18. Winda nie jest godna

86 9 0
                                    

Pochyliła się ku szybie frontowej auta, łapiąc mocniej za kierownicę. Uchyliła lekko usta, widząc, co ma przed sobą. Tony tym razem przeszedł sam siebie - nowa baza Avengers wyglądała jak wyjęta z futurystycznego katalogu, otoczona tymi wszystkimi nowoczesnymi budynkami. Pomijając garaże po prawo, kompleks składał się z dwóch budowli - długiej, przeszklonej hali, w której widać było maszyny i sprzęty i drugiego, nieco wyższego budynku z wielkim A z boku, przy którym rozciągało się kilka lądowisk i wielki, zielony skwer. Cały kompleks leżał nad brzegiem rzeki Hudson, gdzieś w Upstate New York. Sama nie wiedziała nawet dokładnie gdzie, trafiła tam jedynie dzięki nawigacji, którą przesłał jej Stark, w postaci niedużego chipu.
Kiedy zaparkowała przed wejściem i wysiadła, dalej nie była w stanie zamknąć ust. To wszystko wydawało jej się nierealne.
Kilku mężczyzn z podkładkami na dokumenty, do tego w białych, wyprasowanych kitlach wyszło z wejścia i skinęło do niej głowami, zwracając się do niej tytułem naukowym. To zdziwiło ją na tyle, że zabrała torebkę ze swojego BMW i ruszyła do środka, żądna wyjaśnień. Po drodze minęła ją kupa ludzi, których za grosz nie kojarzyła i nie znała. Skąd oni się tutaj pojawili? Masa naukowców, astrologów, nawet sam Selvig gdzieś jej mignął, tak jak Helen Cho. W siedzibie było jak w ulu, a każdy latał jak uśmiechnięta mała pszczółka.
Skąd tutaj tyle ludzi?
O mało się nie wywróciła, potykając o ostatni, trzeci stopień za wejściem, kiedy złapał ją jakiś lekarz, zasypując ją potokiem słów i dokumentami. Miał może trzydzieści lat, był szczupły i piegowaty, z roztrzepanymi, jasnobrązowymi włosami.
- Potrzebne nam są nowe statystyki i badania dotyczące składowych krwi Kapitana i...
- Chwila, stop. - zatrzymała się, patrząc, jak młody mężczyzna obdarowuje ją zdziwionym spojrzeniem. - O czym pan mówi? I gdzie jest Stark, muszę z nim porozmawiać. Poza tym, kim pan jest?
- Przepraszam najmocniej. Jestem Dereck Blythe, pan Stark wyznaczył mnie na pani asystenta.
- Tylko Dereck Blythe? - spytała, biorąc od niego dokumenty. Przejrzała je pobieżnie.
- Doktor, co prawda, ale dopiero zaczynam. Skończyłem Yale z wyróżnieniem, a pan Stark postanowił dać mi szansę na pracę pod jego skrzydłem.
- Z czego masz specjalizację?
- Chirurgia klatki piersiowej.
- Cudownie. - oddała mu papiery, uśmiechając się szerzej. - Może będą z ciebie ludzie. Wiesz gdzie jest moje stanowisko pracy? Po twoim ubiorze wnoszę, że zdążyłeś się zapoznać z rozkładem budynku i przygotować do roboty.
- Tak, proszę za mną.
Zacisnęła dłoń na aktówce, którą zabrała ze sobą. Torba była wypchana dotychczas zebraną dokumentacją, którą planowała zeskanować i wprowadzić do systemu. Dereck zerkał na nią kątem oka, chcąc o coś zapytać. Widocznie brakowało mu odwagi, bo zaraz się odwracał, zaciskając usta.
- Coś nie tak? - spytała sama, przekrzywiając głowę, kiedy weszli w nieco mniej zatłoczoną strefę. Blythe nie odezwał dopóki nie dotarli do dużych, dwuskrzydłowych, szklanych drzwi.
- Dlaczego postanowiła pani poświęcić się pracy tutaj?
Minęła go, a potem położyła dłoń na skanerze przy drzwiach.
- Bo to był mój pierwszy cel. - odparła, wchodząc do środka. Pobieżnie rozejrzała się po ogromnej, bogato wyposażonej sali, rzucając na kanapę aktówkę. Przeszła do pokoju obok, wyraźnie oznaczonego plakietką „szatnia/magazyn". Zerwała z wieszaka kitel z wyhaftowanym swoim imieniem i złożyła go na plecy. Czuła się w końcu profesjonalnie, w tej czarnej sukience, szpilkach i fartuchu. W końcu jak pani doktor. - I dalej jest. Ratowanie ludzi w ten czy inny sposób daje to samo. Satysfakcję i spokój, że pomogłeś komuś przeżyć. - odparła. - No, to o jakich badaniach chciałeś ze mną porozmawiać?

Parę godzin później, kiedy na dobre rozgościła się już przy swoim biurku pod samym oknem, a Dereck zaginął, w końcu była pora lunchu, dostała wiadomość. Krótką, treściwą.

Zebranie w głównej konferencyjnej. Pośpiesz się.

Uniosła brew, zdziwiona, ale wstała od blatu i ruszyła do głównego korytarza. Kiwała głową, kiedy ktoś ją witał, czując w żołądku rosnące napięcie. Skręciła w boczny korytarz, trzymając w ręku telefon z podłączoną ROSE. Co najlepsze, w środku Sali konferencyjnej zastała cały zespół, nawet Tony'ego i samego Fury'ego, o dziwo. I masę nieznanych jej doktorków.
- Powitać panią doktor. - ciemnoskóry skinął jej głową z małym uśmieszkiem. - Jak się żyje w nowej dziupli?
- Nie narzekam. - odparła, siadając obok Nat na obrotowym krześle. - Co się dzieje?
Sam z drugiej strony uniósł dłoń na powitanie. Skinęła głową, uśmiechając się.
- Cóż, jak sami wiecie, idzie parę nowych zmian. - zaczął Tony, stając u szczytu stołu razem z Fury'm i się uśmiechnął. - Przede wszystkim witam was w nowej bazie Avengers, daleko od miasta, opancerzonej jak tylko się da i o wiele większej niż poprzednia. - zaczął. - Chcę wam również przedstawić nową... hierarchię. - dodał, patrząc na resztę z konsternacją. Belle wiedziała w głębi duszy, co się właśnie szykuje i zacisnęła zęby. Nowina Starka miała być bombą, o której będą mówić jeszcze długo w mediach.
- Przede wszystkim, pan Erik Selvigg będzie odpowiedzialny za nasz dział nawigacyjny i to do niego proszę się udawać w razie potrzeby lokalizacji różnych rzeczy. Helen będzie dorywczo pomagać w nagłych przypadkach medycznych, natomiast nasza Belle zajmie się skrzydłem medycznym. Od dzisiaj zostaje naczelnym chirurgiem i medykiem w bazie, a pod jej opieką będzie całe skrzydło ambulatoryjne na drugim piętrze. Co do głównego składu drużyny bojowej... - oparł się o blat i opuścił głowę. - Dowódcą zostaje od dzisiaj Kapitan Rogers.
Chwila ciszy, która zaległa w pokoju, była bardziej niż przytłaczająca. Blondynka przełknęła ślinę, widząc, jak Tony zaciska pięści, dalej przeżywając fakt swojego dobrowolnego odejścia.
Steven zerwał się do stania obok niej, niemo mieląc w głowie, co miał powiedzieć. Za dużo pomysłów chyba nie miał, bo jedynie poruszał bezwiednie ustami, próbując coś wymyślić.
- O czym ty mówisz? - odparła Nat. - Ktoś wiedział?
- Jedynie Bellie. - westchnął Stark, wskazując na nią. - Zachowała to dla siebie tylko dlatego, że wtedy była to tylko opcja. Ale co mam więcej dodać? Wypaliłem się. Wy dalej jesteście świeższą krwią, a nie tak jak ja, zgredziałym staruszkiem.
Wzięła głęboki oddech, widząc jeszcze, jak Thor ucieka wzrokiem na bok. Coś się święciło, zwłaszcza, że nie chciał na nią nawet spojrzeć. O co tu chodzi? On też chce odejść?
- Dzięki bogu, nie jestem jedyny z tym problemem. Thor również odchodzi, jednak nie wiadomo czy na stałe.
- Jest kilka rzeczy, które wymagają dopilnowania w moim świecie. - rzekł nisko blondyn. - Nie jestem w stanie się rozdwoić.
- I każdy to rozumie, prawda? - spytał retorycznie Stark, kiedy większość zebranych się skrzywiła.
- Skoro odchodzisz, to gdzie jest Higgs? - usłyszała z tyłu głos któregoś z naukowców. Zesztywniała, kiedy Tony posłał jej znaczące spojrzenie, stukając wskaźnikiem w rękę. Wyprostował się i przeniósł spojrzenie na owego mężczyznę, chrząkając.
Czyli dalej nie każdy wiedział, kim była Higgs. Może i dobrze, inaczej cała baza zaczęłaby huczeć od nagromadzonych plotek.
- Cóż, Dr. Higgs - nacisnął na jej tytuł naukowy. - ceni sobie swoją drugą tożsamość za bardzo, by mogła dzisiaj tutaj uczestniczyć. Może kiedyś, jak wszyscy zasłużycie, to wam się ujawni. Na obecną chwilę byłoby to zbyt wiele.
- Co to za Avenger, który boi się swojej drugiej tożsamości? Może to powód do wstydu?
Pogarda w głosie naukowca była wyraźnie słyszalna. Ona natomiast stresowała się coraz bardziej.
- To nie temat na dzisiejsze spotkanie.
- Powinna być z nami szczera.
Potarła nerwowo swój choker, który Tony po raz kolejny zmodyfikował. Jeśli teraz by się ujawniła, a nie daj boże, rząd postanowiłby ją wsypać w sprawie Struckera, dałoby to tylko jeden skutek - natychmiastowe ujawnienie. Podejrzewała, że większość tutaj zebranych była łasa na kasę i sławę bardziej, niż na sukcesy naukowe. A jej wydanie mediom dałoby im to wszystko, o czym marzyli najbardziej...
- Koniec tego tematu. - wciął się Fury. - Jeśli chce pan dalej dyskutować lub się to panu w jakiś sposób nie podoba, zapraszam do frontowego wyjścia.
- Póki co, to wszystko. - Tony się uśmiechnął. - Możecie odejść.
- Doktor O'Shea, proszę zostać. - rzekł Fury, kiedy ludzie zaczęli tłoczyć się przy wyjściu. - Mamy kilka kwestii do poruszenia odnośnie organizacji skrzydła medycznego.
- Oczywiście. - odparła, podchodząc do nich bliżej. Kiedy drzwi zamknęły się za Rogersem, Fury zacisnął usta w cienką kreskę. Coś czuła, że nie będzie miał dobrych wieści.
- Co jest?
- Moi agenci donieśli mi, że w departamencie obrony doszło do małego zamętu. Ross chce upublicznić kilka akt, które mogą nam zaszkodzić. - rzekł, łapiąc się za ręce za plecami. - Musimy mieć się na baczności. Co ci dali kiedy wydano rozkaz likwidacji tego pajaca?
- Kopię zlecenia i plan więzienia, który mi przekazano szyfrowanym mailem. - odparła, patrząc na jednego i drugiego. - Nie było na nim nic o mojej prawdziwej tożsamości, jedynie mój alias.
- I módl się, żeby było tylko to. Ross jest nieprzewidywalny i bardzo przekonujący przed sądem. - westchnął Stark. - Proszę, uważaj na siebie. Wystraszony doktor w Metro - General to póki co nasz największy problem i lepiej żeby tak zostało.
- Zachowywał się jak burak, nie mogłam nic na to poradzić.
- I módl się, żeby nie postanowił pomóc rządowi w dotarciu do ciebie.
- Mimo, że to burak, to dalej ma swoje zasady. Znam Strange'a na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że ma honor, drodzy panowie. Poza tym to lekarz. A każdego lekarza da się kupić odpowiednią sumą pieniędzy.
- Jesteś zadziwiająco pewna siebie.
- Bo ścigają Higgs, nie mnie. - odparła. - A teraz, jeśli panowie pozwolą, powrócę do pracy. Mam masę akt do przewertowania.
- Nie pożegnasz z nami Thora? - Tony wygiął usta w smutnej minie. - Chłop odlatuje do Asgardu za jakieś piętnaście minut, przepadnie jako nordycki następca tronu. Nie bądź taka, Pączuś będzie zły.

Westchnęła, ale nie mogła od tak puścić kolejnego przyjaciela bez pożegnania.

- To nowa sytuacja.
- Vision to tylko sztuczna inteligencja.
- Maszyna. - dorzuciła Belle.
- I nie liczy się?
- To jednak nie człowiek uniósł ten młot.
- Właśnie, całkiem inne zasady. - odparła.
- Miły gość, ale sztuczny.
- Uniósł młot, więc może wziąć kamień umysłu. To są pewne ręce, a w dzisiejszych czasach to rzadkość. - wymruczał Thor, kiedy szli powoli jednym z korytarzy.
- A gdyby tak wrzucić młot do windy? - zafrasował się Steve.
- Poniesie go. - odparł Tony.
- A winda nie jest godna. - dodała Belle, patrząc tępo w podłogę, również zafrasowana.
- Będzie mi was brakowało.. - Thor się zaśmiał.
- Naprawdę nie możesz zostać? Będzie tutaj nudno bez ciebie. - Belle się uśmiechnęła, kiedy blondyn obrócił się w jej kierunku.
- Nie mam wyjścia. To już czwarty z kamieni nieskończoności w ciągu ostatnich paru lat. To nie przypadek. Szykuje się wielka rozgrywka, a nam wyznaczono rolę pionków. Ktoś wykona pierwszy ruch. - rzekł Thor, kiedy wyszli na błonia przed bazą.
- I szach królowi?
- Dowiesz się co jest grane?
- Tak. - odparł blondyn, a potem klepnął Starka w pierś. - Oprócz tego tu wszystko ma jakiś sens. - rzekł jeszcze, odchodząc na bezpieczną odległość. Kiwnął im głową na pożegnanie, aktywował Bifrost, a jedyne, co po nim zostało, to wypalony ornament na trawie.
- Niby bóg, a trawników nie szanuje. - westchnął Stark, klikając guzik na pilocie od auta. Audi R8 podjechało do nich, kierowane automatycznym pilotem. Westchnął ciężko.
- Będę za wami tęsknił. A wy za mną?
- Przestań biadolić, pewnie się zobaczymy za jakiś czas na obiedzie u mojej mamy. Powiedziała, że nie odpuści sobie porządnej parapetówki na tym zadupiu. -prychnęła Belle, stając obok kapitana.
- Cóż, przynajmniej na razie, czas na mnie. Może zrobię tak jak Barton, kupię Pepper chałupę, a nóż jej nikt nie wysadzi.
- Proste życie, co?
- Wam też się kiedyś uda. - odparł, uśmiechając się, kiedy Belle wsunęła dyskretnie dłoń w palce Rogersa.
- Wolę nie zapeszać. Mam jeszcze do rozruszania mrożonkę, którą ktoś wyciągnął na biegunie parę lat temu. - prychnęła, opierając się na ramieniu kapitana. Ten potarł delikatnie jej ramię.
- Poradzicie sobie?
- To nasz dom. - odparł Steve, uśmiechając się lekko. - Oczywiście, że tak.
Tony wsiadł do auta i odjechał wkrótce potem, znikając w gąszczu krzaków okalających drogę. Belle westchnęła, zerkając na Steve'a.

Rozpoczęli właśnie kolejny rozdział.

Daughter of goddess || AVENGERS || 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz