Rozdział 56 - Parę wyjaśnień

75 10 0
                                    

Latona dyszała ciężko, charcząc i plując śliną. Nie miała zamiaru puścić ręki Harry'ego, a Harry jej ręki. Brakowało jej tchu, była tak wstrząśnięta i wyczerpana, że wszystkie dźwięki zlewały się w jedną całość, tworząc w jej głowie plątaninę wiwatów, śmiechu i krzyków. Czuła, jak całe ciało jej drga, przez zaciśnięte powieki widziała złote światło przedzierające się przez jej skórę.

— Harry! Harry! NA LITOŚĆ BOSKĄ, A TY CO TU ROBISZ?!

Latona i Harry otworzyli oczy. Była ciemna noc, leżeli tam, skąd wystartowali reprezentanci. Obok nich wyrastały trybuny. Ze wszystkich stron otaczały ich białe i przerażone twarze. Latona czuła, jak jad węża krąży w jej krwiobiegu i pozbawia ją świadomości kawałek po kawałku. Zakręciło jej się w głowie, a nudności przybrały na sile. Złote wstęgi fruwały dookoła nich. Tłum krzyczał z przerażenia, wszyscy wskazywali ich palcami.

Nad nimi pochylał się Dumbledore, którego sylwetka to traciła, to odzyskiwała ostrość.

— On wrócił — wyszeptał Harry. — Wrócił. Voldemort.

— Wąż, wielki wąż — wymamrotała Latona. Z jej ciała ciągle toczyła się złota mgła. Dumbledore spojrzał na nią i wytrzeszczył oczy. — Ugryzł mnie, w nogę mnie ugryzł... On wrócił, Czarny Pan, on wrócił...

Korneliusz Knot pojawił się i zawył:

— Mój Boże... Diggory! On nie żyje! Cedrik Diggory nie żyje!

Rozpętało się wielkie zamieszanie. Krzyki potoczyły się w ciemność nocy.

— Harry, puść ich — usłyszała Latona. — Już nic nie możesz zrobić. Dumbledore, Amos Diggory i Alexander Warell już biegną... na Merlina... co się z nią dzieje? Niewiarygodne...

Latona poczuła, jak ręka Harry'ego wyślizguje się z jej dłoni. Zrobiło się gorąco, poczuła, że jej ciałem szarpią konwulsje. Słyszała setki krzyczących głosów i dotyk wielu rąk. Wszędzie było złoto, Knot musiał wachlować się dłonią, aby cokolwiek zobaczyć. Noga Latony piszczała z bólu, tak samo, jak jej blizny, oczy i wszystko, co sprawiło, że magiczna energia się z niej wydostała.

W końcu pociemniało jej przed oczami.

— Knot, nie mamy teraz czasu na twojej wywody na temat prawa! — ryknął, jakby z oddali, głos Snape'a. — Dyrektorze, niech otworzy jej pan usta.

Latona poczuła, jak Snape wlewa jej coś do ust. Zapiekło ją w gardle. Powoli traciła przytomność, jad Nagini zabierał ją światu. Pozwolił jej jednak ostatni raz przed spotkaniem z wieczną ciemnością, zobaczyć rozmazaną twarz Alexandra.

Kodeks Warellów zadrżał w skrytce za obrazem babki Elwiry.

Bezwładne ciało Latony przeniesiono do skrzydła szpitalnego, a przerażonemu tłumowi kazano jak najszybciej wrócić do zamku. Alexander i madame Pomfrey ułożyli Latonę na jednym ze szpitalnych łóżek i podali jej antidotum na jad węża, który przyniósł profesor Snape. Przebrali ją w czyste ubrania, które przyniosły Tracey i Dafne, obmyli z brudu i kurzu i wlali jej do gardła kilka silnych eliksirów regeneracyjnych.

Po chwili do skrzydła szpitalnego przyszedł Dumbledore, Harry i wielki kudłaty pies. Pani Weasley, Bill, Ron i Hermiona odwrócili się gwałtownie, a pani Weasley rzuciła się ku niemu, krzycząc zduszonym głosem:

— Harry! Och, Harry!

— Molly, Harry potrzebuje teraz snu i spokoju. Przeszedł bardzo wiele, ale jeśli chce, abyście przy nim zostali, możecie — powiedział Dumbledore, stając pomiędzy nimi. Pani Weasley kiwnęła głową. Wzrok Dumbledore'a natychmiast padł na Alexandra, którego mało kto zauważył, bo ukrył się za zasłonami. — Alexandrze. Co z nią?

Warell wyłonił się i wszystkie pary oczu zwróciły się ku nim.

— Nie wiem — odrzekł, a głos miał nabrzmiały od łez. — Nie wiem, Dumbledore... Potter, co wyście najlepszego narobili?!

— Alexandrze, musisz dowiedzieć się mnóstwa rzeczy — powiedział dyrektor. — Chodź ze mną. Wspólnie porozmawiam z tobą i z Knotem. Wkrótce do ciebie wrócę, Harry.

Lesser evil || Harry Potter fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz