3. Gość na pewno jest trollem

257 48 19
                                    



– Gość na pewno jest trollem– powiedział Fred następnego dnia, kiedy spotkałem się z nim na lunchu.

– Z takimi włosami? – zapytałem z niedowierzeniem, wpychając w siebie kanapkę z bekonem.

– Widziałem laskę o lśniących długich włosach, a jak się odwróciła... – Teatralnie drgnął z obrzydzeniem. – Szczerze powiedział ci, że jest brzydki, dlaczego w to brniesz?

– Jest uroczy, ma ładne włosy i głos... Może jest dobry w łóżku? – podsunąłem.

– Chcesz iść z brzydalem do łóżka? Może jest bardzo gruby? – podpuszczał mnie, ale ja go znałem wystarczająco, by wiedzieć, że po prostu się naigrywa.

– Jeśli jest zadbany? – odbiłem pałeczkę – Co za różnica, jest między nami chemia, tyle wystarczy. Zresztą to tylko przelotna znajomość, nie zakładam z nim rodziny! – oburzyłem się, na co Fred się roześmiał. – Za osiem miesięcy mnie tu nie będzie. Co za różnica? Sam mówiłeś bym się zabawił. A teraz masz jakieś obiekcję! 

Mówiłem, udając bulwers. 

– Cóż masz rację. - Wzruszył ramionami. - Ale nie zbliżaj się do mnie jak złapiesz grzybicę, albo inne świństwo.

– Och, jesteś obrzydliwy – mruknąłem, rzucając w niego zgniecioną serwetką.

Odpowiedział mi wybuchem śmiechu. Fred był specyficzny, ale to naprawdę świetny facet. Najlepszy jakiego poznałem w Londynie.

Byłem podekscytowany i trochę zestresowany. I mimo że było to trochę dziecinne i naiwne, to naprawdę kupiłem mu kwiaty.

W umówionym miejscu, czyli w parku niedaleko kawiarni, do której chciałem go zabrać, byłem prawie piętnaście minut przed czasem. Stałem na pustej ścieżce i patrzyłem w niebo zirytowany. Pogoda mówiła, że nie będzie padać, a tu ewidentnie zbierało się na deszcz.

Nie można ufać londyńskiej pogodzie. Dobrze, że ubrałem kurtkę.

Więc stałem tak w pustym parku, z kwiatami w dłoni, gotowy na najgorsze i wcale nie mówię o deszczu.

Byłem gotowy na wystawienie. Fred też mnie troszkę na to przygotowałem. I choć bardzo nie chciałem, to byłem świadomy takiej możliwości.

Jeszcze troszkę czasu, po co się denerwuję?

Wtedy po mojej prawej, kątem oka dostrzegłem ruch. Odwróciłem się gwałtownie, ale z rozczarowaniem zauważyłem, że to tylko jakiś biegacz, który zaraz zniknął mi z oczu.

I wtedy, kiedy dopadły mnie konkretne wątpliwości, usłyszałem:

– Chris?

Spojrzałem w lewo i zobaczyłem oczekiwaną przeze mnie postać. A raczej tak myślałem, bo kompletnie nie oczekiwałem takiego gościa.

Wgapiałem się w niego z niedowierzeniem i gdyby nie te złote loki, to bym w życiu się nie domyślił, że to Hazz.

Przede mną stał szczupły, wysoki facet o przystojnej twarzy. Oczekiwałem uroczego trolla, a przede mną stanął pieprzony książę. Naprawdę, w każdym calu przypominał księcia z bajek.

Widziałem, że się stresuje, a to że na moment zaniemówiłem przez jego wygląd, wcale mu nie pomagało.

W końcu odzyskałem świadomość i wróciłem na ziemię. Parsknąłem śmiechem i szeroko się uśmiechnął. Wydał się zaskoczony moim nagłym uśmiechem.

Różowy GinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz