Rano deszcz nie przestawał bębnić w szyby, a zaczarowane sklepienie Wielkiej Sali nadal zdobiły ciężkie, ołowiane chmury. Jedząc pyszne śniadanie, Latona przeglądała plan zajęć na nowy rok szkolny, który wręczył im profesor Snape. Kilka krzeseł dalej Malfoy, Crabbe, Goyle oraz Pansy dyskutowali o Turnieju Trójmagicznym.
— Nie jest tak źle, ale, zobaczcie, opiekę i eliksiry znowu mamy z Gryfonami — powiedziała Dafne, przesuwając palcem po kolumnach tygodniowych zajęć.
— O nie, dzisiaj są dwie godziny wróżbiarstwa — jęknęła Latona, śledząc wzrokiem palec Dafne. — Przynajmniej nie mam starożytnych run.
Nagle w górze zaszumiało i ze sto sów wleciało do Wielkiej Sali, roznosząc poranną pocztę. Latona podniosła głowę, ale zobaczyła tylko jedną, lecącą w ich kierunku — sowa jarzębata nadleciała nad Malfoya i upuściła mu do rąk dużą paczkę, z której wydobył się słodki zapach domowych przekąsek.
— Pewnie znowu zje wszystko sam i się nie podzieli — mruknął Blaise, który siedział obok Dafne. — Wiecie, jak ciężko jest mi się patrzeć na niego, gdy ja głoduję, a on siedzi na łóżku i wsuwa te paszteciki?
Latona parsknęła śmiechem. Chwilę później Ślizgoni byli już na dworze i szli po rozmokłej ścieżce między grządkami warzyw, zmierzając do cieplarni. Latona strasznie nie lubiła zielarstwa, w cieplarniach było duszno, a profesor Sprout nadal trzymała do niej urazę za zniszczenie jej upraw rok temu.
— To są czyrakobulwy — oznajmiła im dziarskim tonem, kiedy razem z Krukonami pozajmowali swoje stanowiska. — Trzeba będzie je wyciskać, będziecie zbierać ropę...
Prawdę mówiąc, czyrakobulwy nie bardzo przypominały rośliny, a wielkie czarne ślimaki wyłażące pionowo z ziemi, a każdy z nich pokryty był błyszczącymi bąblami pełnymi żółtawego płynu. Pani Sprout powiedziała im, aby założyli rękawiczki ze smoczej skóry i zbierali ropę do stojących przed nimi butelek. Pod koniec lekcji mieli już parę litrów.
Prześmierdnięci zapachem przypominającym naftę, po godzinie wyszli z cieplarni i rozdzielili się — Krukoni wspięli się po kamiennych stopniach, idąc na transmutację, a Ślizgoni ruszyli w przeciwnym kierunku, schodząc po łagodnym, trawiastym zboczu ku chatce Hagrida, stojącej na skraju Zakazanego Lasu.
Gryfoni już tam byli. Hagrid stał przed swoim domem, a u jego stóp leżało z tuzin pootwieranych, drewnianych klatek z których wydobywał się dziwny grzechot, przerywany cichymi eksplozjami.
— Doberek! — przywitał ich Hagrid, przygładzając swoją bujną, brązową brodę. — No, nareszcie, Ślizgoni, musieliśmy na was sporo czekać. W tym roku będziemy zajmować się niezwykle interesującymi stworzeniami... Oto sklątki tylnowybuchowe!
— O ja cię sunę! — wyrwało się Tracey i Latona nie wiedziała, czy był to okrzyk podekscytowania, czy przerażenia.
"O ja cię sunę" było naprawdę niezłym określeniem na to, co siedziało w klatkach. Sklątki przypominały zdeformowane, pozbawione pancerza homary z mnóstwem odnóg sterczących w różnych kierunkach. Głowy trudno było w ogóle odnaleźć. W każdej skrzynce była ich blisko setka. Łaziły po sobie i tłukły się na oślep. Co jakiś czas z końca jakiejś sklątki buchały iskry, rozlegało się głośne pyknięcie, a potem stworzonko przelatywało do przodu o kilka cali.
— Dopiero co się wylęgły! — powiedział z dumą Hagrid. — Będziemy się nimi zajmować. Może zrobimy sobie z tego całoroczny projekt, co wy na to?Hagrid zmarszczył czoło i obwieścił, że wszystkiego dowiedzą się na następnej lekcji. Tego dnia musieli je tylko nakarmić, co i tak sprowadziło na nich więcej szkód, niż korzyści. Latonę dręczyło przeświadczenie, że było to zupełnie bezsensowne, bo sklątki nie miały przecież otworów gębowych. Gdy zbliżała się do klatek, zobaczyła przy kilku z nich wystające żądła i dreszcz przebiegł jej po plecach.
— Auuu! — zawył nagle Dean Thomas. — Poparzyła mnie! Strzeliła we mnie! — powiedział ze złością, pokazując Hagridowi oparzoną rękę.
— A... och, tak, to się czasem zdarza, kiedy tak się odrzucają — skwitował Hagrid, kiwając głową.
— Hagridzie, one mają żądła — powiedziała głośno Latona. Kilka osób szybko wyciągnęło rękę ze skrzynek.
— No tak, niektórym one wyrastają! — Hagrid był wyraźnie zachwycony. — Myślę, że te z żądłami to samce, samiczki mają ssawki na brzuchach, chyba do wysysania krwi... No, Warell — zaczął, podsuwając jej pod nos miskę z posiekanymi wątróbkami. — Żądła to chyba nic w porównaniu z Syriuszem Blackiem, co?
CZYTASZ
Lesser evil || Harry Potter fanfiction
FanfictionCZĘŚĆ PIERWSZA Latona wiedziała, że ciąży na niej duża odpowiedzialność za dalsze losy swojej rodziny, od kiedy nauczyła się odróżniać jeden koniec różdżki od drugiego. Przeszła do historii, to fakt, a historia kocha się powtarzać. Gdy Czarny Pan o...