Latona dyszała ciężko, charcząc i plując śliną. Nie miała zamiaru puścić ręki Harry'ego, a Harry jej ręki. Brakowało jej tchu, była tak wstrząśnięta i wyczerpana, że wszystkie dźwięki zlewały się w jedną całość, tworząc w jej głowie plątaninę wiwatów, śmiechu i krzyków. Czuła, jak całe ciało jej drga, przez zaciśnięte powieki widziała złote światło przedzierające się przez jej skórę.
— Harry! Harry! NA LITOŚĆ BOSKĄ, A TY CO TU ROBISZ?!
Latona i Harry otworzyli oczy. Była ciemna noc, leżeli tam, skąd wystartowali reprezentanci. Obok nich wyrastały trybuny. Ze wszystkich stron otaczały ich białe i przerażone twarze. Latona czuła, jak jad węża krąży w jej krwiobiegu i pozbawia ją świadomości kawałek po kawałku. Zakręciło jej się w głowie, a nudności przybrały na sile. Złote wstęgi fruwały dookoła nich. Tłum krzyczał z przerażenia, wszyscy wskazywali ich palcami.
Nad nimi pochylał się Dumbledore, którego sylwetka to traciła, to odzyskiwała ostrość.
— On wrócił — wyszeptał Harry. — Wrócił. Voldemort.
— Wąż, wielki wąż — wymamrotała Latona. Z jej ciała ciągle toczyła się złota mgła. Dumbledore spojrzał na nią i wytrzeszczył oczy. — Ugryzł mnie, w nogę mnie ugryzł... On wrócił, Czarny Pan, on wrócił...
Korneliusz Knot pojawił się i zawył:
— Mój Boże... Diggory! On nie żyje! Cedrik Diggory nie żyje!
Rozpętało się wielkie zamieszanie. Krzyki potoczyły się w ciemność nocy.
— Harry, puść ich — usłyszała Latona. — Już nic nie możesz zrobić. Dumbledore, Amos Diggory i Alexander Warell już biegną... na Merlina... co się z nią dzieje? Niewiarygodne...
Latona poczuła, jak ręka Harry'ego wyślizguje się z jej dłoni. Zrobiło się gorąco, poczuła, że jej ciałem szarpią konwulsje. Słyszała setki krzyczących głosów i dotyk wielu rąk. Wszędzie było złoto, Knot musiał wachlować się dłonią, aby cokolwiek zobaczyć. Noga Latony piszczała z bólu, tak samo, jak jej blizny, oczy i wszystko, co sprawiło, że magiczna energia się z niej wydostała.
W końcu pociemniało jej przed oczami.
— Knot, nie mamy teraz czasu na twojej wywody na temat prawa! — ryknął, jakby z oddali, głos Snape'a. — Dyrektorze, niech otworzy jej pan usta.
Latona poczuła, jak Snape wlewa jej coś do ust. Zapiekło ją w gardle. Powoli traciła przytomność, jad Nagini zabierał ją światu. Pozwolił jej jednak ostatni raz przed spotkaniem z wieczną ciemnością, zobaczyć rozmazaną twarz Alexandra.
Kodeks Warellów zadrżał w skrytce za obrazem babki Elwiry.⁂
Bezwładne ciało Latony przeniesiono do skrzydła szpitalnego, a przerażonemu tłumowi kazano jak najszybciej wrócić do zamku. Alexander i madame Pomfrey ułożyli Latonę na jednym ze szpitalnych łóżek i podali jej antidotum na jad węża, który przyniósł profesor Snape. Przebrali ją w czyste ubrania, które przyniosły Tracey i Dafne, obmyli z brudu i kurzu i wlali jej do gardła kilka silnych eliksirów regeneracyjnych.
Po chwili do skrzydła szpitalnego przyszedł Dumbledore, Harry i wielki kudłaty pies. Pani Weasley, Bill, Ron i Hermiona odwrócili się gwałtownie, a pani Weasley rzuciła się ku niemu, krzycząc zduszonym głosem:
— Harry! Och, Harry!
— Molly, Harry potrzebuje teraz snu i spokoju. Przeszedł bardzo wiele, ale jeśli chce, abyście przy nim zostali, możecie — powiedział Dumbledore, stając pomiędzy nimi. Pani Weasley kiwnęła głową. Wzrok Dumbledore'a natychmiast padł na Alexandra, którego mało kto zauważył, bo ukrył się za zasłonami. — Alexandrze. Co z nią?
Warell wyłonił się i wszystkie pary oczu zwróciły się ku nim.
— Nie wiem — odrzekł, a głos miał nabrzmiały od łez. — Nie wiem, Dumbledore... Potter, co wyście najlepszego narobili?!
— Alexandrze, musisz dowiedzieć się mnóstwa rzeczy — powiedział dyrektor. — Chodź ze mną. Wspólnie porozmawiam z tobą i z Knotem. Wkrótce do ciebie wrócę, Harry.
CZYTASZ
Lesser evil || Harry Potter fanfiction
FanfictionCZĘŚĆ PIERWSZA Latona wiedziała, że ciąży na niej duża odpowiedzialność za dalsze losy swojej rodziny, od kiedy nauczyła się odróżniać jeden koniec różdżki od drugiego. Przeszła do historii, to fakt, a historia kocha się powtarzać. Gdy Czarny Pan o...