XI

822 64 47
                                    

🕸🕸🕸

Czekała mnie kolejna zwariowana noc. Choć liczyłem na odrobinę spokoju w towarzystwie swoim i swojego pupila, los ponownie pokrzyżował moje plany. Nim zdążyłem porządnie się rozleniwić, wyświetlacz telefonu rozbłysnął na pół pokoju, dając znać o nowej wiadomości w skrzynce odbiorczej. Niechętnie przesunąłem do niego dłoń. O mało nie zajęczałem z rozczarowania, gdy dostrzegłem pogrubiony napis "Valentino" nad kierowanym do mnie tekstem. Chciał mnie widzieć u siebie, cztery razy podkreślając słowa takie jak: "szybko" lub "pilnie". Nie mogłem zwlekać. Zostałem zmuszony do ponownego ruszenia się z łóżka. Podchodząc do szafy, odpisałem prędko, że niedługo będę na miejscu. 
Ten obrzydliwy demon robił mi to nie raz - wyciągał brutalnie z ciepłego łóżeczka i pchał do studia, grożąc w przeróżny sposób. Nie miałem innego wyjścia, niż posłusznie wykonywać jego rozkazy, licząc że tym razem nie zrobi mi krzywdy. Ostatecznie zawsze obrywałem w pewien sposób. 
Błyszczyk na usta, szybka kreska. Nie starałem się być dokładnym. Zarzuciłem na siebie pierwsze lepsze wdzianko w dobrym stanie i opuściłem po cichu hotel. Po zamknięciu za sobą drzwi frontowych miałem zamiar zadzwonić po taksówkę, ale spotkał mnie kolejny pech - bateria w telefonie padła. Miałem go podłączyć o wiele wcześniej, ale Alastor odwrócił od tego moją uwagę. Mogłem mu podziękować za długi, nocny spacerek w chłodną noc. Przecież nie ma to jak wędrówka przez miasto w krótkiej spódniczce, gdy na termometrach stopnie spadały poniżej zera. Zabawne, bo to przecież piekło!

🕸🕸🕸

Minąłem trzecie przejście dla pieszych, a od studia Valentino dzielił mnie coraz mniejszy dystans. Po ostatnim spotkaniu z szefem nie rwało mnie do kolejnego lecz niewiele mogłem z tym faktem zdziałać. Moje zdanie nie miało najmniejszego znaczenia. Jeśli miałem coś przeciwko, to lepiej zdusić to w sobie i nie próbować sztuczek. Nawet sen mnie nie usprawiedliwiał. Gdybym nie odpisał na SMSa, bo zdążyłbym usnąć, bez wątpienia spotkałaby mnie sroga kara. 

Bez telefonu, zmęczony i z okropnym humorem dążyłem do swojej roboty. Nie miałem najmniejszej ochoty wskakiwać do łóżka Vala, a już na pewno wolałbym uniknąć możliwych wrzasków i problemów. Tym razem los wysłuchał moich modlitw lecz nie tak jakbym sobie tego życzył. Tylko na sekundę zamknąłem przemęczone oczy, aby po ich otwarciu zobaczyć...całkowitą ciemność. Tak, dla mnie też to było szokujące. W pierwszej chwili pomyślałem, że Alastor zakradł się za mną, aby sprawić mi kolejnego psikusa. 

- Al! To nie jest zabawne! Wracaj do hotelu i daj mi święty spokój! - krzyknąłem zestresowany lecz nic się nie wydarzyło. - Naprawdę nie mam czasu, Al! 

Wtem zacząłem dostrzegać dziwaczne, jaskrawe kształty. Kolorowe linie zaczęły układać się w podejrzane formy. Całość działała na mnie niczym iluzja, makabryczna iluzja. Zobaczyłem w niej poniżającego mnie brata, celującego z broni ojca, obślizgły uśmiech Valentino. Wszystkie najgorsze obrazy atakowały mnie z każdej strony, a ja nie mogłem się obronić. Odpędzanie złych wizji rękami, zamykanie oczu, zatykanie uszu - nic nie działało na straszne obrazy i wbijające się we mnie niczym sztylety słowa w postaci wyzwisk, obelg, wytyków. Przed sobą zobaczyłem matkę i siostrę, które po chwili patrzenia na mnie z rozczarowaniem odwróciły się i odeszły bez słowa. Chciałem je zatrzymać, krzyczeć za nimi lecz tuż przed wygasającymi sylwetkami dwóch kobiet, pojawiła się jedna - męska. Czerwień poraziła mnie w oczy. Mój wzrok skrzyżował się z tęczówkami Alastora, którego twarz stopniowo zmieniła się w przerażającą maskę radiowego demona - bo nie można było nazwać tego twarzą. Sięgnął do mnie, wypowiedział moje imię tonem wyciągniętym z najgłębszym odmętów piekła i wtedy...

Zostałem przez kogoś obudzony. Zdecydowanie zbyt wiele złych snów trzymało się ze mną w ostatnim czasie. Na dodatek były tak realne, że w ogóle nie rozróżniałem ich od jawy. Ciężko było potem ułożyć sobie wszystko w głowie i zdecydować co się wydarzyło, a co nie. Tym razem wyglądało na to, że w ogóle nie ruszałem się z łóżka. Z jednej strony poczułem ulgę, że SMS od Valentino był tylko wymyślony, ale co z moim koszmarem? Dlaczego pojawił się w nim Alastor? Może dlatego, że to on mnie obudził?

Siedział przy mnie, trzymając za ramiona i delikatnie nimi poruszając. Próbował mnie dobudzić, co najwyraźniej sprawiało nie mały kłopot w realizacji. Byłem przerażony, roztrzęsiony. Wciąż czułem na sobie wzrok jaskrawych oczu, a w głowie dźwięczały okrutne słowa. Zacząłem krzyczeć, błagać aby mnie puścił lecz bez skutku. Zamiast tego wcisnął mnie w swoje ramiona, mocno obejmując i głaszcząc po głowie. Czułem, że robił to pierwszy raz od bardzo, bardzo dawna. Nie umiał ukryć tego szczegółu. Mimo tego przestałem wierzgać. Nabierałem gwałtowanie powietrza w płuca, serce rzucało się w mojej piersi na wszystkie strony. Iluzja ze snu odbijała się w moich oczach na ścianach pokoju. Zacząłem ściskać materiał koszuli Alastora, wczepiając się w niego mocno. Twarz schowałem w szyję starszego demona, aby uciec od widoku krzywiących się twarzy. 

- Ciii... - docierało do mnie. - To tylko zły sen - cichy, radiowy pomruk przy moim uchu. 

- A...Al... - mój głos drżał. Nie wiedziałem co robił w moim pokoju o tej porze, może nawet ta wizja była jego sprawką...ale nie byłem w stanie o tym teraz myśleć. 

- Koszmary są dość straszne, ale ostatecznie cokolwiek w nich zobaczysz, to tylko fikcja - tłumaczył mi. W tle słyszałem cichy szum, jakby radio. Uspokajające. 

- Moja rodzina...i Valentino, a nawet ty... 

- Ja? Byłem w twoim koszmarze? - zapytał, gdy zacząłem powoli odzyskiwać nad sobą panowanie. 

- Byłeś - przytaknąłem. - Byłeś straszny, okropny...

- Rozumiem...

Nie odezwał się więcej. Czekał cierpliwie aż przestanę dygotać, mój oddech wróci do normy i nie będzie już śladu po ataku paniki sprzed chwili. Dopiero wtedy zaczynałem zdawać sobie sprawę z mojej obecnej sytuacji. Wtulałem się w tors Alastora, szukając ciepła i bezpieczeństwa. Polegałem na nim, myśląc że mnie ochroni, chociaż był bardzo podejrzany. To on mógł wywołać u mnie iluzje i samemu wepchnąć mnie w swoje ramiona...tylko po co? Bo jak inaczej wytłumaczyć, że się tu znalazł?

- Co tu robisz? Co robisz w moim pokoju? 

- Zostawiłeś u mnie breloczek od telefonu. Musiał się odczepić, więc chciałem ci przynieść, ale spałeś. Zacząłeś się kręcić i...musiałem cię obudzić - spróbował mi to wytłumaczyć. 

- Kłamiesz, dlaczego jesteś w moim pokoju?! 

- Zmartwiłem się...

🕸🕸🕸

Szum Radia || Radiodust PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz