Rozdział 14 - Między życiem a śmiercią

238 20 18
                                    

Kiedy do uszu Latony dotarła wiadomość, że za plecami nauczycieli odbywa się żywy handel talizmanami, amuletami i innymi środkami ochronnymi, które miałyby uchronić osoby niebędące czystej krwi przed atakiem potwora z Komnaty Tajemnic, poczuła, że kłębią się w niej wielkie pokłady dumy. Jeśli wcześniej uważano, że Latona puszy się na każdym kroku i wielce przeżywa istotę swojej popularności, dopiero teraz dała wszystkim w kość.

Latona o mały włos nie zahaczała nosem o sufit i nosiła się po Hogwarcie jak księżniczka, chwaląc się tym, że jest bezpieczna, bo od stuleci jej rodzina ma czystą krew i żaden potwór jej nie straszny. Odrzucając lśniące, czarne włosy na plecy, z dumą przechadzała się po zamku w przerwach pomiędzy lekcjami.

Wszyscy powoli mieli jej dość, wielce się rozczarowując, że znana w całej Anglii Latona Warell okazała się pustą, szukającą okazji do dokuczenia komuś popleczniczką gangu Malfoya, co było jedną wielką nieprawdą. Latona miała po prostu... klapki na oczach.

Nie mniej jednak jeszcze nikt nigdy nie usłyszał obraźliwego określenia dzieci mugoli z jej ust.

Na czwartkowej lekcji eliksirów zadaniem drugoklasistów było uwarzenie Eliksiru Rozdymiającego. Latona, która z eliksirami nie była za pan brat, korzystała z pomocy Tracey uważając na bystre oczy profesora Snape'a. Latona po dziś dzień zastanawiała się, co chodziło mu po głowie rok wcześniej, kiedy siedziała w ławce z Harrym Potterem, rozprawiając o Gryffindorze, a on podszedł do nich, przyjrzał się im i odszedł, łypiąc na nich w zadumie.

Latona nie miała więcej czasu na rozmyślania. Wszyscy usłyszeli syk i furkot, a w chwilę później coś wylądowało w kociołku Goyle'a, pracującego kilka stolików dalej i nastąpiła wielka eksplozja. Latona rzuciła się na Tracey, powalając ją na ziemię, chroniąc się przed eliksirem, który rozprysnął się po całym lochu. Ucierpiała większa część klasy, Goyle miał oczy jak talerze, kilku Gryfonów ramiona jak maczugi, a Malfoy nos nabrzmiały do rozmiarów małego melona.

Czując i widząc, że jej oraz Tracey nic nie dolega, Latona rozejrzała się po klasie ale nic nie wskazywało na to, że komuś było do śmiechu.

— CISZA! — ryczał Snape. — Wszyscy, którzy zostali poszkodowani niech podejdą tutaj po Wywar Dekompresyjny. Jak się dowiem, kto to zrobił...

Ku zdziwieniu Latony, czarne oczy Snape'a wbiły się w jej oczy. Snape miał prawo podejrzewać o to Latonę, była przecież nietknięta, ale z pewnością nie była też na tyle głupia, aby odpalić fajerwerki w klasie i sam chyba też to zauważył, bo przeniósł wzrok na kogoś innego.

Tydzień później na tablicy ogłoszeniowej w pokoju wspólnym Slytherinu pojawił się świeżo zapisany świstek pergaminu. Latona i Malfoy przepchnęli się bliżej i odczytali, że powstaje klub pojedynków, a pierwsze zajęcia mają odbyć się tego wieczoru.

— Pojedynki? Wchodzę w to — powiedziała Latona, zacierając ręce. — Nie miałam jeszcze okazji dobrze przetestować mojej różdżki, a Ollivander powiedział, że jest naprawdę potężna.

— To nie różdżka definiuje moc czarodzieja, a jego talent i umiejętności — oznajmiła Dafne.

— Tym bardziej powinnam tam pójść — zaśmiała się wdzięcznie Latona, ukazując szereg białych zębów. — W końcu złamałam średniowieczną klątwę, klub pojedynków to będzie dla mnie pestka.

— Myślicie, że ma to związek z atakami i Komnatą Tajemnic? — zapytał Malfoy, przyglądając się tablicy ogłoszeń. — Bo mi się wydaje, że tak. Dumbledore nie chce, aby komuś jeszcze coś się stało, bo wtedy prasa zacznie węszyć i jego kariera legnie w gruzach. Tak bardzo chciałbym zobaczyć jego wszystkich szlamowatych przyjaciół w skrzydle szpitalnym...

Lesser evil || Harry Potter fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz