Rozdział 1.17 - Podziękowania ujawniają nurtującą niepewność

11 0 0
                                    

         Po niezwykle ekscytującej nocy nastąpił zwyczajny poranek. Monalia i Matyldia jeszcze przez długi czas po dotarciu z powrotem do obozowiska nie mogły zasnąć, dlatego o świcie nie były w najlepszej formie. Powieki Mony były strasznie zapuchnięte, a oczy podkrążone. Do tego, przy każdym ruchu, niemiłosiernie bolało ją stłuczone kolano; dlatego też, kiedy tylko mogła, unikała chodzenia. Z kolei jej kompance od rana poprawił się humor. Ślad po wcześniejszym strachu Matyldii zniknął. Co prawda również się nie wyspała, ale mimo tego wciąż beztrosko się śmiała, entuzjastycznie opowiadając Halli o ostatniej nocy jako o wprost genialnej przygodzie. Monalia była nieco bardziej zdystansowana. Twierdziła, iż wczorajsze wydarzenia bez wahania na długo zagoszczą w jej pamięci; jednak raczej będzie je wspominać jako przestrogę na przyszłość. Z rany na jej nodze utworzył się wielki, fioletowy strup, a reszki krwi zatchnęły w jej okolicach przytwierdzone do skóry. Zdecydowanie nie była to dobra wiadomość, bo owy ślad utworzył się w jednym z najbardziej widocznych miejsc – na kolanie. Na dodatek, po poprzedniej chłodnej nocy, poranek postanowił zacząć się znacznie cieplej. Dlatego też noszenie długich spodni nie wchodziło w grę. A noga nie przestawała jej boleć; więc i z chodzeniem będzie dużo problemów.

- Noga nie jest złamana. To tylko mocne stłuczenie – rzekła Usan, ostrożnie badając kolano swojej przyjaciółki. Mona zwróciła się do niej o pomoc, ponieważ pamiętała, iż Usan chce zostać w przyszłości lekarką. Poza tym, szczerze wolała uniknąć pytań przewodnika dotyczących do jej fioletowej krwi. Na pewno by o to zapytał – zaschnięta ciecz ściekała niezmiernie daleko od miejsca rany. Będzie nie lada problem z jej ukryciem. Usan jak gdyby czytała koleżance w myślach. – Nie martw się. Pani Jurajska dała mi bandaż z twojego własnego zestawu opatrunkowego. Nie będzie niczego widać.

Monalia posłała jej wdzięczy uśmiech. Cieszyła się, że może liczyć na taką przyjaciółkę. Po chwili pomyślała o Felixie. – Biedny –W jej głowie rozbrzmiał głos. – Nawet nie ma pojęcia, co wczoraj się wydarzyło.

Niedługo potem grupa udała się na posiłek. Po skończeniu skromnego śniadania, znużeni obozowicze przygotowywali się do dalszej podróży. Nikt nie ukrywał, iż nie miał na to najmniejszej ochoty; nawet przewodnicy. Jednak aby w końcu opuścić tą przeklętą puszczę, nie można było pozwolić na zmarnowanie choćby krztyny czasu.

Na chwilę przed wyruszeniem w dalszą drogę, Usan podbiegła do schronienia Felixa i niepewnie wejrzała do środka. Dziewczyna spostrzegła kilku, rozwalonych na ziemi chłopaków, a po chwili nadleciała do niej odurzająca fala zapachu potu.

- Felix? – wykrztusiła, niekontrolowanie się krzywiąc. – Mógłbyś stąd wyjść?

Wspomniany chłopak nawet nie drgnął. Położony był do niej tyłem i wyglądało na to, że odpoczywał lub uciął sobie poranną drzemkę. Z kolei inni chłopacy nie przeoczyli przybyszki.

- Ejże! Toż to dziewczyna! – wykrzyknął któryś z nastolatków, od razu nakierowując uwagę wszystkich pozostałych chłopaków na zszokowaną Usan.

Zdezorientowaną dziewczynę dosłownie zatkało, kiedy zaczęli mruczeć coś pod nosami lub krzyczeć jakieś niewyraźne zdania, jakby chcieli ją jak najszybciej wypędzić. Zastygła w miejscu. Nie była w stanie się poruszyć, za co przeklinała siebie w duchu.

- Co tu się dzieje? – niespodziewanie wtrąciła się Monalia, klękając obok sparaliżowanej koleżanki. – Felix, słyszysz mnie? – dodała, totalnie ignorując całą resztę chłopaków.

Westchnęła. Bez żadnych wewnętrznych barier naruszyła wejście do ich schronienia i pociągnęła ramieniem Felixa tak, aby obrócił się w jej stronę. Chłopak bardzo powoli zamrugał oczami, nie odzywając się. Ponownie zignorowała krzyki i obelgi rzucane w jej stronę przez pozostałych nastolatków.

Mona Innigan and The Eternal CityOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz