Rozdział 1.14 - Dar od losu

16 0 0
                                    

- Mona, wszystko dobrze?

Dziewczyna błyskawicznie uchyliła swoje opadające powieki i poderwała się z pozycji leżącej. Dopiero teraz poczuła nieprzyjemny, promieniujący ból w okolicach głowy. Syknęła. Usan z nieukrywanym niepokojem wpatrywała się w koleżankę.

- Chyba tak... Miałam zły sen – westchnęła, powoli wracając do rzeczywistości. – Głowa mnie boli...

- Mnie też – dodała marudząca Kasashia, niezdarnie przekręcając się na ziemi. – Tu jest zimno, niewygodnie i ciasno!

Niewyspane dziewczyny czuły się dziś naprawdę okropnie. Przed ich oczami wciąż malowały się wczorajsze wspomnienia, będące dla niektórych nawet traumami.

Do ich lekko zniszczonego namiotu zajrzała Pani Jurajska, z uprzejmą prośbą o przyjście na śniadanie. Było jeszcze stosunkowo wcześnie, jednak kompania nie mogła ani krztyny tracić czasu. W końcu nie wiadomo, na jak długo starczy im prowiantu. I chyba najbardziej sensowne pytanie – kto chciałby dłużej zostać w miejscu, gdzie nawiedził go wilk?

Dzisiejsze śniadanie również prezentowało się wyjątkowo biednie. Składało się ono tak naprawdę tylko z kolejnej sałatki, takiej samej jak na ostatnim obiedzie. Monalia skrzywiła się na widok znajomych składników – od ostatnich dni zdążyły jej już zbrzydnąć. Do popicia podano dużą ilość przegotowanej wody z rzeki.

- Przynajmniej mamy co pić – rzekł cicho Felix. Jak możecie się domyślić, on też nie był dzisiaj w dobrej formie.

W czasie jedzenia posiłku nie doszło do żadnych sprzeczek ani awantur. Jednak atmosfera wciąż prezentowała się bardzo ponuro. To właśnie dlatego nikt nawet nie pomyślałby o tym, aby wszczynać konflikty. Grupa siedziała przy stole i bez słowa spożywała roślinną sałatkę. Nawet rozbójnicza trójka (Saira, Wittan oraz Baron) nie próbowała sprawiać kolejnych problemów. Do tego Monalia zobaczyła, jakby coś się zmieniło – wzrok wrednej dziewczyny, zawsze zimny i podły, nieco opadł z tych emocji. Mona przez przypadek skrzyżowała spojrzenia z Sairą, lecz mimo tego, siedząca naprzeciwko dziewczyna nie patrzyła się na nią tak, jakby chciała jej coś zrobić.

Później bezdyskusyjnie trzeba było kontynuować podróż. Nie wiadomo, jak daleka droga ich czeka. Dlatego też kompania jak zwykle ustawiła się parami (tak, Mona z Usan i Felixem na końcu) aby dalej ruszać na północ.

- Jak się czujecie? – dłużącą się ciszę przerwała Mona. Brakowało jej zwyczajnych rozmów z nimi. Najchętniej pogadałaby z nimi na jakiś luźny temat.

- Dobrze – odpowiedziała Usan, posyłając dziewczynie już nieco bardziej uspokojone spojrzenie niż wcześniej. Jak widać, poranne, rześkie powietrze, pomogło jej się zmotywować do działania.

- W miarę – dołączył sie Felix, wyglądający na wyjątkowo wycieńczonego. Słowa te były istnym zaprzeczeniem grymasu malującego się na jego zmęczonej twarzy.

- Na pewno? – dopytała Monalia, jak zwykle zaniepokojona jego stanem. W gruncie rzeczy wiedziała, że czuł się fatalnie.

- Tak...

- Może potrzebujesz przerwy? Nie jest ci słabo? – Usan też nie dawała za wygraną.

- Nie wiem – wysapał, z trudem biorąc kolejny oddech. Czuł przykre zażenowanie, jednak mając na wszystko wylane, dokończył: – Chodzenie pod górę jest bardzo męczące...

Dziewczyny nie zamierzały, aby ich kolega cierpiał. Dlatego też bez dłuższej dyskusji z nim, stwierdziły, że pójdą porosić przewodników o przerwę. Po chwili zaczepiona przez nie pani Jurajska poszła skonsultować stan chłopaka z przewodnikiem Naltonem, jednak ten nie był w stanie zapewnić mu niczego lepszego poza szybkim postojem. Stan Felixa nie był najlepszy, ale w obecnych warunkach, nie pozostawało mu nic innego, jak tylko porządne wypoczęcie. Niestety, ale o dostępie do jakichkolwiek leków można było tylko pomarzyć.

Mona Innigan and The Eternal CityOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz