Rozdział 3

327 26 0
                                    

— Jeszcze raz — powiedziała Clarke, ściskając nasadę nosa. — Dlaczego go uderzyłaś?

Po powrocie do domu Clarke postanowiła skonfrontować wersje dyrektora z wersją Madi. Obie usiadły naprzeciwko siebie przy stole kuchennym. Madi miała zwieszoną głowę z poczucia winy, które, według Clarke, słusznie powinna odczuwać. Jednak z tego powodu jej wyjaśnienia była zawiłe i nie do końca zrozumiałe.

— Powiedział, że dziewczyny nie są tak silne, jak chłopcy — wymamrotała Madi, a Clarke miała ochotę przejechać dłonią po twarzy. Nie zrobiła tego.

— To nie był powód, żeby go bić, Madi! — powiedziała uniesionym głosem.

— Przepraszam.

— To nie mnie powinnaś przepraszać — westchnęła Clarke. — Ale jesteś pewna, że tylko to cię zezłościło?

Clarke obawiała się czegoś gorszego niż drobna dyskryminacja. Martwiła się, że dzieciaki mogły dokuczać Madi, ponieważ miała rozwiedzionych rodziców, a w dodatku bardzo rzadko widywała Bellamy'ego.

— Chciałam zagrać z chłopakami w piłkę — powiedziała Madi, a Clarke odetchnęła z ulgą, że tylko o to chodziło.

— A on się nie zgodził?

— Nie. Najpierw się zgodził, a potem powiedział, że nie powinnam tego robić.

Clarke miała mętlik w głowie. Z opowieści Madi ten chłopiec malował się jako potwór, którego nikt nie nauczył dobrych manier. Ale z drugiej strony miała w głowie rozmowę z dyrektorem, który subtelnie zasugerował, że w jego domu mogło nie dziać się najlepiej. Nie wiedziała, co to miało oznaczać. Może jego rodzice również byli rozwiedzeni? W każdym razie nie sądziła, że pochodził z jakiejś patologii, sądząc po jego matce, której bardzo dokładnie się przyjrzała.

— Nie zachował się najlepiej, ale wciąż nie powinnaś go bić — zwróciła się do córki. — Dyrektor wspaniałomyślnie nie zawiesił was, ale w zamian za to musisz chodzić do Pana Greena.

Madi skrzywiła się. Już była kilka razy u psychologa szkolnego i nie uśmiechało jej się chodzić do niego ponownie. Już wolałaby dostać zawieszenie. Wtedy przynajmniej miałaby wolne od szkoły.

— Poza tym — kontynuowała Clarke — dostajesz szlaban. Nie wychodzisz z domu nigdzie poza szkołą, do której będę cię osobiście wozić i odwozić.

— Nie! — Madi podskoczyła na swoim krześle. — Będę grzecznie chodzić do Pana Greena.

— To nie podlega dyskusji. Tydzień szlabanu, a w każdy wtorek masz punktualnie stawiać się w gabinecie Pana Greena. Rozumiemy się?

Zezłoszczona Madi podjęła z nią bitwę na wzrok, ale Clarke była nieugięta. W końcu jej córka poddała się i przystała na swoją karę. Jednak bóg tylko wiedział, że nadchodzący tydzień nie będzie ciężki tylko dla Madi. Clarke była świadoma humorów, z którymi przez ten czas będzie musiała sobie radzić.

***

Aden siedziała ze zwieszoną głową, kiedy Lexa stała nad nim z rozczarowaniem wypisanym na twarzy. Powtórzyła mu chyba wszystkie lekcje, jakie kiedykolwiek próbowała mu wpoić. O szacunku do drugiego człowieka, że nie zawsze musi rozwiązywać problemy siłą, a już w szczególności, że dziewczyny nie są gorsze od chłopaków.

— Nie powiedziałem jej, że jest gorsza od chłopaków — bronił się Aden, a Lexa spojrzała na niego z uniesioną brwią. — Naprawdę! Próbowałem jej wytłumaczyć, że o składach decyduje osoba, która przyniosła piłkę.

— Tak, słyszałam o tym, że inni chłopcy nie zgodzili się jej przyjąć.

— Właśnie! Theo miał prawo decydować, kto zagra.

Cieszę się, że cię spotkałam (Clexa)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz