Rozdział 1.20 - "Toksyczne" wyzwolenie

15 0 0
                                    

Nocne spędzanie czasu w namiocie minęło naprawdę świetnie. Grupa grała przez dłuższy czas w karty Kasashii, które zapewniły ściśle skomplikowaną, ale fenomenalną rozgrywkę. Rundę zwyciężyła najpierw Anasia, a później Felix i Kasashia. Gdy pożegnawszy się, chłopak wracał do swojego namiotu, dziewczyny rozmawiały jeszcze przez jakieś piętnaście minut o różnych sprawach. Nie obyło się bez babskich ploteczek, rodem od Mati i Hall. Później wszystkie opadły z resztek sił i finalnie zasnęły, pogrążone w kamiennym śnie.

Sama w sobie noc minęła spokojnie. Bezwietrzne, świeże powietrze lasu ocierało się o ściany namiotów i solidnych szałasów, powodując cichy szelest. Nocne Ataliańskie niebo wciąż prezentowało się zjawiskowo, jednak tej nocy zobaczył je tylko Felix, podczas swojej nielegalnej wyprawy powrotnej do własnego namiotu.

Cholera – przeklął Felix, kiedy pod wpływem jego nieostrożnego chodu, z głośnym trzaskiem złamał się pod nim patyk. Może nie wydał on takiego głośnego dźwięku, jak ten uszkodzony przez Matyldię, jednak wciąż chrupot był całkiem dosłyszalny. Na poważnie się zreflektował, wiedząc, jaką karę dostała Monalia i Matia za nocne wypady. Wolał unikać wszelkich kłopotów, mimo iż byłoby to dość zabawne, jakby przewodnik go teraz usłyszał. Facet miał dobrze wyczulony słuch – pomyślał sobie chłopak, przechodząc cichaczem obok szałasu opiekunów. – Lepiej, abym po prostu poszedł spać – Uśmiechnął się w duchu i w końcu, bez większych przeszkód, dotarł do szałasu. Wszyscy rozwaleni na liściach chłopacy już dawno odpłynęli do krainy Morfeusza. Kilkoro z nich straszliwie chrapało, na co zrezygnowany Felix tylko wywrócił oczami, kładąc się niedaleko zaspanego Atrona.

Następnego dnia kompanię powitało oślepiające słońce, wschodzące znad góry Udal. Jego promienie jasno oświetlały tutejszy teren i odbijały się w tafli kilku kałuż, pozostałych na ziemi po niedawnej ulewie. Jako iż grupa znajdowała się coraz bliżej punktu wyjścia, dzisiaj przewodnik wyjątkowo pozwolił im się wyspać. Była to pierwsza taka noc.

- Dziś wielki dzień – powiedziała Mona do na pół śpiącej Usan. Promienie słońca oświetlały twarz dziewczyny, przez co zacisnęła powieki i leniwie zakryła twarz dłonią.

- Dlaczego? – szepnęła, dopiero teraz zaczynając zastanawiać się nad sensem słów koleżanki.

- Bo dzisiaj dotrzemy do naszych domów! – oznajmiła Anasia, przysiadając się obok zaspanej dziewczyny.

- Świetnie... - mruknęła Usan. Widać było, że się cieszyła, jednak nie potrafiła teraz okazać większego entuzjazmu. – Czy jestem tutaj jedyną osobą która się nie wyspała? – zapytała, przecierając swoje ciemno zielone oczy.

- Tak – dodał Felix, który wyglądał dzisiaj na wyjątkowo pełnego energii. Całkowicie odchylił kotarę, wpuszczając do środka jeszcze więcej promieni, na co niezadowolona Usan jęknęła. Monalia odnosiła wrażenie, iż ten człowiek po prostu nie umie się nie wyspać. Zawsze zrywa się na równe nogi, choćby się waliło i paliło. W dodatku pierwsze co zrobił, to odwiedził namiot dziewczyn. – Wstawaj.

Po jakimś czasie cała szóstka wyszła z namiotu. Monalia przekonała się, że Hall jest wyjątkowym śpiochem. Nie dość, że wczoraj poszła spać jakieś dwie godziny wcześniej niż one, to jeszcze rano nie szło jej dobudzić. W przeciwieństwie do niej, Usan po prostu się nie wyspała. Widać było jej nieprzyzwyczajenie do zarywania połowy nocy. Miała solidne wory pod oczami, ale mimo tego z jej twarzy nie schodził spokojny uśmiech.

Gdy grupa szykowała się do rozpoczęcia śniadania, przewodnik wyznaczył Karotię i Usan do nakrywania stołu (dzisiaj wyjątkowo oszczędził tej roboty Baronowi I Wittanowi). Na tę informację dziewczyny wymieniły tylko porozumiewawcze spojrzenia i zabrały się do pracy. Usan układała sztućce, a Karotia naczynia.

Mona Innigan and The Eternal CityOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz