Part 18

1.9K 190 129
                                    

Udanego tygodnia! 😎

James POV

Helen leżała rozluźniona w moich ramionach, po sesji bardzo namiętnego i nieśpiesznego seksu. Czy kochaliśmy się powoli, delektując swoimi ciałami, czy uprawialiśmy mocny, gwałtowny seks z rozrywaniem ubrań, nie potrafiłem się nasycić. I ona również.

– Opowiedz mi o łowcach – poprosiła, palcem wskazującym wodząc po triskalionie, zakamuflowanym różnymi zawijasami. Ten tatuaż umieszczonym na moim sercu, miał ochronną moc i nawet wśród tylu linii mu towarzyszących, Helen zawsze odnajdywała spiralne trzy ramiona.

Rozważałem chwilę, od czego by zacząć, by miało to logiczny ciąg i sens.

– Jesteśmy nieśmiertelni, ale to nie znaczy, że nie można nas zabić – zacząłem miękko. – Podążyliśmy za Lucyferem, ale w odróżnieniu od bezpośrednich buntowników, zeszliśmy na ziemię, kiedy oni zostali w sferze duchowej, która nie jest już dla nas dostępna.

– Coś w stylu: Został zrzucony na ziemię, z nim też zrzuceni zostali jego aniołowie – zacytowała mi księgę Objawienia, rozdział dwunasty i werset dziewiąty. Odchyliłem się, żeby na nią spojrzeć. Przewróciła oczami jak profesjonalistka. – Nie jestem żadną religijną dewotką, miałam nieszczęście wychowywać się w niezwykle religijnej rodzinie. I zanim twój mózg się rozkręci – dodała, całując moje ramię – moja matka była Świadkiem Jehowy, którą mąż kopną w dupę a tak zwany zbór, do którego należała, uśmiechał ci się pięknie w twarz, ale kopał po dupie, bo kto by chciał matkę z dzieckiem.

Mówiła to spokojnie, ale w głowie szalało tornado emocji. Strach, że ją odrzucę, wysunął się na pierwszy plan, po przyznaniu się do religii, w której ją wychowywano. Następnie było skrępowanie, że w ogóle rozmawiamy na taki temat i pewnie uznam ją za wroga, a w sumie nie powinna się odzywać, ale była głupia i znów otworzyła usta, w myśl zasady: muszę, bo się uduszę.

Przytuliłem ją do siebie, całując w czoło.

– To chyba nie jest historia ze szczęśliwym zakończeniem?

– Nie – odparła, chowając nos w zagłębieniu mojej szyi. – To wszystko trzeba poczuć tu – puknęła placami w moje serce. – A ja nigdy tego nie czułam. Ja stałam z boku i przypatrywałam się całemu temu cyrkowi, jakby byli za szybą. Uczestniczyłam, ale mechanicznie z obowiązku, a nie potrzeby ducha. – Przyznała, a w jej głosie pojawiły się smutne nuty. – Nie miałam szansy, wybrać sobie religii, a ilekroć odmawiałam współpracy, kończyło się laniem. Więc udawałam. Dwadzieścia lat udawałam idealną córkę, do momentu, kiedy matka, która ponoć wierzyła fanatycznie całe życie w te nauki, nie postawiła wszystkiego na jedną kartę, i nie nadstawiła tyłka mojemu ojczymowi, po wielu latach seksualnej posuchy. Ale potem powiedziałam dość, spakowałam manatki i wyjechałam do Anglii, korzystając z jego statusu dyplomaty.

– Ale dzięki temu wiesz, jak to jest, kiedy się niszczy i wyśmiewa coś, czego się nie rozumie.

– Och, doskonale wiem – przyznała z ciężkim westchnieniem. – To jakbyś opisywał moje życie w przedszkolu, podstawówce, a potem w liceum. Studiowałam tutaj, więc zataiłam wszystko o swoim religijnym pochodzeniu. Zresztą tu i tak nic to nikogo nie obchodzi.

– Z nami jest podobnie. Pomyśl o wszystkich rozwiniętych cywilizacjach, które nagle nie wiadomo dlaczego zniknęły z powierzchni ziemi. – Wodziłem dłonią, po krągłym biodrze, usiłując zrelaksować napięte ciało, wtulone w mój bok. – Część z nich po prostu zamordowano. Bestialsko, pod osłoną nocy, wyrżnięto całe rodziny, ponieważ były inne. Tym, którym się udało uciec, zaczęły rozwijać swoje nadnaturalne zdolności. Niektórzy okazywali się idealnymi łowcami, potrafili wytropić nawet najrzadszą zwierzynę. Inni mieli dar uzdrawiania. Moja rodzina od zawsze wykazywała zdolności przywódcze i organizacyjne.

Time lasts foreverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz