13. Plac zabaw

92 8 2
                                    

- Bannera w teczkę i na wycieczkę, młoda!
Sapnęła, zataczając koło. Wisiała właśnie jakieś paręnaście metrów nad dachem starej siedziby Struckera, kiedy Stark, świergoląc wesoło swoje wierszyki, przemknął obok niej.
- Bannera? – sapnęła, przyciskając słuchawkę. – Tony, coś ty wymyślił?
- FRIDAY namierzyła Nat, jest w podziemiach, Thor się już tam przebija. Bierz Bannera, on już skończył ewakuację, pomoże ci. – usłyszała Clinta, a potem kilka świstów. Coś trzasnęło w jej słuchawce.
- Jestem przy wejściu!
- Banner, stój tam, lecę!
Pamiętała jak przed paroma dniami, czy niecałym tygodniem, wleciała tymi samymi drzwiami do środka co teraz, jak walczyła pierwszy raz Wandą i potem obezwładniła Struckera. Teraz się jej to wydawało tak odległe, jak wstąpienie do armii.
Banner stał jak kołek przy wejściu do podziemi. Wylądowała niezgrabnie obok niego, opierając się rękoma o kolana.
- Jak ewakuacja?
- Sprawna. Zrobiłem co mogłem, reszta dalej biega po mieście.
- To w takim razie poszukajmy tego cwanego liska.
Podziemia ciągnęły się w nieskończoność. Belle starała się nie dotykać niczego wokół niej z dwóch powodów – zarazki, o których nauczyła się zbyt wiele i ostrożność, by niczego nie uruchomić przez przypadek.
- W ten sposób prześpimy całą akcję. – westchnęła i zatrzasnęła maskę. – ROSE, zeskanuj cały poziom, jak znajdziesz...
Nie zdążyła dokończyć zdania, kiedy AI przemówiło.
- Widzę jedną osobę na piętrze niżej, zejście jest za ścianą.
Ruszyli tam od razu, nawet nie odzywając się słowem. Dopiero niżej, jak Banner dorwał jakieś podejrzane działko, zaczął nawoływać rudą.
Słaby głos z końca pomieszczenia tylko potwierdził, że dotarli do celu.
- Macie klucz? – Nat, poobijana, ale żywa, złapała się za karty. Belle stanęła za Bruce'm, kiedy zaczął mierzyć w zamek. Strzał później ściskała się już z Romanoff, ciesząc się jak jasna cholera.
- Jak sytuacja? – spytała, patrząc na naukowca.
- Pomogłem przy ewakuacji, odwaliłem swoją część roboty. Miałem cię znaleźć z Belle i oto jesteśmy. – rzekł. Blondynka zmrużyła oczy, widząc, jak dwójka gapi się na siebie. Z błyszczącymi oczami, lekkimi uśmiechami...
- No chyba sobie jaja robicie. – parsknęła. – Dlaczego ja nic o was nie wiem?!
Spojrzeli na nią zaskoczeni, ale nie zanegowali tego co powiedziała.
- Dobra, nie ma na co czekać. – rzekła Nat, mając już odejść do wyjścia. Bruce złapał ją za ramię.
- Miałem cię znaleźć, robota zrobiona. – zaczął. O'Shea wywróciła oczami, widząc do czego to zmierza i miała się już odwrócić, ale coś ją powstrzymało.
- Więc... - Romanoff przekrzywiła głowę. – Chcesz... uciec?
- Jeśli ty tego chcesz.
- Najpierw musimy stąd wyjść, gołąbeczki. – odparła Belle, kiedy strop budynku zaczął się kruszyć. – Inaczej nie zrobicie sobie wakacji w Jacksonville.

Wypadli przez walące się mury, docierając na skraj ogromnej dziury w ziemi.
- Musimy uciekać, wszystko się wali. – Banner zasłonił je swoim ciałem.
- Nie zamienisz się w zielonego? – spytała Natasha, uważnie go obserwując.
- Staram się trzymać fason przy damach. – odparł, podchodząc do niej bliżej. Belle wywróciła oczami, ale przez jej usta przebiegł malutki uśmieszek.
- Uwielbiam cię. – i stało się to, co podejrzewała. Nat i Banner zaczęli się całować, jakby jutro miało nie nadejść. -...ale potrzebuję drągala.
Pchnęła go w wyrwę. Blondynka westchnęła, biorąc się pod boki, stając przy przyjaciółce.
- Jesteś pewna?
Ryk jej przerwał. Banner, a raczej Hulk, wyskoczył z dziury, cały wielki i zieloniutki.
- Jak cholera.
Otoczenie się nagle zatrzęsło, co spowodowało, że przez moment ogarnęło ją uczucie paniki.
- Coś jest nie tak.
Maska Belle, ponownie tego dnia, zatrzasnęła się na jej twarzy z metalicznym trzaskiem.
- Tryb walki aktywny.
Nat obserwowała, jak elektroniczne oczy na masce zwężają się, a potem rozświetlają na czerwono.
- Rozdzielamy się.

Leciała jak strzała w kierunku miasta. Nie dbała o budynki i otoczenie, bo wiedziała, że nikogo już w nich nie ma.
Po drodze zgarnęła dwójkę robotów i wbiła je w ścianę, ochraniając kapitana przed niechybnym roztarciem na miazgę.
- Jak poszło? – rzekł, rzucając tarczą. Odbiła się od trzech maszyn i wróciła do jego ręki.
- Nat jest bezpieczna, ale Banner biega po lesie jako wielka zielona landrynka. – sapnęła, wbijając kolejnej puszce pięść prosto w metalową głowę. Wyrzuciła kukłę lekko w górę, a potem wymierzyła w nią potężnego kopniaka z półobrotu. Dzięki temu android zajął miejsce pomiędzy wcześniejszymi dwoma.
- Mamo?! – rzuciła do interkomu, z wrzaskiem rozpoławiając kolejnego droida swoją barierą. – Gdzie jesteś?!
- Próbuję być żywa, ale twój kolega mi nie pomaga! – krzyknęła Diana, a zaraz potem świst i huk dobiegł uszu młodszej. – Nie strzelaj we mnie, Stark, tylko w nich! Bo nie dostaniesz ciasta, gówniarzu!
- Przepraszam, pani mamo! Już nie będę!
Jak boga kochała, czasami miała ochotę sama złoić Tony'emu dupsko za te jego odzywki.
- FRIDAY! Co z Vision'em?!
- Wypędził Ultrona z internetu, nie ma już szansy, że tamtędy ucieknie.
Odetchnęła, poświęcając uwagę walce. Tych robotów zaczęło się pojawiać coraz więcej i więcej, jakby cała ta farsa nie miała końca. Ale postanowiła, że nie może ich zawieść. Nie w takiej chwili.
Skumulowała w dłoniach jak najwięcej energii mogła. Przez moment stała na środku rynku, kuląc się, jakby moc ściągała ją w dół.
- PADNIJ! – wrzasnęła do Rogersa, a potem uwolniła to, co zgromadziła. Kula mocy, jak powolny pocisk, zaczęła opadać na ziemię. Przy jej zetknięciu z podłożem uwolniła się fala uderzeniowa, która zmiotła drobniejsze rzeczy na swojej drodze. Potem oślepiający błysk zalał teren, a nadchodzące roboty uderzyły w każdą możliwą ścianę, przestając działać.
- Oj. – szepnęła, widząc, jak ziemia na powrót zaczyna pękać, a kolejne kreatury zaczynają z niej wypełzać. Kiedy poczuła dłoń kapitana w swojej dłoni, obróciła na moment głowę w jego kierunku zaskoczona.
- Wyrzucę cię w górę. Puść jeszcze raz taką bombę, zanim będzie ich więcej.
Zanim jednak zdążyli to zrobić, chwilowy pisk w ich uszach ich otumanił. Ziemia zadrżała, a dziwne uczucie, podobne do tego podczas jazdy windą, zaczęło jej wywracać żołądek do góry nogami.
- Co jest?! – krzyknęła, próbując utrzymać równowagę. – Tony, co jest?!
- Ultron uruchomił głowicę w kościele, Sokovia...
Zakłócenia całkowicie ucięły jego wypowiedź, ale zastąpiło ją coś innego. Głos, jak dzwon, rozbrzmiał w ich uszach.

Daughter of goddess || AVENGERS || 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz