VII

1.6K 95 28
                                    

Poczułem jak mężczyzna usiadł blisko mnie i zakrył swoją ręką jedną z moich dłoni, opierających się o trawę. Delikatnie ją ścisnął, zwracając na siebie moją uwagę. Prawdopodobnie jego zamiarem było sprawienie, żeby nasze spojrzenia skrzyżowały się ze sobą i udało mu się to. Jego oczy wypełniała smolista czerń, próżno szukać w nich źrenic. Nigdy wcześniej nie spotkałem demona z równie niepokojącym spojrzeniem...lub jego brakiem. Przez chwilę myślałem, że był ślepy, ale myliłem się. Widział mnie bardzo dobrze i uśmiechał się do mnie ciepło, zupełnie jakby znał mnie od wielu lat, a to byłby jeden z naszych wspólnych wypadów. Byłem pewny, że nie widziałem go wcześniej, a dotykało mnie wielu różnych mężczyzn. Był dla mnie obcy, więc czego szukał w moim towarzystwie? Seksu? Klienci nie nazywali mnie księżniczką, a już na pewno nie uśmiechali się w taki sposób.
Musiał wziąć pod uwagę fakt, że go od siebie nie odpychałem, bo przysunął się do mnie jeszcze kilka centymetrów, ryzykując moim niezadowoleniem, które nie nastąpiło. Za bardzo zastanawiał mnie powód delikatnego zachowania, aby stracić możliwość zobaczenia ciągu dalszego. Siedziałem w milczeniu, wpatrywałem się raz w niego, a raz w ułożone na sobie dłonie i czekałem na jakąkolwiek kontynuację. Nie musiałem długo czekać, aby otworzył usta.

- Humorek nie dopisuje, co? Koszmarna dziś pogoda - rozpoczął rozmowę. Ton jego głosu był kojący dla moich uszu. Z tym męskim, głębokim, łagodnym głosem z łatwością znalazłby pracę w stacji radiowej. - Może lody rozchmurzą twoją naburmuszoną główkę? - zapytał, gładząc moją rękę.

- Nie pracuję w tej chwili, znajdź sobie inną dziwkę - odpowiedziałem zły. Mogłem się tego spodziewać. Czego demon nie zrobi, aby dostać zniżkę na obciąganie? Wyrwałem rękę z jego uścisku. Zastanawiało mnie tylko jakim cudem jego wzrok nie zjeżdżał na moje ciało.

- Nie, nie! - odezwał się od razu, zupełnie jakby obawiał się tego oskarżenia. - To nie to o czym myślisz, nie o takie lody mi chodziło - zaczął się tłumaczyć, ale nie prezentował paniki, zachował spokój.

Poczułem jak przerwa między nami przestaje istnieć i ciężar jego dłoni na ramionach, które zaczął delikatnie masować. Gdybym uznał to za niekomfortowe, musiałbym kłamać. Niespodziewanie jego prawa ręka zmieniła swoje położenie, aby ułożyć się na moim policzku i odwrócić mój wzrok ponownie na nieznajomego demona.

- Chciałbym zaprosić cię do kawiarni. Odrobina cukru wyczaruje śliczny uśmiech na twojej buzi - zaproponował, wywołując na mojej twarzy zdziwienie. - Będziesz mógł wziąć co zechcesz, zapłacę - dodał i uśmiechnął się wyraźnie z siebie zadowolony.

- Kawiarnia...? - zapytałem nie wierząc w to co usłyszałem. Kto zapraszałby dziwkę na lody? Rzadko przytrafiało się, aby losowy demon z ulicy proponował jakiejś nieszanującej się suni pocieszenie, za które musiałby zapłacić. Nie wiedziałem co planował, ale nie zamierzałem dać się wpakować w jego dziwaczne gierki. W Piekle nikomu nie było można ufać. - Nie, dzięki, śpieszę się - zbyłem go i odtrąciłem jego dłonie, aby wstać i skierować się w swoją stronę.

- Poczekaj - zatrzymał mnie, wstając od razu za mną. Odwrócił mnie do siebie i objął swoimi dłońmi jedną parę moich, paraliżując mnie przy okazji na kilka sekund. - Nie mogę pozwolić ci otaczać się negatywną energią, nie dam ci spokoju dopóki nie pozwolisz mi zabrać się na lody - powiedział stanowczo. Nie żartował.

-No... dobrze, ale tylko na chwilkę, mówiłem już, że się śpieszę - poddałem się. Nie potrafiłem go olać. W pewnym stopniu byłoby mi żal utracenia takiej znajomości, którą on mi proponował. Różnił się od reszty demonów, ale było coś co łączyło go z pewnym jeleniem.

Uśmiech gościł na twarzach obu mężczyzn prawie non stop i rzadko schodził, a kiedy już się to stało, to nie na długo. Prosta postawa, uniesiona wysoko głowa. Jednak różnic też było wiele. W uśmiechu Radiowego Demona nieraz można było odczuć mnóstwo grozy, czasami kpinę, ale nigdy nie opuszczało mnie niekomfortowe poczucie niepokoju, będąc w jego towarzystwie. To jak wpatrywał się we mnie swoimi czerwonymi oczkami, budziło strach. U pana płomyka sprawa wyglądała nieco inaczej. Jego uśmiech był ciepły, na jego widok ogarniała mnie ulga, a wszystkie negatywne emocje, które przywołał we mnie Valentino, dzięki niemu schodziły mi z serca. Jego oczy wydawały się przerażające, jakby wyobrażać sobie tą totalną pustkę, ale wpatrując się w głąb miałem wrażenie jakbym patrzył na nocne niebo i może kilka gwiazdek odbijało się gdzieś wewnątrz? Zupełnie inny typ demona. Przez kilka sekund przez głowę przeszła mi myśl, że tej nocy przyśniła mi się niewłaściwa osoba, ale szybko odsunąłem od siebie to wyobrażenie i wróciłem do żywych, zauważając że zaczął ciągnąć mnie delikatnie w stronę głównej bramy, która wyprowadziła nas na ulicę, po której od dawna nie jeździły samochody, a demony nie obawiały się, że ktoś je przejedzie.

-Jak się nazywasz? - zapytałem z ciekawości. Pędziłem z nim do kawiarni, a nawet nie znałem jego imienia, nie wiedziałem jak powinienem był się do niego zwracać. Nie sądziłem, że ta wiedza przyda mi się jeszcze kiedyś, ale warto spytać.

- Oh, wybacz, gdzie moje maniery? - zadał pytanie sam sobie, zatrzymując się nagle, przez co wpadłem na jego tors. Przytrzymał mnie blisko siebie, abym uniknął twardego lądowania. Było to bardzo miłe i pomocne, ale nie podziękowałem i odsunąłem od siebie jego ramiona, kiedy tylko utrzymałem równowagę. Pochylił się i ucałował moją dłoń. - Nazywam się Benjiamin.

- Ładne imię - przyznałem, patrząc na niego jak na skończonego wariata, chociaż część mnie uważała to zachowanie za bardzo urocze. Nikt wcześniej mnie nie traktował w ten sposób, a pierwsze doświadczenia były bardzo przyjemne i nie pogardziłbym jakby inni klienci całowali mnie po dłoniach zanim rzuciliby mnie na łóżko, tylne siedzenie w samochodzie, trawę lub jakiekolwiek inne miejsce, które wydawało się wystarczająco odpowiednie, aby się nie połamać.

Mój ton w stosunku do niego znacznie złagodniał, zupełnie jakbym zaczął go akceptować, ale nie zmieniało to faktu, że wystarczyło jedno podejrzane zachowanie, abym stracił do niego zaufanie i uciekł zanim wpakowałbym się w jakieś bagno, z którego musiałby wyciągać mnie Val...znowu. Ostatnio często zdarzało się, że porywano mnie, przykuwano i zamykano w obcym mieszkaniu lub oczekiwano zapłaty za moje ciało. Czasami od szefa, czasami próbowano sprzedać mnie komuś innemu. Dziwka na własność? Nie najgorszy pomysł, ale wówczas sam bym cierpiał. Warunki u takich właścicieli z reguły nie były królewskie, a to co na obecną chwilę dawał mi Valentino nie było tak okropne jak to co mógłbym znaleźć pod opieką innych. Mój szef mnie chronił przed eksterminacją, gdyby nie on już dawno nie byłoby mnie w Piekle. Zawdzięczałem mu wiele, ale nic za darmo. Zawsze czekał na dobry moment, aby żądać czegoś ode mnie, tłumacząc się długiem wdzięczności...podstępny, przerośnięty robal.
Wracając do Benjiamina - robił na mnie wrażenie. Dumnie kroczył z równie pewnym siebie uśmiechem i uniesioną wysoko głową, patrząc na inne demony z góry, chociaż nie wydawał się być nikim istotnym w społeczeństwie. Utrzymywał klasę i nie pozwalał podskakiwać innym demonom. To mnie przyciągało.
Zabrał mnie do niewielkiej, spokojnej kawiarenki na rogu brukowej uliczki. Wszędzie wystawione były kwiatki i roślinki różnego rodzaju. Po stolikach i między nimi pałętały się kociaki, czające się na resztki. Atmosfera w środku była jeszcze przyjemnie. Za ladą stała staruszka, która przywitała się z nami radośnie i zaproponowała stolik przy oknie. Benjiamin wydawał się znać tą panią, pewnie musiał bywać tu częściej.
Usiedliśmy we wskazanym miejscu, a pan płomyczek przysunął mi krzesło jak prawdziwy dżentelmen. Poczułem się jak prawdziwa dama lub księżniczka, a ciężko było porównać dziwkę do kogoś o tak wysokiej wartości. Dzięki niemu czułem się doceniony, a to był kolejny chwyt, który zaczął mnie do niego przekonywać. Miałem nadzieję, że nie okaże się być oszustem, bo nie ukrywam, że byłoby mi szkoda to stracić.
Siedziałem i wpatrywałem się w niego, kiedy ten przeglądał menu. Zastanawiały mnie jego włosy i bródka. Wyglądały jak czarne płomienie i tak się zachowywały, ale nie biło od nich żadnym ciepłem. Byłem ciekawy czy oparzyłyby moją dłoń, jednak nie miałem zamiaru go dotykać bardziej niż było to wymagane i właśnie dlatego musiałem pogodzić się z życiem w niewiedzy.
Podeszła do nas niewielka dziewczynka, prawdopodobnie wnuczka kobiety prowadzącej ten biznes. Była niczym laleczka. Miała duże, błękitne oczy, złociste włosy i rumiane policzki, ale cały ten urok odbierał brak nóg i prawie niewidoczna niteczka, oplatająca jej szyję. Ta niteczka nosiła ją od stolika do stolika, a patrząc w górę w drodze do sufitu znikała bez śladu. Interesował mnie powód jej śmierci. Czyżby była torturowana? Odcięto jej nogi, a potem powieszono? Jak okrutnie musieli potraktować niewinne dziecko? Chociaż czy aby na pewno niewinne? Nie bez powodu zostało zesłane do Piekła. Zazwyczaj miałem głęboko w tyle takie rzeczy, ale kiedy chodziło o dzieci, moje serce ruszało się minimalnie z miejsca. Nie okazywałem tego, ale w pewnym stopniu przejmowało mnie to. Nagle dziewczynka zapytała o zamówienie, a Benjiamin zamówił dla siebie kawę. Zapytał mnie o zdanie, ale odpowiedziałem krótko aby wybrał coś za mnie. Wtedy mnie zaskoczył.

- Lody truskawkowe z bitą śmietaną i posypką, tą w kształcie serduszek. Dorzuć parę malinek jak możesz, dzięki - wyrecytował i odłożył karty na bok.

-Niemożliwe, skąd wiedziałeś, że to uwielbiam? - zapytałem z niepokojem.

-Uwielbiasz? Cieszę się - powiedział z uśmiechem. - Sam nie wiem, strzelałem - wytłumaczył się.

Po otrzymaniu zamówienia zaczął zadawać różne pytania. Zachęcał mnie do rozmowy o wielu sprawach, a mi przyjemnie się z nim rozmawiało. Słuchał mnie i moich żali, śmiał się z niektórych historii i wydawał się świetnie mnie rozumieć. Cudownie się bawiłem w jego towarzystwie, nawet nie zauważyłem, kiedy słońce zaszło i nadszedł czas na powrót. Opuściliśmy kawiarnię, a Benjiamin zaproponował mi podwózkę pod hotel. Obawiałem się samotnego powrotu, bo nigdy nie byłem w tej części Piekła. Zgodziłem się. Przez połowę drogi bałem się, że wywiezie mnie zupełnie gdzie indziej, ale ten strach opadł, kiedy zacząłem rozpoznawać mijane budynki. Całą drogę puszczał relaksującą muzykę z radia, dbało o moje rozluźnienie. Wysadził mnie pod Hotelem. Zaatakowało mnie jakieś dziwne uczucie. Żałowałem, że prawdopodobnie nigdy go nie zobaczę i właśnie dlatego pozostawiłem po sobie numer telefonu na siedzeniu.

A jednak ten zwariowany dzień miał swój Happy End.


Na górze wygląd Pana Płomyczka.  

Szum Radia || Radiodust PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz