8. Demon z przeszłości

100 10 0
                                    

- Steve, spójrz na mnie.

Co z tego, że trzymała w dłoniach jego twarz w czułym geście, co z tego, że serce rwało się jej na strzępy, co z tego, że chciała mu pomóc? To błękitne spojrzenie, zawsze ciepłe i czułe, zawsze dobrotliwe i wesołe, teraz było jak skuty ciężkim mrozem lód.
- To ta jędza namieszała nam w głowach. – rzekła dobitnie, wbijając palce w jego policzki. Czuła pod opuszkami jego zaciskające się szczęki, a mrużące się oczy nie zapowiadały niczego dobrego.
- To dlaczego nie mogę o niej zapomnieć, co? – warknął wściekle, zabierając jej ręce. Zacisnęła usta, wiedząc dobrze, że mówił o swojej pierwszej miłości, Peggy Carter, która teraz leżała w Atlantic City, w jednym z domów spokojnej starości, chora na postępującą demencję. – Dlaczego cały czas ją widzę?
- Uspokój się. – odparła, rozpaczliwie przesuwając dłońmi po jego ramionach i karku. – Mnie też to nęka, ale nie możemy się temu poddać.
- To niby co ty widziałaś, że tak ci to usiadło na umyśle? – chwycił ją za ramiona i nią potrząsnął, widocznie wściekły i sfrustrowany. Wzięła głęboki oddech i spojrzała mu w oczy, próbując nie poddać się nadchodzącej fali rozpaczy.
- Widziałam, jak wszyscy zginęliście. – szepnęła. – Przeze mnie. Potem ty... - zacięła się, uważając na słowa. – Ty...
- Co ja? – syknął.
- Zabiłeś mnie i wyrzuciłeś przez okno naszej wieży. – odparła. – Cały czas słyszę jedno zdanie, które boję się, że niedługo faktycznie usłyszę. Cały czas w mojej głowie słyszę „Nie jesteś jedną z nas". – dodała. – Więc nie jesteś tylko ty z tą swoją wizją o niespełnionej miłości, kapitanie. Ja też cierpię.
W końcu zareagował. Najpierw wsunął dłonie na jej pas, żeby chwilę potem zacisnąć je na jej koszulce na plecach. Przyciągnął ją do siebie.
- To spróbujmy zapomnieć oboje. – szepnął, zaciskając dłonie mocniej.
- Mieliśmy zwolnić. – rzekła cicho. Złączył razem ich czoła; czuła na ustach jego gorący oddech, jego ręce przesuwały się subtelnie po jej pasie, zahaczając co jakiś czas o zmarszczony materiał podkoszulki.
- Wybacz, ale przy tobie nie jestem w stanie się powstrzymać.
Przesunął kciukiem po jej dolnej wardze, kiedy położyła dłonie na jego bicepsach. Tym jednym zdaniem sprawił, że nie mogła już racjonalnie myśleć, pozostało jej tylko czekać aż w końcu ją pocałuje.
Wzdrygnęła się, kiedy musnął swoim nosem jej policzek.
- Nie uciekaj ode mnie, złotko. – rzekł nisko.
- Nie uciekam. – szepnęła. – Już nie.
Po raz kolejny podarował jej jeden z tych słodkich, czułych pocałunków, który mimo tego, że z każdą sekundą nabierał na intensywności, nie zamienił się w dziki, przepełniony pożądaniem akt. Nie minęło jednak kilka sekund, kiedy Steve, kompletnie zamroczony obecną sytuacją stał się zachłanny, zaczął używać coraz więcej siły. Jego palce zaczęły wbijać się w jej skórę na plecach i karku, przyciągając ją do niego coraz bardziej, o ile to było w ogóle możliwe. Rogers zachowywał się tak, jakby chciał ją przeniknąć. Wkrótce zaczęło brakować jej oddechu, aż poczuła to w płucach, które zatętniły lekkim bólem. Mężczyzna jednak zlitował się nad nią, przerywając pocałunek, ponownie łącząc ich czoła.
- Chcę ci powiedzieć tak wiele... - zaczął, przełykając z trudem ślinę. Zacisnął oczy i zęby, próbując się skupić. W końcu zobaczyła jego tęczówki, które lśniły, jakby złowieszczo. - Ale boję się, że znowu się odwrócisz. Że to cię przytłoczy.
- Zachowaj to na inną chwilę. Kiedy będziesz bardziej pewny.
- Ja jestem. Nie wiem tylko, czy ty jesteś.
Wziął kolejny, głęboki wdech, ponownie zaciskając zęby.
- Chcę, żebyś w końcu była moja... - wysapał. Wbił palce w jej skórę na talii. – Całkowicie moja. A ja twój.
Nie wiedziała co ma zrobić. Steve nigdy nie był przy niej aż tak poważny, nigdy nie mówił jej takich rzeczy. To były jego myśli czy mamrotanie wywołane wizjami Maximoff?
- Jestem. – odparła, nie bardzo wiedząc co ma mówić. W głębi duszy jednak była pewna, że należy do niego. I to od pierwszego dnia, w którym go zobaczyła na izbie przyjęć w Waszyngtonie. Jego twarz zaczęła się kurczyć w niemym wyrazie bólu. – Jestem.
Szybko objęła go za szyję i barki, wspinając się na place. Steve otoczył ją ramionami w pasie i znowu przyciągnął do siebie, opierając czoło w zgięciu jej szyi. Zaczęła przesuwać paznokciami jednej ręki po skórze jego karku w uspokajającym geście. Drugą delikatnie pocierała go między łopatkami.
- Jestem przy tobie. – dodała, całując go nad uchem. – I nigdzie się nie wybieram, słońce.
- Boję się, że jednak będzie inaczej. – odparł, wzdychając. – Boję się, że cię stracę.
- Nie można rozpatrywać czegoś, o czym nie masz pojęcia. – rzekła, opierając głowę na jego barku. – Przed nami całe życie, nie zakładaj najgorszego.
- Zakochałem się w tobie. – wyrzucił z siebie. – Jak mały, oczarowany piękną kobietą uczniak.
- Nie myl miłości z zauroczeniem. – zachichotała, próbując nie dać narastającemu niepokojowi.
- Zauroczony byłem, kiedy uratowałem cię przed pobiciem. – odparł. Odsunął się od niej i złapał mocno za jej policzki, przez co zaczęła się w niego patrzeć jak urzeczona. – I co teraz? Dalej będziesz mi mówić, żebym nie gdybał? Dalej będziesz teraz twierdzić, że faktycznie: jesteś moja? Bo ja wiem, że należę do ciebie.
- I do Peggy. – westchnęła, spuszczając wzrok. Kiedy uniosła oczy, uśmiechnęła się smutno. – Nie zaprzeczysz temu. Maximoff opierała się na naszych największych lękach. Zobaczyłeś ją, nie mnie. Nawet jeśli bardzo bym chciała, żebyś był mój, tak nigdy nie będzie. Między nami zawsze stanie piękna agentka Carter, której podobiznę nosisz w swoim kompasie. Widziałam, nawet nie próbuj się tłumaczyć.
- Tylko, że jej teraz tutaj nie ma. I wkrótce nie będzie.
- Ale zostanie tutaj. – dotknęła palcem wskazującym jego czoła. – I tutaj.
Położyła rękę na jego lewej piersi, czując pod palcami jego drgające mięśnie.
- Jak mam konkurować z kobietą, która była twoją pierwszą miłością, co? Ona nie zniknie bo ty będziesz tego chcieć. Zostanie.
- Można kochać więcej niż jedną osobę, Belle. Z kim mam większe szanse? Z tobą, będącą tutaj i teraz, czy z Peggy, która umiera i przeżyła już swoje życie? Jest demonem z przeszłości, którego nie potrafię się pozbyć. Nie sam.
- Nie chcę zostać twoim kolejnym demonem, Steve. – ściągnęła brwi. Uśmiechnął się lekko.
- Posada anioła też jest wolna. Cóż, była, bo ją zajęłaś.

Daughter of goddess || AVENGERS || 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz