygował się przez dwa wstępne tygodnie. Niby znałem parę osób z poprzedniej szkoły, tak samo jak znałem Jackie, jednak podczas naszej edukacji raczej udawaliśmy, że nie mamy ze sobą nic wspólnego, póki ktoś nie zwrócił nam uwagi na iście bliźniacze podobieństwo. Niemniej jednak unikałem gadki-szmatki, gdyż nie widziałem w niej żadnego, głębszego sensu, toteż zachwycony własnym towarzystwem, jednocześnie irracjonalnie znudzony oczekiwałem Mike'a przeglądając komiks z Daredevilem, który podtrzymywał mi podręcznik od matematyki, jakim planowałem się zakryć, na wypadek zainteresowania mojej uczącej tam matki faktem, iż czytam krwawe rzeczy, zamiast rozpocząć już przygodę z lekturami szkolnymi.

Był wrzesień, więc duchota na zewnątrz sprzyjała poceniu się czoła, miałem pryszcza na policzku, znaczną niedowagę i okulary, bo dźgnąłem się soczewką, nim wyszedłem. Majtałem nogami na murku przed budynkiem, co jakiś czas podrygiwałem nogą w rytm muzyki Def Leppard z mp4, aż wreszcie na horyzoncie pojawił się Brad, który uznał, że powinienem oddać mu swoje pieniądze.

Nie byłem kłótliwy, ale nie byłem też absolutną ofermą, dlatego widząc jego i jego dwóch osiłków, którzy prężąc wyrobione chipsami brzuchy, podniecali się tym, jak rękawy opinają ich biceps, powstrzymałem parsknięcie śmiechem.

- Czy mogę wam w czymś pomóc? – Błysnąłem uśmiechem, zgrywając głupa.

- Ty, Brad, on chyba nie usłyszał. Dawaj forsę na lunch.

Przewróciłem oczami teatralnie.

- Wiem, że dopiero przyszliście do tej szkoły, tak samo, jak i ja, dlatego próbujecie wyrobić sobie pozycję. Bardzo mi przykro, nie będziecie mogli mnie dręczyć, spróbujcie gdzie indziej. – Opuściłem wzrok na kartki komiksu. Zachowywałem się, jak oaza spokoju, aczkolwiek czułem spory niepokój z myślą, że Michael może jednak się nie pojawi i będziemy mieli kraksę, a nie niezłe wyjście.

- Czego nie rozumiesz w oddawaj pieniądze, lamusie?

- Tego, że potrzeba was trzech, żeby mnie zastraszać – mruknąłem poprawiając okulary na nosie. – Chłopaki, nie chcecie tego, moja matka uczy matmy, nie wierzę, że byście zdali bez problemu, ale zdecydowanie jak mnie uderzycie, to załatwi wam kuratora. – Podciągnąwszy kolano pod brodę, oparłem ją na nim i westchnąłem ciężko, patrząc im po kolei w oczy. – Każdy własnego, nie tak, jak mózg, który dzielicie na trzech.

- Coś ty powiedział?! – Brad się już nastroszył i planował chwycić mnie za kołnierzyk polówki, jednak odchyliłem się trochę, by tego nie zrobił. – Odszczekaj to, nerdzie!

- Nie. – Przerzuciłem stronę komiksu.

- O ty... - I już wziął zamach, kiedy nagle wszyscy czterej obróciliśmy się w stronę ulicy, skąd usłyszałem donośny skowyt klaksonu samochodu Cliffordów. Michael właśnie uczył się prowadzić, dlatego pewnie wykorzystał tę okazję spóźnienia, aby poćwiczyć sobie z Karen, a dostrzegłszy w jakim jestem położeniu, uratował mnie nawet nie podchodząc.

all too well {muke} ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz