VIII

1.1K 77 27
                                    

Złapałem za klamkę drzwi frontowych i wszedłem do środka, wciąż myśląc nad mężczyzną, który sprawił, że ten wieczór nie był aż tak nieznośny jak powinien. Plakietka dziwki nad moim imieniem skutecznie odstraszała wszelkich mężczyzn, którzy mieliby chęć zainteresować się we mnie czymś więcej niż tylko kształtami ciała. Kto chciałby umawiać się na poważnie z kimś, kto sypia z mnóstwem różnych demonów każdego dnia?
Nikt.
A jednak!
Znalazł się demon, który sam z siebie zainteresował się moim samopoczuciem i z własnej woli zabrał mnie do całkiem niezłej kawiarni. Nie po to, aby ze mnie drwić, tak jak niektórzy nazbyt weseli goście i chyba nie musiałem rozwijać swojej myśli, aby było wiadomo o kogo dokładnie mi chodziło.
To wszystko było takie zagmatwane. Działo się tak szybko, że nie byłem w stanie sobie wszystkiego poukładać. Nienawidziłem Alastora, chociaż nie krępowałem się aby żądać od niego seksu, a kiedy pojawił się Benjiamin nawet nie zawracałem sobie głowy wstydem, który przygniótł mnie dziś rano. Wymieniałem facetów jak skarpetki. Nie potrafiłem się zdecydować na jednego i gnałem do każdego, kto dał mi choć odrobinę dobroci, chociażby w śnie...to niezdrowe.
Zagapiłem się i przez to wpadłem na Alastora, stojącego tuż za drzwiami. Odbiłem się od niego, chociaż to ja byłem wyższy i to on powinien się zachwiać.
Mimo utraty równowagi, wcale nie zaliczyłem twardego lądowania, a to zawdzięczałem jego dłoni, która mocno chwyciła za mój nadgarstek. Znów stanąłem prosto i schowałem rękę za plecy. Wbiłem w śmieszka podstępne spojrzenie.

-A ty co tu robisz? - zapytałem.

-Myślałem, że najpierw wypada się przywitać

-Cześć, co tu robisz? - poprawiłem się i wyminąłem go.

Drzwi za mną zatrzasnęły się, ale nie zwróciłem na to uwagi. Chciałem dostać się do pokoju jak najszybciej. Nie pozwolił mi na to ponowny widok jego sterczących uszu.

- Nie zdążyłem odpowiedzieć - odezwał się swoim radiowym głosem.

- Ugh...więc?

- Nie twój interes - odpowiedział, szczerząc się.

- Nie marnuj mojego czasu - warknąłem zły, a odpowiedź jaką otrzymałem przekroczyła wszelkie granice.

- Myślałem, że całe twoje istnienie to strata czasu, bo...

- Wystarczy tego! Nigdy więcej nie zawracaj mi głowy, rozumiemy się? Ja mam swoje życie, a ty swoje i nie wchodźmy sobie pod nogi, bo następnym razem posmakujesz mojego obcasa - zagroziłem i odszedłem szybkim krokiem. Może nie zabłysnąłem jakąś niesamowicie bolesną ripostą, ale nie miałem siły, aby nad taką pomyśleć.

W środku nocy przebudziły mnie nocne koszmary. Często się wokół mnie kręciły i z każdym dniem wydawały się coraz gorsze, o wiele bardziej nieznośne. Wiele bym dał, aby przestały mnie dręczyć, pozwoliły się wyluzować i porządnie wyspać. Wątpiłem, że kiedykolwiek odejdą, skoro tyle rzeczy gnębiło moje myśli.
Unormowanie oddechu zajęło mi chwilkę, ale na próżno, bo moje serce przyśpieszyło wraz z odgłosem trzech stuknięć od strony drzwi.
Na początku myślałem, że się przesłyszałem i miałem zamiar kontynuować oglądanie swoich powiek, ale Nuggets utwierdził mnie w przekonaniu, że ktoś naprawdę czaił się za drzwiami. Skakał po całej pościeli i niespokojnie kwikał w tamtą stronę, wyraźnie wyczuwając coś złego.
Dla własnego bezpieczeństwa oraz swojej świnki sięgnąłem pod poduszki, aby wygrzebać pistolet. Niewielka, ale skuteczna broń, dzięki której czułem się choć odrobinę pewniej.
Wstałem z łóżka po cichutku, obawiając się jakiegokolwiek wydanego dźwięku, zupełnie jakby ten ktoś miał wyważyć drzwi, kiedy usłyszy skrzypiącą podłogę pod moją stopą. Złapałem ostrożnie za klamkę, naciskając ją w żółwim tempie. Nagle szarpnąłem drzwiami i wymierzyłem bronią w...powietrze? Nikogo tam nie było.
Ten ktoś znudził się czekaniem i odszedł? A może ktoś robi sobie ze mnie żarty? Nie zdziwiłbym się, gdyby Alastor znów próbował zrobić ze mnie wariata.
O wiele spokojniejszy miałem zamiar wrócić do łóżka, ale gdzieś w dole śmignęło mi coś czerwonego, a była to...krew?!
Wyrwał się ze mnie przerażający pisk, kiedy tuż przede mną pulsowało serce w szkarłatnej kałuży. Wciąż biło, chociaż wydawało się to nielogiczne, bo bez ciała nie powinno pracować.

Niespodziewanie do mojego pokoju wleciał Husker, który najprawdopodobniej zmierzał do siebie. Rozejrzał się dookoła przygotowany na jakikolwiek atak, świecąc ostrymi pazurami, kłami i żółtymi oczami. Przestał się jeżyć, kiedy zauważył, że nic nie sprawiało zagrożenia. Wbił we mnie zirytowane spojrzenie, pewnie w jego myślach tworzyły się urokliwe wiązanki na mój temat, chociaż najwidoczniej nie miał humoru ich recytować na głos.

-Co jest kurwa, czemu się wydzierasz w środku nocy?! Nie masz nic lepszego do roboty?! - krzyczał na mnie. Obcy hałas musiał go drażnić, chociaż na własne krzyki nie zwracał żadnej uwagi.

-Serce! - Wskazałem na drzwi, myśląc że pewnie zniknęło między wydarzeniami, dublując sytuację z kluczami jakiś czas wcześniej, ale nie tym razem.

-Ugh...faktycznie - stęknął zniesmaczony tym widokiem. - Nie sądziłem, że weźmie tamte słowa na poważnie - wymruczał dość cicho pod nosem.

-Zaraz...że co? - zapytałem, nie mając pojęcia o kim mógł wspomnieć. - Wiesz kto to podłożył? - dopytywałem, chcąc znać tego wspaniałomyślnego demona.

-Oczywiście, że nie wiem, pierdol się! - odpowiedział mi od razu. Wyraźnie coś ukrywał i nie zamierzał powiedzieć mi prawdy. Nie mogłem tak tego zostawić.

-Czekaj! Ty na pewno wiesz kto to był, nie możesz zostawić mnie bez wyjaśnień! - starałem się wywalczyć chociaż maleńką podpowiedź, ale to na nic.

-Przestań jojczeć i idź w końcu spać, bo drugim razem nie przybiegnę cię bronić...

-Bronić?

-...Goń się dziwko - skończył rozmowę i trzasnął drzwiami, zabierając organ ze sobą. 

Szum Radia || Radiodust PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz