Rozdział 2 - Twardy orzech do zgryzienia

600 31 4
                                    

Od czasu pogrzebu Lily i Jamesa minęło niespełna dziesięć lat, po których nic już nie było w stanie zadziwić państwa Warellów. Wydarzyło się tyle wspaniałych, jak i strasznych rzeczy, że Aurora i Alexander woleliby o nich jak najszybciej zapomnieć. Żyli w dostatku, doczekali się ciepłych posad w Ministerstwie Magii i przez kilka lat trzymali pod swoim dachem nawet kota Potterów, ale ten zwiał, kiedy nieświadoma niczego Latona zaczęła mu uporczywie dokuczać.

Latona nie pamiętała wujka Remusa, który zniknął tuż po pogrzebie, ani czasu, w którym opiekował się nią tylko Alexander. Była bardzo wyrośnięta jak na swój wiek. Miała gęste, lśniące czarne włosy, chudą, diamentową twarz i błękitne, duże oczy. Surowa ręka rodziców sprawująca nad nią pieczę wcale jej nie przeszkadzała. Aurora i Alexander wytłumaczyli jej bardzo dokładnie, co o niej sądzono i od tego czasu Latona obiecała sobie, że zniesie wszystko, aby spełnić ich oczekiwania.

Latona czuła się wspaniale, gdy losowi czarodzieje ściskali jej dłonie na ulicy lub spoglądali na nią łaskawie, gdy wychodziła gdzieś z rodzicami. Wiedziała, że od czasu jej narodzin ciążyła na niej wielka odpowiedzialność. Była z tego powodu bardzo dumna i uważała, że naprawdę jej się poszczęściło.

Warellowie nadal mieszkali w swoim domu na Colville Terrace pod numerem dziewiątym w kolorowej dzielnicy Londynu, Notting Hill i nic nie wskazywało na to, że cokolwiek miałoby im w tym przeszkodzić. Sąsiedzi nie widzieli niczego dziwnego w przechodzącym z pokolenia na pokolenie śnieżnobiałym piętrowym domu, w którego oknach zawsze stały donice z pięknymi kwiatami.

Ten dzień nie różnił się niczym od pozostałych, z wyjątkiem faktu, że była sobota i Warellom nie spieszyło się ani do pracy, ani gdziekolwiek indziej. Dom pod numerem dziewiątym otoczyła aura oczekiwania; zbliżały się jedenaste urodziny Latony i niecierpliwie czekano na list z Hogwartu, który potwierdzałby, że Latona już wkrótce rozpocznie tam naukę.

Gdy wielka sowa zastukała w okno, Latona wylegiwała się w swojej sypialni, czytając jakąś książkę o przygodach białowłosego mordercy potworów, którego podopieczna właśnie ocknęła się na środku pustyni. Jej pokój był mały i zagracony, mieściło się w nim wygodne łóżko, sporo szafek i półek oraz oblepiona naklejkami szafa na ubrania i duże biurko.

Latona, zobaczywszy sowę, zerwała się na nogi i otworzyła okno. Ptak podał jej wdzięcznie pożółkniętą kopertę i odleciał, gruchając.

— Mamo, tato! — zawołała, zbiegając po schodach. Wpadła do kuchni, gdzie Aurora i Alexander pili kawę i czytali najnowsze wydanie "Proroka Codziennego", najpopularniejszej czarodziejskiej gazety. — Przyszedł! Mój list przyszedł!

— No, to otwieraj go i czytaj! — powiedział Alexander, odkładając czasopismo. Aurora ułożyła się wygodnie w fotelu i spojrzała na nią z dobrocią.

Latona rozerwała woskową pieczęcią z herbem: lew, orzeł, borsuk i wąż wokół dużej litery H. Z drugiej strony listu napisane było:

Pani L. Warell
Pokój na piętrze
Colville Terrace 9

Wielki Londyn

Londyn


W środku, jak się spodziewała, zastała list potwierdzający przyjęcie jej do szkoły oraz listę rzeczy, które musiała mieć, aby rozpocząć naukę w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Poczuła, że kraśnieje z dumy.

Latonie zdawało się, że wiedziała już o magii wszystko i nie pozostało jej nic, tylko wziąć do ręki różdżkę i wyczarować cuda-niewidy. Jeśli pójdzie do szkoły, pomyślała, z pewnością będzie najlepsza w klasie.

Kilka tygodni później Alexander i Aurora stwierdzili, że to najwyższy czas, aby wybrać się na zakupy. Wszyscy ładnie się ubrali, a potem złapali się za ręce i wtem zniknęli w wirze barw, a Latonę ogarnęło uczucie, jakby przeciskała się przez wąską, gumową rurkę. Sekundę później pojawili się w ciemnym i obskurnym Dziurawym Kotle.

Pachniało tam mieszaniną wielu trunków, rozgotowaną kapustą i papierosami. Przy stolikach siedzieli przeróżni ludzie o przeróżnym wyglądzie, a co niektórzy przyprawiali Latonę o dreszcze. Aurora podeszła do baru, pomówiła o czymś z barmanem, który nie miał zębów, a łysą głowę miał tak pomarszczoną, jak orzech włoski, i skinęła na nich głową, aby poszli za nią.

Barman Tom zaprowadził ich na mały placyk za barem, na którym mieścił się tylko kosz na śmieci i rosło parę chwastów. Aurora stuknęła końcem swojej różdżki w kilka cegieł, mrucząc coś pod nosem, a po chwili ostatnia cegła, w którą zastukała, poruszyła się.

W murze zaczęła tworzyć się dziura, jeszcze większa i większa, aż w końcu Latona zobaczyła wąską, brukowaną ulicę ginącą za pobliskim zakrętem.

Chociaż bywała na ulicy Pokątnej często, Latona w tej chwili marzyła, by mieć dodatkową parę oczu. Obracała głowę we wszystkie strony, pragnąc uchwycić wzrokiem wszystko, co się dało. W najbliższym sklepie sprzedawali kociołki. Był też sklep ze zwierzętami, szatami, apteka oraz kwiaciarnia. Kilku chłopców w jej wieku przyciskało nos do witryny sklepu z miotłami.

— Latono, przeczytaj no, co ci trzeba.

Latona wyjęła z kieszeni spodni drugą kartkę, którą jej dostarczono, i przeczytała:

Lesser evil || Harry Potter fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz