Part 24

1.4K 187 116
                                    


Helen POV

Dwa ostatnie tygodnie spędziłam z rodzicami i dostawałam już świra! No i owszem przytrafiła mi się jakaś cholerna amnezja, bo nie pamiętałam nic sprzed poprzedniego projektu w Anglii, ale serdecznie miałam już dość, traktowania niczym niepełnosprawne dziecko. Lekarze w obu krajach, po których z wyraźną uciechą przeciągnęła mnie rodzicielka, twierdzili to samo, że cokolwiek się stało, dotknęło tylko pamięć. Zrobili obdukcję, nie było śladów gwałtu, sińców ani niczego co wskazywałoby na przemoc. Matka jednak się uparła, a dla świętego spokoju przyleciałam z nią do Warszawy. W końcu mogłam przy okazji odwiedzić znajomych z dawnych lat, chociaż bardziej mnie kusiło pojechać do Rainshaw Hall i spróbować dowiedzieć się, co się stało. Niestety mamusia zarządziła inaczej, a na niańkę wyznaczyła mojego przyrodniego brata Filipa, który miał na to zadanie równie wywalone jak ja.

Śpieszyłam się na spotkanie z koleżanką i zamiast patrzeć, gdzie idę, brnęłam przed siebie z siłą nieustępliwego walca drogowego. Marta zasypywała mnie wiadomościami "gdzie jesteś guzdrało" i tym podobnymi od kilkunastu minut. Nic więc dziwnego, że w końcu zderzyłam się z kimś na drodze, będąc tak nieuważną.

– Sorry – rzuciłam odruchowo.

– No, It's my fault! – padło zwrotnie. (nie, to moja wina)

Kliknęłam "wyślij" w telefonie i podniosłam głowę, uśmiechając się do mężczyzny. Zamrugałam, wpatrując się w ubraną na czarno, oddalającą się postać. Odszedł, ale mój wzrok przyciągnął czerwony terminarz, leżący na podłodze. Chwyciłam go i pobiegłam za nieznajomym.

– Excuse me, Excuse me! (Przepraszam, przepraszam) – Zawołałam za nim po angielsku, ściągając na siebie spojrzenia ludzi w galerii handlowej. Facet zatrzymał się i odwrócił, unosząc zabawnie brew. Wyciągnęłam dłoń z kalendarzem. – Upuścił pan to.

Klepnął się po kieszeniach, jakby mi nie dowierzał. Chwycił czerwony wolumin, muskając kciukiem mój. Cofnęłam dłoń, czując palący dotyk.

– Dziękuję.

Telefon piknął mi w kieszeni. Zerknęłam na wyświetlacz.

Marta: widzę cię, co to za przystojniak?

– Przepraszam, śpieszę się! – rzuciłam, czując się jak totalna kretynka i pobiegłam do kawiarni.

Marta była bezlitosna.

– Wzięłaś jego numer? – spytała, gdy usiadłam po zamówieniu kawy mrożonej.

– Nie, zwariowałaś?

– Szkoda, bo według mnie powinnaś – poruszyła sugestywnie brwiami.

Spojrzałam na nią z przyganą.

– Mógł być seryjnym mordercą.

Jej wzrok jasno mówił, że uważa mnie za pierwszą naiwną.

– A mógł być też miłością twojego życia.

– Serio Marta?

– Serio Helka! – przedrzeźniała mnie.

Wpatrywałam się w nią przez chwilę jak posąg, bo w głowie pojawiły się słowa, jakby wspomnienie.

***

– Serio James?

– Serio Helen?

* * *

– No co jest? Obraziłaś się? – szturchnęła mnie Marta.

– Co? – spytałam, jakbym się obudziła z transu. – Sorry miałam Déjà vu.

Time lasts foreverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz