Part 39

1.4K 199 132
                                    

Miłej soboty wam życzę 😎


Helen POV

W drzwiach stał czarny anioł z mieczem w ręku, a jego twarzy nie skrywał kaptur. Królewska krew. Gdybym nie widziała portretów, myślałabym, że to James, ale on nie miał tylu siwych włosów na skroniach.

Jeśli będzie się tak starzał, to kobiety będą się za nim oglądać, nawet jak będzie całkowicie siwy.

Mówił coś do mnie i gestykulował, ale nie słyszałam ani słowa. Podeszłam bliżej, ale zatrzymał mnie gestem, wskazując w dół. Rzeczywiście na ziemi pojawiły się symbole. Zza niego wychyliła się drobniutka, rudowłosa kobieta, o intensywnie zielonych oczach, przypominająca elfa, a nie człowieka. Silje! Na każdym ramieniu trzymała niemowlaka. Zalała mnie chwilowa fala ulgi.

James, znalazłam ich!

Cieszyłam się jak idiotka, ale nie słyszałam w głowie jego głosu i nie czułam więzi. Wpadłam w chwilową panikę, nie rozumiejąc, co się dzieje. Zaczęłam skubać skórki przy paznokciach, nie do końca wiedząc, co powinnam teraz zrobić. W głowie kołatało mi się domknięcie kręgu z krwią, ale nie było szansy, żebym znalazła się w środku. Oddychałam ciężko jak po biegu.

A może... Ta wizja z Aidenem i Irją? Mozę fakt, że i ja i Silje byłyśmy w kręgu, będzie działał na naszą korzyść? Popatrzyłyśmy na siebie chyba, myśląc o tym samym. Odruchowo zaprezentowałam jej swój najnowszy tatuaż oznaczający łączącą mnie z James'em więź. Słowo „pies" odczytałam z ruchu ust Silje bez problemu. Więc potrzebujemy ogara z piekła rodem. Przeczesałam włosy w bezsilnej frustracji, zbliżając się do Doma, Furii i pary nowych ogarów. Uklękłam na ziemi.

– Dom, posłuchaj, musisz wejść do środka i pomóc mi przerwać krąg. Zrobimy to tak, jak kiedyś Irja i Aiden. Nie chcę ci wydawać polecenia. – Usiłowałam przekonać ogara, który spoglądał na mnie swoimi piekielnymi oczyma. Furia zaskomlała. – Nie, to nie możesz być ty – zaprzeczyłam, doskonale rozumiejąc chęć poświęcenia się dla partnera. – Krew musi być obrońcy, a Dom jest ze mną związany.

Ogar wstał i potruchtał do wejścia. Zatrzymał się przed linią widocznych znaków, oglądając się na Furię i na mnie. Potrząsną masywną głową i przekroczył krąg, literalnie stając w płomieniach. Otrzepał się, gasząc je. Slje na znak szacunku przyklękła, skłaniając głowę przed ogarem. Dom usiadł i położył zakrwawioną łapę na dłoni opartej o kolano, zostawiając smugę krwi na jasnej skórze.

Rozejrzałam się dookoła, zastanawiając, czym by tu rozciąć skórę, bo potrzebowaliśmy krwi. Lucien miał miecz, więc bez problemu da sobie radę. Podeszłam do rozpadającego się drewnianego płotu, prowadzącego do warzywniaka. Z jednej z pomurszałych sztachet wystawał gwóźdź. Wciągnęłam głośno powietrze przez zęby. Zagryzłam wargę, nie chcąc sobie wyobrażać, jak to będzie bolało i czego się mogę nabawić przy okazji. Ale czego się nie robi dla wyższego dobra.

– Uhhhh, Helen! Dasz radę! – przekonywałam sama siebie. Przełknęłam ciężko, a potem jak z wchodzeniem do zimnej wody, z wysokości nadziałam dłoń na metal. Jęknęłam głośno, przymykając oczy pod wypływem bólu. – Jezus! Będziesz mi dłuży po kres świata i jeden dzień dłużej, Sitwell!

Obrazek, który zauważyłam, odwracając się do domu, ścisnął mnie za serce. Płacząca Silje, ucałowała najpierw jedno, a potem drugie maleństwo. Ona i Lucien stykali się czołami. Mówił coś do niej, a ona tylko pokiwała głową, odpowiadając. Ileż oni mieli do stracenia. O wiele więcej niż ja kiedykolwiek. Utrata pamięci wydawała mi się teraz tak trywialna. Czy jeśli znów stracimy pamięć i zostawimy naszych mężczyzn w wiecznej rozpaczy?

Time lasts foreverOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz