Przez cały następny tydzień Malfoy przechadzał się ze zwycięskim uśmieszkiem na ustach obok Harry'ego, Rona i Hermiony, którzy wyglądali na przerażonych faktem, że mógłby odkryć mały, mówiąc w przenośni, sekret Hagrida. Natomiast Latona nie mogła skupić się na niczym innym, niż na przeczytanym liście do jej rodziców. Po głowie chodziły jej najróżniejsze teorie odnośnie czego mógł ów list dotyczyć. Wiadome było, że Hagrid pisał o jakichś dzieciach, ale dlaczego do jej rodziców i dlaczego tak ważne było, aby się zaprzyjaźniły?
Pewnego dnia gdy Latona wracała z zajęć Draco pokazał jej książkę.
— Niezła okładka. O czym jest?
— Nie chodzi o okładkę — powiedział rozgorączkowany i otworzył książkę. — Zobacz.
W środku, między stronnicami, wciśnięty był zapisany kawałek pergaminu zaadresowany do Rona Weasleya.
— Weasleya ugryzł ten smok, który hoduje u siebie Hagrid — wyszeptał Draco. — Leży w skrzydle szpitalnym z pozieleniałą ręką. Poszedłem do niego dzisiaj i zabrałem mu tę książkę. Skontaktowali się z jednym z jego braci, który zajmuje się smokami. Jego kumple mają przylecieć w niedzielę o północy na wieżę astronomiczną i go zabrać. A wiesz, co jest w tym wszystkim najlepsze?
— Transportowanie smoków jest nielegalne — mruknęła Latona.
— Bingo! Musimy iść do McGonagall i o wszystkim jej powiedzieć.
— Czekaj, czekaj — powiedziała, marszcząc brwi. — Jak to "my"? To ty masz chrapkę na Pottera i jego przyjaciół. Mnie do tego nie mieszaj. Nie chcę zarobić minusowych punktów za szlajanie się w nocy po zamku.
— Powinniśmy trzymać się razem. Jak wszyscy Ślizgoni — warknął. — Nie wymigasz się, już wszystko zaplanowane.
— Na nic się z tobą nie umawiałam — syknęła nieprzyjemnie Larona. — Może nie byłam zbyt przekonująca w dzień ceremonii, ale teraz radzę sobie doskonale.
— Och tak? — zagaił drwiąco, krzyżując ramiona na piersi. — A więc szlochanie w ramię Gemmy Farley uważasz za poradzenie sobie? No co? Jesteś jeszcze zbyt lekkomyślna, aby twoje sekrety zostały przy tobie. Byłem tam, schowałem się za kominkiem. Chciałem zaczekać aż wrócić i dowiedzieć się, czy nasz plan wypalił, ale zamiast tego widziałem tylko, jak się mazgaisz.
— Ty... ty... łajdaku! — wydukała, drżąc z wściekłości i wstydu. — Moja matka miała jednak rację, kiedy opowiadała mi o Malfoyach! Wszyscy jesteście tacy sami: parszywi i pyszni!
Latona ostro wyminęła Malfoya, trącając go barkiem. Nie mogła opanować drżenia rąk. Łajdak, kretyn, śmieć! Jak ona mogła kiedykolwiek pomyśleć, że nie różni się niczym od innych, zapyziałych arystokratów?
Skoro Malfoy okazał się zwykłym egoistą, Latona postanowiła jak najszybciej ostrzec Harry'ego, Rona i Hermionę przed jego zamiarami. Ona, Latona! Niestety, pani Pomfrey, szkolna pielęgniarka, nie wpuściła jej do skrzydła szpitalnego, aby mogła porozmawiać z Ronem. Natomiast Gruba Dama, która strzegła wejścia do pokoju wspólnego Gryffindoru nie chciała jej słuchać, kiedy poprosiła ją, aby na chwilę wywołała Harry'ego lub Hermionę na korytarz. Gryfoni jakby rozmyli się w powietrzu, szukanie ich w tłumie było jak szukanie igły w stogu siana, a w tym tygodniu nie mieli już wspólnych zajęć, dlatego zostało jej jedno wyjście — Latona musiała osobiście stawić się tam, gdzie miało dojść do przekazania smoka. Na wieży astronomicznej.
Latona ubrała się w długi, czarny płaszcz, aby być niezauważalną i oświetlając sobie drogę różdżką, wymknęła się z lochów. Włóczenie się nocą po Hogwarcie było jednocześnie wielką przygodą oraz ruletką. Nigdy nie wiadomo, kiedy i skąd, można było natknąć się na prefekta lub jakiegoś nauczyciela patrolującego korytarze. Modliła się w duchu, aby jak najszybciej znaleźć Pottera i Granger i w spokoju wrócić do dormitorium.
CZYTASZ
Lesser evil || Harry Potter fanfiction
Fiksi PenggemarCZĘŚĆ PIERWSZA Latona wiedziała, że ciąży na niej duża odpowiedzialność za dalsze losy swojej rodziny, od kiedy nauczyła się odróżniać jeden koniec różdżki od drugiego. Przeszła do historii, to fakt, a historia kocha się powtarzać. Gdy Czarny Pan o...