V

1.8K 119 12
                                    

Opuściłem przydzielony mi apartament, podczas zbliżającego się południa, przecierając zmęczone oczy. Już od rana doskwierał mi cholerny ból głowy i brak jakiejkolwiek chęci do życia po życiu. Nie mogłem odłożyć przebudzenia na później, kiedy Valentino wciąż czekał niecierpliwie na moje przybycie i tłumaczenia swojego nieposłuszeństwa, jakie okazałem mu poprzez ucieczkę. Mógłbym powiedzieć, że nie miałem najmniejszej ochoty wracać ponownie w objęcia szponów szefa, ale byłoby to kłamstwem - tęskniłem za jego zapachem i na pozór czułym dotykiem. Miałem na sobie obcisłą, króciutką sukienkę w różowym odcieniu, z delikatnym puchem ozdabiającym miejsca, gdzie wcięcia były zbyt głębokie...oczywiście mowa o dekolcie. Spod sukienki wystawał drapieżny, koronkowy komplet bielizny, którego zadaniem było kuszenie potencjalnych klientów, z pełnymi kieszeniami. Stąpałem na obcasie w dopasowanych do reszty stylizacji kozaczkach. Moje nadgarstki i szyję zdobiły paseczki całkowicie zasłonięte puchem podobnym do tego przy dekolcie.
Na dole przywitała mnie Niffty, to maleńkie źródło ogromnej energii, które odwiedziło mnie poprzedniego dnia. Uśmiechnęła się do mnie szeroko, łapiąc za najbliższą dłoń, aby móc zaprowadzić mnie do baru i krzesła obrotowego, które przymuszony byłem zająć. Wręczyła mi filiżankę gorącej herbaty i pożegnała się, życząc miłego dnia. Szybko zniknęła z mojego pola widzenia, przepędzając wszelki kurz swoją wielką miotełką. Niffty była bardzo uroczą osóbką, a to jedno, wielkie oko przypominało mi Cherri. Na dodatek nie wydała mojego małego sekretu albo Vaggie nie zdążyła mnie jeszcze dorwać.
Odwróciłem się do lady z zamiarem odłożenia naparu. Moją uwagę przykuła turlająca się po wylakierowanym barze pusta butelka wódki, której właścicielem okazał się kocur, którego miałem okazję już poznać. Podparty na łapie, ledwo przytomny wrak demona niczym nie przypominał słodkiej, śliniącej dywan czarno-białej kulki sierści ze skrzydłami, robiącymi nie małe wrażenie. Wpatrywał się w jeden punkt umieszczony gdzieś za moimi plecami, a nieobecny wzrok wyglądał jakby wróciły do niego obrazy za czasów życia, przykre obrazy.
Moją głowę zajęły rozmyślania nad powodem wlewania w przemęczony organizm nadmiernej ilości uzależniającej trucizny, która musiała przyjąć w jego historii tytuł eliksiru zamazującego złe doświadczenia. Wydawał się mnie nawet nie zauważyć, stwarzając pozory zahipnotyzowanego swoimi wizjami. Wpatrywałem się w ostre pazury, powoli zaciskające się na szkle, kiedy ledwie zauważalną łzę wchłonęło futerko. Ocknął się ze swojego transu, zaciskając powieki oraz łapę, przez co butelka pękła, wbijając ostre kawałki w jego kończynę. Podskoczyłem lekko, nie spodziewając się takiego obrotu sprawy i złapałem go chcąc pomóc. Usłyszałem przesiąknięte zdenerwowaniem syknięcie.

― Nie ruszaj mnie, kurwa! Nie wiadomo jakiego syfa w sobie nosisz!

― Krwawisz, chcę ci tylko... ― tłumaczyłem się, czując ciężar ataku na sercu.

― W dupie mam czego chcesz, wypierdalaj ode mnie! ― krzyknął ponownie i odszedł na tyły baru, zostawiając mnie samego.

Odwróciłem się w kierunku schodów i miałem już wracać do swojego pokoju, kiedy blondyna zastąpiła mi drogę z podekscytowaniem w oczach. Nie miałem najmniejszej ochoty jej słuchać zaraz po tym, kiedy odepchnięto moje dobre intencje i nakrzyczano, jakbym miał kogoś molestować.
Położyła swoje łapska na mnie i zbliżyła się niebezpiecznie, pytając:

― Cześć! Czujesz to napływające w twoje żyły dobro? Czujesz?

― Zostaw go Charlie, to dopiero jego drugi dzień, zajmijmy się... ― mówiła Vaggie, która przynajmniej raz się do czegoś przydała i zabrała ode mnie podnieconą księżniczkę. Musiała się bardzo cieszyć, że jej interes powoli zaczynał ruszać, jednak nie miałem nastroju na czyjeś humorki.

Uciekłem do siebie, zamykając za sobą drzwi i usiadłem przy toaletce, wzdychając cicho. Podniosłem wzrok na swoje odbicie w lustrze, aby po czasie uśmiechnąć się sam do siebie. Byłem z siebie dumny, że przynajmniej próbowałem zaoferować swoją pomoc. Miło było spróbować zrobić coś pożytecznego po tak długiej przerwie, pomijając odrzucenie, którego powinienem się spodziewać a i tak byłem do takowego przyzwyczajony, dzięki wieloletniej praktyce.
Moją uwagę odwrócił odgłos przekręcanej klamki i ciche skrzypnięcie otwierających się szeroko drzwi. Spojrzałem w tamtym kierunku, z małym przerażeniem, bo byłem pewny, że przekręcałem kluczyk w zamku. Podniosłem się wolno, aby podejść bliżej i ponownie odciąć od siebie dostęp niechcianym gościom. Wpatrując się w podłogę, dostrzegłem tuż obok obcy but. Uniosłem wzrok, czując lodowatą dłoń na policzku. Cofałem się, kiedy jego kroki stąpały po moich śladach, zmuszając mnie do oparcia się o szafę. Nie mogłem uwierzyć w możliwość tego co właśnie się ze mną działo, a konkretniej w osobę, która to ze mną czyniła.

― Podobał ci się nasz taniec? Nie zdążyłem spytać przed rozstaniem ― mówił spokojnym, radiowym szeptem, ale nie wyglądał na przerażonego faktem, że ktoś mógł go nakryć. Sprawiał dreszcze na moim ciele, hipnotyzował swoim spojrzeniem, nie miał litości. ― Jeśli chcesz, mogę pokazać ci kroki nowego typu tańca ― dodał, przesuwając dłoń na moją talię, zahaczając o futerko na piersi, co skłaniało mnie tylko do jednego niegrzecznego czynu.

Jedno pstryknięcie jego palców ściągnęło ze mnie sukienkę, ukazując komplet bielizny. Przyjrzał się dokładnie mojemu ciału, sunąc po nim dłonią, jakbym był stworzony z porcelany. Te muśnięcia nie mogły się równać z brutalnym szarpaniem reszty piekła. W jego dłoniach czułem się jak drogocenna laleczka, na nowo poczułem wartość, którą mi dawno temu odebrano. Nie stawiałem żadnego oporu, a moja wściekłość wyparowała. Chciałem, aby mnie dotykał, chociaż wydawało mi się to okropnie poniżające, po ostatnich wydarzeniach.
Zbliżył się do mnie, a nasze usta dzieliły milimetry, kiedy światło gasło, a nasze oczy zamykały się w spowolnionym tempie. Wtedy poczułem...język?

Podniosłem się nagle i spojrzałem na świnkę z wystawionym jęzorem, wyraźnie zadowoloną, że udało jej się wyrwać mnie z tego snu, snu tak realnego, że przez dłuższą chwilę nie byłem w stanie dojść do tego czy to naprawdę się stało, a Alastor zniknął jak po skończonym tańcu czy to moja głowa była w stanie zaoferować mi tak niesamowity scenariusz.
Dotarło do mnie, że takie zachowanie z jego strony byłoby niemożliwe, więc to moja podświadomość miała chrapkę na mokry sen z jego udziałem w roli głównej, tylko...czemu? Dlaczego ukazał mi się jako mężczyzna z czułym, delikatnym dotykiem, o jakim marzyłem nieraz? Nienawidziłem go, prawda?

Wstałem z łóżka i nie myśląc nad sensem mojego ubioru, zakładałem na siebie pierwsze co wpadło w moje dłonie. Po kontrolnym przeglądzie w lustrze, zauważyłem na sobie outfit ze snu. Miałem zamiar się przebrać, ale odrzuciłem ten pomysł, bo wyglądałem pięknie, a jeden sen nie mógł wyrzucić dobrej i seksownej stylizacji do kosza.
Po nakarmieniu prosiaczka i zrobieniu lekkiego makijażu, zszedłem na dół, aby sprawdzić czy nowy personel zdążył się wykruszyć. O mało nie nadepnąłem na tą maleńką kobietkę, która sama wepchnęła się pod moje nogi, starając się zwrócić na siebie uwagę. Przywitała się i zaprowadziła mnie do baru, sadzając na krześle i wręczając filiżankę z parującym napojem. Patrzyłem dłuższą chwilę na oddalającą się sprzątaczkę szeroko otwartymi oczami. To było moje pierwsze de ja vu, które obudziło we mnie mały niepokój. Byłem w trakcie odkładania herbaty na ladę, kiedy znów dostrzegłem turlającą się butelkę i wpatrzonego w dal barmana. Dobrze wiedziałem co wydarzy się za kilka sekund, dlatego złapałem łapę demona zanim zdążyła się zacisnąć na szkle. Spojrzał na mnie pełnym wściekłości wzrokiem i opieprzył bez litości:

― Kto pozwolił ci mnie dotykać, ty pajęcza dziwko?! Trzymaj kończyny z daleka, bo nie wiadomo jaki syf w sobie nosisz, puszczalska cholero!

― Powinieneś mi dziękować... ― zwróciłem mu uwagę, znając pierwotne zakończenie, ale pozostało mi jedynie obserwować jego oburzone prychnięcie i odejście na tyły baru.

Zsunąłem się z siedzenia, z zamiarem ponownego odwiedzenia swojego osobistego azylu, ale znów przeszkodziły mi w tym dwie właścicielki hotelu. Tym razem zaryzykowałem unikiem, dzięki czemu księżniczka nie oparła się o mnie, tylko o powietrze w rezultacie upadając na cztery łapy. Jej dziewczyna pomagała jej wstać, kiedy sam oddalałem się na wyższe piętro.
Znałem końcówkę tej historii, wiedziałem kto czekał na mnie na mecie. Zamknąłem drzwi, usiadłem przy toaletce i czekałem na skrzypnięcie.

*skkrt*

Podniosłem się bez ociągania, zamknąłem drzwi i wbiłem spojrzenie w czerwone tęczówki Alastora. Wyglądał tak samo jak w moim śnie, miał na sobie tylko szkarłatną koszulę z czarnym krzyżem. Pasiasty płaszcz musiał się zapodziać w jego pokoju. Zrobił krok w moją stronę, ale nie zamierzałem przeżywać po raz drugi tej samej presji wpatrywania się w jego poczynania.

― Podobał ci się nasz ta...

― Tak ― odpowiedziałem, zanim zdążył dokończyć pytanie, samodzielnie rozpinając sukienkę, aby mogła się ze mnie zsunąć. Czekałem aż mnie dotknie, szepnie, potrzebowałem poczuć te kojące muśnięcia zimnych dłoni jeszcze raz...ale coś było nie tak. Nie ruszał się z miejsca. Wpatrywał się we mnie bez żadnej reakcji, splatając dłonie za plecami. Nie rozumiałem tego zawahania. W końcu opuścił delikatnie głowę.

― Tak czułem ― odpowiedział krótko i wykonał pierwszy krok w tył, prawdopodobnie chcąc opuścić pomieszczenie. Nie mogłem mu na to pozwolić. Złapałem za jego koszulę.

― Nie możesz mnie teraz zostawić! Powinieneś przycisnąć mnie do szafy, pocałować, a potem... ― mówiłem zestresowany, nie dając sobie czasu na oddech.

― Tak sądzisz? ― przerwał mi, po czym moje dłonie rozluźniły swój uścisk i pozwoliły mu zniknąć za drzwiami.

Usłyszałem jedynie lekki trzask zamka, kiedy wpatrywałem się w ścianę przed sobą. Dotarło do mnie jak bardzo się ośmieszyłem, jak wiele zaryzykowałem, jaki głupi byłem, wymuszając na nim dotykanie mojego ciała, wciskając mu stosunek ze mną, tylko dlatego że w moim śnie przybrał rolę ideału, o którym zawsze marzyłem.


Auć. 

●●●

Szum Radia || Radiodust PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz