7. Goście

94 8 0
                                    

Zerwała się gwałtownie do siadu, dysząc ciężko. Widmo przerażającego snu dalej kołatało jej w głowie, czemu nie pomagał szum jeta i lekkie turbulencje. Z tego co zauważyła, nie tylko ona wyszła bez szwanku. Oprócz Tony'ego i Clinta każdy z nich wyglądał jak z krzyża zdjęty.
- Jak sytuacja?
- Media was kochają, reszta świata niekoniecznie. – usłyszała głos Marii gdzieś przed sobą. – Nie ma jeszcze oficjalnego nakazu aresztowania Bannera, ale to tylko kwestia czasu.
- Jak z moją fundacją? – spytał Tony, lekko zaniepokojony
- Już na miejscu. Jak reszta?
- Wszyscy... Dostaliśmy baty. Wyliżemy się jakoś. – rzekł Stark, opierając się o ścianę.
- Póki co nie radziłabym wam wracać do wieży, a od Nowego Jorku trzymałabym się jak najdalej na waszym miejscu.
- Czyli co, mamy się ukryć?
- Dopóki nie znajdziemy Ultrona, nie mam nic więcej do zaoferowania.
- Tak jak i my. – Tony westchnął i rozłączył się z Marią. Podszedł potem do Bartona i zagadał go.
- Wszystko w porządku?
Zobaczyła przed sobą butelkę z wodą. Odsunęła ją od siebie z grymasem i oparła się lewym bokiem o metalową ściankę od stołu.
- Powiedzmy. – odparła. – Czuję się, jakbym wzięła za dużo hydroksyzyny, głowa mi chce pęknąć... - zaczęła masować swoje skronie, czując jak ból głowy zaczyna narastać. – Co się stało?
- Ta wiedźma Maximoff dobrała się nam do głów. – Steve usiadł obok niej, opierając się plecami o stół.
- Co jest z Bruce'm?
- Dostał najbardziej. – odparł blondyn, wzdychając. – Rozniósł pół miasta, Tony ledwo co go powstrzymał. Z resztą wszyscy dostaliśmy w kość, Nat nie może się dobudzić.
Belle przesunęła się do mężczyzny i usiadła obok niego, opierając głowę o jego ramię. Po chwili namysłu wsunęła rękę pod jego ramię, przytulając się.
- Gdzie teraz lecimy? – szepnęła, zerkając na niego z dołu.
- Ponoć w bezpieczne miejsce. - odparł Rogers, gładząc ją po dłoni. Skupił na tej czynności przez moment całą swoją uwagę, widziała, jak chce coś powiedzieć.
- Coś nie tak?
- Powinnaś porozmawiać z Tony'm. – rzekł cicho, nie patrząc na nią. – Widać było, że się martwi o ciebie, nawet się tobą zajął, jak tylko cię znaleźliśmy.
- Nie wiem, czy to dobry pomysł. – odparła, wypuszczając powietrze. – Wydawał się taki zdystansowany jak lecieliśmy tutaj z Nowego Jorku...
- To było rano. – pocieszył ją. – Idź, wyjdzie to wam na dobre.
- Siedzimy w ciasnej, metalowej puszce, Steve. Myślisz, że to dobry pomysł, zwłaszcza, jak któreś się wkurwi?
- Może i masz rację. – odparł i zerknął ku Bartonowi. – Jest środek nocy, powinnaś się przespać.
- A ty? Tak samo jesteś poturbowany jak ja.
- Dam radę.
Parę minut później leżała z głową na jego kolanach, gapiąc się w sufit samolotu jak sroka w gnat. Jak długo uda się jej jeszcze grać? Jak ma spojrzeć Starkowi w oczy, wiedząc, co zrobiła?
Co jeśli będzie chciał ją przeprosić za bezpodstawne oskarżenia, które w istocie takie nie były?

Jet zakołował nad rozległą, zieloną łąką. Belle z zaciekawieniem wyjrzała przez wąskie okienko, widząc otaczające ich lasy i jeziorka. Biały dom z zielonym dachem wyglądał jak wyciągnięty z opowieści o Ani z Zielonego Wzgórza.
Zupełnie jak w Pound Ridge.
Stanęła przy wyjściu z samolotu, pozwalając innym ją ominąć. Miała już dać krok do przodu, kiedy pewna ręka złapała ją w pasie, przyciągając jednocześnie do silnego korpusu.
- Uważaj młoda, bo się wywrócisz.
- Och, dziękuję, Tony.
Szli ostatni, Stark nawet nie myślał o odstąpieniu jej na krok. Trzymał ją mocno.
- Przepraszam. – rzekła cicho, starając mu się nie patrzeć w oczy.
- Za co? – odparł zdziwiony, posyłając jej takież spojrzenie. – O czymś nie wiem?
- Za to, że na ciebie naskoczyłam w wieży. Powinnam najpierw pomyśleć, dopiero potem mówić.
- To ja powinienem cię przeprosić. – odparł, wzdychając. – Oskarżyłem cię o coś, czego nie zrobiłaś.
- Byliśmy zdenerwowani, a wiadomo, że w nerwach mówi się coś, czego nie powinno się mówić.
- Może i masz rację. – westchnął. – Nie lubię się kłócić.
- Tak jak i ja.
- Czyli zgoda?
- Zgoda.
Ogromna żmija w jej przełyku zaczęła pełznąć w górę, kąsając bezlitośnie po drodze. Coraz gorsze poczucie winy zaczęło ją obezwładniać i powoli już przestawała je dusić w sobie. Te przeprosiny, choć szczere, były jakże ironiczne – właśnie wybaczyła komuś fakt, że oskarżył ją o zabójstwo, którego faktycznie w tajemnicy dokonała.
Kiedy weszli na ganek, widziała, jak Thor rozgląda się dookoła, dziwiąc się.
- Co to za miejsce?
- Kryjówka? – spytał Tony, wchodząc z Belle bezpośrednio za Nat i Clintem.
- Oby. – mruknął Hawkeye, przekraczając próg domu. – Kochanie, wróciłem!
- Kochanie...? – Belle uniosła brew, wchodząc do obszernego salonu. Z kuchni wyszła piękna, niska brunetka, w widocznej, na pewno zaawansowanej ciąży. Belle była pewna, że nie tylko ona wybałuszyła oczy i nie patrzyła na tą parę z szokiem i konsternacją.
- Hej, przepraszam że nie uprzedziłem. – Barton podszedł do kobiety, całując ją na powitanie.
- To agentka, na 100%. – mruknął do blondynki Stark.
- Cześć. – kobieta oddała pocałunek, a potem przeniosła wzrok na resztę zespołu, obejmując Clinta w pasie. Ten się uśmiechnął i wskazał na nią. – Moi drodzy, to Laura.
- Wasze imiona znam. – odparła, uśmiechając się lekko. Kilka pukli jej włosów opadło na lewe ramię.
Belle musiała przyznać, że atmosfera zrobiła się nieco niezręczna. Nie wiedziała gdzie podziać wzrok, więc doszła do kobiety, podając jej rękę. Raz kozie śmierć.
- Mnie możesz nie kojarzyć. – uśmiechnęła się lekko. – Jestem Belle. Albo Higgs, jeśli wolisz.
- To ty? – Laura otworzyła lekko usta, widocznie w szoku. – Clint mi nie wspominał, że jesteś kobietą. Wszyscy myśleliśmy, że Natasha to jedyny rodzynek.
- Wszyscy...?
Nagły tupot nóg nakazał im spojrzeć w lewo, na schody. Do salonu wpadła dwójka dzieciaków, młodsza dziewczynka w dwóch warkoczykach i chłopak, który zaczynał wchodzić już w nastoletni okres. Obydwoje obłapili łucznika, widocznie stęsknieni. Clint wziął na ręce dziewczynkę, a chłopca pocałował w głowę, przyciągając do siebie.
- A to mniejsi agenci. – Tony dalej nie wierzył w to co zobaczył.
- Przepraszamy za najście. – zaczął Steve, kompletnie ignorując Starka.
- Zadzwonilibyśmy, ale byliśmy pewni, że nie istniejecie. – wciął się z przekąsem brunet, składając ręce.
- Fury pomógł mi to ogarnąć, kiedy wstąpiłem do TARCZY. Nie ma tego w aktach i chciałbym, żeby tak pozostało.
Laura i Natasha przywitały się serdecznie ze sobą, widać, że bardzo dobrze się znały. Belle z zainteresowaniem obserwowała je obie, zwłaszcza gładzącą po brzuchu Laurę, Nat.
Thor bez pardonu wyszedł na zewnątrz, przez co ona i Steve zerwali się, wychodząc za nim.
- Thor! – zawołała, zbiegając po stopniach werandy. Blondyn zatrzymał się nagle, patrząc tajemniczo na ich dwójkę.
- Widziałem coś w tym śnie. Potrzebuję odpowiedzi, a wiem, że tu ich nie znajdę.
Zawinął szybko młotem i odleciał, nie pozostawiając nawet słowa wyjaśnienia. Belle westchnęła ciężko, a potem odwróciła się do Rogersa; zobaczyła jednak tylko jego szerokie barki. Widmo przykrych wizji widocznie ciągnęło się również za nim.

Daughter of goddess || AVENGERS || 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz