II

3K 180 54
                                    


Noc rozpoczynająca mój pobyt w Szczęśliwym Hotelu minęła nieprzyjemnie. Z każdą próbą odejścia w objęcia Morfeusza pod powiekami widziałem twarz nieznajomego wybawcy rozdzierającego na maleńkie kawałki wijące się macki. Śluz i krew pokrywały każdy kąt ciasnego pomieszczenia, który wykreowała ciemna strona mojego umysłu. Psychopatyczny uśmiech nie bladł mimo przesiąkniętego cieczami ubrania. Zazwyczaj główną rolą w scenariuszach moich koszmarów mógł chwalić się Valentino. Nigdy nie sądziłem, że ktokolwiek byłby zdolny zająć tytuł bestii uprzykrzającej mi każdą noc paskudnymi wizjami. Ten wiśniowy mężczyzna miał w sobie coś, co zmuszało mnie do rozmyślań na jego temat i zajmował sobą całą moją głowę. Nie raczył się przedstawić, nie pokusił się o szantaż, ani nawet o spłacenie długu. To niepodobne do demonicznego bytu. Jaką korzyść dało mu ocalenie mnie przed gwałtem? Wiele dusz twierdziłoby, że sam pokusiłem los, a owa kara byłaby należyta. Między tymi duchami pojawiłby się także mój ojciec, który wyjątkowo mnie nie znosił. Uważał mnie za pomyłkę, wypadek, błąd, za który musiał się wstydzić te wszystkie lata. Nie wahał się okazać obrzydzenia moją osobą za każdym razem, kiedy przypadkowo napotykałem jego spojrzenie. Wydawałem się olewać jego zachowanie, próbowałem być silny i pewny siebie, ale nic nie mogło powstrzymać noży szatkujących moje serce, podczas obietnic wydziedziczenia padających z ust własnego ojca. Nie potrafił mnie zaakceptować, a ja nie byłem w stanie dokonać zmiany swojego całokształtu pod jego warunki. Byłem skazany na samodzielne radzenie sobie z jadem, jaki wypełniał świat ludzi oraz Piekło. 
Podniosłem się z łóżka, od razu sięgając po telefon, aby rozczarować się widokiem dwudziestu nieodebranych połączeń na wyświetlaczu. Nie miałem żadnych wątpliwości, co do przekonania się Valentino o pustej garderobie. Musiał być ostro wpieniony moim nieposłuszeństwem. Na policzku czułem piekący ból i ślad jego dłoni, który pojawi się wraz z moim powrotem do pracy, ale nie mogłem pozostać w miejscu, w którym nie odstępowało ode mnie uczucie obserwowania. W tamtym pomieszczeniu mogły być schowane mikro kamery umieszczone w najmniej zauważalnych kryjówkach, a wszystkie czynności spełnione w pokoju mogły zostać utrwalone i wykorzystane w przypadku chęci mojego odejścia lub prób podkopania biznesu Valentino. Nie zdziwiłbym się, gdyby moje podejrzenia okazały się prawdą. Posiadałem całkowitą świadomość ryzyka, jakie dotyczyło jakiegokolwiek układu z tą podstępną mrówką. Byłem jak bezbronna mucha pod jego stopą. W każdej chwili mógł mnie zdeptać, a wygrzebanie się z błota nie było łatwym zadaniem dla kogoś, kto nie miał do kogo zwrócić się o pomoc. W tym momencie mógłbym odnieść się do przyjaźni z Cherri lub więzi z Molly, to prawda. Niestety Cherri była zajęta swoimi gangsterskimi problemami, a z moją siostrzyczką nie było sposobu kontaktu przez ojca. Mimo bliźniaczej więzi między nami, on nie chciał abyśmy się spotykali, bo twierdził, że przeciągnę jego kochaną córeczkę na swoją stronę i ona także będzie występowała w erotycznych filmikach, na których ja rozkręciłem swoją wielką karierę aktora porno znanego przez prawie każdego demona zamieszkującego Pentagram. Te rozmyślania nad okrucieństwem mojego losu można byłoby ciągnąć w nieskończoność. 
Zszedłem do głównego pomieszczenia. Byłem przygotowany na ujrzenie wielkiego syfu i nędzy. Nie spodziewałem się wysprzątanego pomieszczenia oraz baru z alkoholem, za którego ladą siedział pewien urokliwy kocurek popijający wódkę niczym zawodowy alkoholik. Od śmiecia do kurzu biegała jakaś mała istotka, która przebiegając obok mnie, przywitała się jednocześnie obrażając moją męskość.
― Dzień dobry, Pani! 
― Hej! ― zwróciłem jej uwagę, a mimo to nie zatrzymała się, aby chociaż na mnie spojrzeć. 
Była niesamowicie żywa niczym mała rakieta połączona z zaawansowanym robotem sprzątającym co tworzyło z niej idealną sprzątaczkę, pomijając niekorzystny wzrost zmuszający ją do wspinaczki po meblach, aby dostać się do brudów nad jej głową. Tego samego nie można było powiedzieć o Vaggie. Siedziała na kanapie z oburzeniem wymalowanym na twarzy, kiedy Charlie skakała w kółko wyraźnie czymś podekscytowana.  Kiedy dotarłem do hotelu w nocy, budynek wyglądał na zaniedbany, jakby opuszczony, a w ciągu paru godzin wydawał się być przygotowany do zaproszenia tłumu demonów, chociaż za drzwiami nikt się nie ustawiał. Co musiało być aż tak przekonujące, aby zmusić jakiekolwiek dusze do podjęcia pracy w biznesie, który skończy się szybciej niż w ogóle miałby się zacząć? 
Skądś dobiegł do mnie szum radia. Już gdzieś słyszałem ten dziwny odgłos...
― Witam, moich ulubionych nieudaczników! - po pomieszczeniu rozniósł się głos wpadającego przez frontowe drzwi demona. - Znaczy się grzeszników...
Przez pierwsze kilka minut wpatrywałem się w szeroki uśmiech swojego wybawiciela. Sądziłem, że nigdy więcej go nie zobaczę. Wyglądał na kogoś, kogo nie spotyka się dwukrotnie. Wydawał się być w wyśmienitym nastroju, zupełnie jak wtedy, kiedy poćwiartował macki mego niedoszłego gwałciciela. Podszedłem odrobinę bliżej, aby usłyszeć rozmowę między nieznajomym, a założycielkami tej budy. 
― Przydałaby się dodatkowa reklama zachęcająca do zwiedzenia tego cyrku, prawda, moja droga? ― wyszczerzył się w kierunku podekscytowanej Charlie machającej głową, jakby zaraz miała odfrunąć. 
― Nazwałeś nasz hotel cyrkiem?! ― zareagowała wpieniona Vaggie ciskająca błyskawicami prosto w twarz mężczyzny. 
― Nie wiem o czym mówisz... - mruknął niewzruszony, a po pstryknięciu palcami na stoliku wylądowały torby ze stosem plakatów. 
Charlie nie ociągała się zbyt długo, a plakaty zniknęły ze stołu tak szybko jak dwie dziewczyny wybiegające z budynku. Przez dłuższą chwilę wpatrywałem się we wrota i kolorową, jabłkową mozaikę,  przez którą wpadało światło, po czym odbijało się na podłodze. Poczułem jak ktoś odbiera moją przestrzeń. Palec wskazujący na podbródku uniósł moje oczy na tajemniczego nieznajomego, który zdecydował się zaszczycić mnie swoją uwagą. 
― To moje złudzenie czy strach w twoich oczach? ― zapytał wydając się usatysfakcjonowany moim skrępowaniem. Nie rozumiałem z czego wynikało.
― Kim ty właściwie jesteś i dlaczego mi pomogłeś nie żądając nic w zamian? - zdecydowałem się postawić na stanowczość i siląc się na jak największą powagę, zadałem własne pytanie.
― Jesteś bardzo spięty, może powinieneś napić się herbaty? Niffty robi przepyszną herbatę.
― To prawda! ― wtrąciła się dziewczyna zamiatająca sufit, siedząc na żyrandolu. 
― Nie odpowiedziałeś na moje pytanie! 
― Niepotrzebnie krzyczysz, uważaj, bo obudzisz Huskera, a to wyjątkowo marudny zwierz.
― Co jest z tobą nie tak?
― Zapewniam cię, że ze mną wszystko dobrze, a czy z tobą ... ― z paraliżującym szokiem obserwowałem jak w jego oczach pojawiają się radiowe zakłócenia, a wokół nas powstaje mroczna aura, zamykająca nas w niekomfortowej sytuacji. - Mój zniewieściały kolego?
Te trzy słowa przypomniały mi to co czułem podczas tej nocy, kiedy jego twarz zbliżyła się do mnie, a ten sam niespotykany głos zaczął pouczać. Nie miałem w zamiarze pokazywać swojej słabości. Angel Dust nigdy nie obnaża swojej słabej strony. Ta noc ośmieliła się złamać moje zasady, ale to ostatni raz. Uniosłem dłonie do policzków mężczyzny.
― Martwisz się o mnie? ― zapytałem chcąc wymusić zawstydzenie na tej rozradowanej buźce.
― Nie ― usłyszałem krótką odpowiedź. Zostałem odepchnięty przez jego dłoń, lądującą na mojej piersi. Najwyraźniej nie przepadał za dotykiem, chociaż nie miał nic przeciwko zakłóceniu mojej strefy prywatnej, aby doprowadzić mnie do krępacji. Z niezadowoleniem obserwowałem jak otrzepał dłonie z mojego dotyku niczym brud.― Szukam rozrywki, mój drogi. Nic więcej.
Zdezorientował mnie uśmiech nie schodzący z twarzy demona ani na chwilę. Szczerzył się niezależnie od sytuacji jakby był to jego naturalny wyraz. Bez wątpienia nie był szczery, ton jego głosu na rozbawienie nie wskazywał. Próbował kogoś udawać lub bawić się w emocjonalny teatrzyk podmieniając role poszczególnych uczuć? Ciężko było zdiagnozować kogoś, kiedy nie znało się nawet jego imienia.
― Może z łaski swojej przedstawiłbyś się? ― zapytałem z rezygnacją podpierając dłonie na biodrach. ― Chcę tylko poznać imię swojego bohatera, czy to tak wiele?
― Alastor, mój drogi ― odpowiedział poprawiając swoje...szkło? Cokolwiek nosił przy oku.
― No tak... Ładnie - oceniłem po chwili wpatrywania się w jego zaciskającą się dłoń na kiju, na którego końcu umieszczony był...mikrofon? 
"Co się gapisz?!". Podskoczyłem słysząc głos dobiegający z podejrzanego przedmiotu należącego do Alastora. On mówił? A może tylko mi się przesłyszało? Kiedy próbowałem jakkolwiek wytłumaczyć sobie tą sytuację, poczułem chudą rączkę na swoim biodrze. 
― Wyglądasz na spiętego. A może spacer złagodzi twoje obawy o moją osobę?
― Proponujesz mi spacer?
― A czy mówię niewyraźnie? - dopytał kładąc drugą dłoń na mojej twarzy. Ścisnął mnie lekko, robiąc ze mnie tzw. rybkę. ― Sądziłem, że Angel Dust jest w stanie zapewnić mi jakąkolwiek rozrywkę. Czyżby hasła Studia Porno Valentino były kłamstwem? Co za szkoda... - dodał odsuwając się ode mnie. 
― Potrafię zabawić każdego demona w tym jebanym Piekle, a ty nie jesteś dla mnie żadnym wyzwaniem. Mogę sprawić, że będziesz skomlał jak szczeniaczek, gdy z tobą skończę! ― obroniłem się, czując jak moja duma zostaje urażona.
― Grozisz mi pobiciem czy proponujesz pikantny stosunek, mój drogi? ― usłyszałem z ust Alastora odwracającego się tyłem. Znów udało mu się mnie pozbawić pewności siebie. Czyżby Valentino doczekał się godnego siebie konkurenta?




Zaprowadził mnie do tylnego wyjścia, które prowadziło do uroczego ogrodu. Idealne miejsce do wspólnego spędzenia czasu, z osobą z którą posiadało się jakiekolwiek tematy do omówienia. Nie potrafiłem rozpocząć jakiejkolwiek rozmowy, a niezręczna cisza między nami była dla mnie czymś niesamowicie stresującym i niewygodnym, kiedy na nim i jego uśmiechu nie robiło to żadnego wrażenia. Po prostu szedł przed siebie z rękoma za plecami wpatrując się w cel naszego spaceru, a była nim ławka między krzewami najpiękniejszych róż jakie widziałem w swoim życiu. Jego dłoń wskazała ławkę.
― Usiądź, mam nadzieję, że nie zmarzniesz w tym skąpym w materiał stroju.
― To jest Piekło, rzadko kiedy jest tu zimno - zauważyłem, wywracając oczami, po czym zgodziłem się usiąść.
Jego kuperek wylądował tuż obok mnie. 
― Naprawdę nie  wiesz kim jestem? - zapytał po dłuższej chwili ciszy.
― Nie, skąd mam wiedzieć? Nie zapamiętuję całego Piekła przecież... A powinienem?
― Nie, nie...to nieistotne - odpowiedział chichocząc cichutko, jednocześnie odwracając wzrok w kierunku marmurowej fontanny z ...sikającym wodą diabełkiem? 
― Więc...dlaczego mi pomogłeś? - spróbowałem zapytać jeszcze raz. Byłem tego tak ciekawy...
― Pomogłem? - mruknął wbijając we mnie nagle spojrzenie swoich czerwonych, świecących tęczówek. - Wyglądałeś tak żałośnie, że nie potrafiłem przejść obok tego obojętnie. 
― I... tylko tyle? Po prostu wyglądałem żałośnie? Po prostu się nade mną zlitowa...- nie pozwolił mi dokończyć. Ponownie złapał mnie za twarz i przysunął do siebie w tak szybkim tempie, że nie zdążyłem nawet na to zareagować. Sparaliżował mnie...
― A co myślałeś? Że jestem twoim księciem na białym koniu, księżniczko? Że przyjdę pod twoje okno i zacznę recytować Szekspira? - zapytał, a puszczając mnie roześmiał się szczerze rozbawiony.
Może to niewiarygodne, ale jego słowa naprawdę mną wstrząsnęły. Zabolały mnie, uderzyły prosto w serce. Nigdy nie zaznałem szczęścia bycia kochanym, adorowanym przez kogoś, kto nie był obrzydliwym staruchem czającym się na mój tyłek. Poczułem jak moje oczy zaczęły wypełniać się łzami, które powoli rozmazywały tego... czerwonego dupka! Natychmiast podniosłem się z miejsca, a swój smutek zakryłem gniewem, który zapragnąłem wyładować na nim. Nie chciałem go oszczędzać tak jak on mnie tej nocy, nie miałem litości dla takiego pojeba jak on! Chciałem, aby poczuł to co ja. Aby także przejął się moimi słowami, jak ja tymi jego. Nie miał prawa kpić ze mnie!
― Jesteś obrzydliwy, brzydki i nikt cię nie kocha! - wykrzyczałem prosto w jego roześmianą twarz. Wpatrywał się we mnie z szerokim uśmiechem, wydawał się mieć głęboko w tyle moją opinię. Nie byłem w stanie go...zranić? ― Nie masz prawa uderzać w moje uczucia! Co ty sobie niby wyobrażasz?! Że pozwolę się z siebie śmiać jakiemuś świrowi?! 
Widziałem jak podnosi się z ławki, poprawiając swoje szkiełko. Uniósł dłoń do mojej twarzy. Zapewne po to, aby upokorzyć mnie ponownie w jakiś głupi sposób. Uderzyłem w jego dłoń, odwróciłem się w kierunku powrotnym i odszedłem do środka. Wbiegłem po schodach o mało się nie przewracając, a potem zamknąłem za sobą drzwi od przydzielonego dla mnie pokoju. Przesłodzona woń moich perfum w postaci wielkiej, różowej chmury pod sufitem uspokoiła mnie nieco. Opadłem na łóżko, a twarz schowałem w dłonie.
Jak śmiał mnie obrazić?! Moje stopy są ładniejsze od tych jego paskudnie słodziutkich uszu i rogów jak u jakiegoś...jelenia!... 
Czy ja naprawdę zabrzmiałem, jakby jego odpowiedź nie była dla mnie satysfakcjonująca? Czy naprawdę rozczarowałem się brakiem głębszego dna w tej całej historii? Możliwe, że naoglądałem się w życiu jakichś romansów, ale czy oczekiwałem ich w swoim życiu? Pragnąłbym mu się spodobać? Chciałbym jasno, stanowczo stwierdzić, że nie zależało mi ani trochę na jego atencji, ale czy to nie wyjaśniałoby mojego zainteresowania powodem uratowania mnie przez randomowego demona? Wydał mi się taki interesujący i czy moje ciche pragnienie bycia kochanym, nie było tego źródłem? Tak wiele pytań, na które nie potrafiłem sobie odpowiedzieć. Ten cały czas moje serce waliło jakby zaraz miało wyskoczyć i rozbić się na podłodze. Całe moje ciało było rozpalone, ogarnięte wstydem, zażenowaniem całym tym kabaretem, który odegrał się w ciągu tej krótkiej godziny. 
Wstałem, odpychając się od materaca, aby podejść do toaletki i oprzeć się na niej dłońmi w celu spojrzenia sobie w oczy. Nie mogłem patrzeć na siebie ze łzami i rozpływającym się makijażem niczym akwarele na wodzie. Uderzyłem w blat. 
― I czego beczysz ty mała szmato?! - zacząłem krzyczeć sam na siebie. To był impuls. Chciałem doprowadzić się do porządku. - Jesteś Angel Dust, najlepsza dziwka w Piekle, z ciałem wartym biliony na aukcji, a teraz co?! Wyjesz, bo jakiś postrzelony oszołom z ciebie zakpił?! Weź się w garść ty wrażliwa zdziro! 
Krzyczałbym dalej, gdyby nie... pukanie do drzwi.

●●●

Szum Radia || Radiodust PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz