Rozdział 3

331 29 1
                                    

Młoda kobieta spojrzała spokojnie na dyrektorkę, czując wewnątrz narastającą irytacje, przez to co się działo.  Została wezwana, mina Minerwy nie wskazywała nic dobrego, to samo pismo na ciemnym, lakierowanym blacie biurka. Była tam pieczęć Ministerstwa... tak jak podpis ministra magii i mistrza eliksirów który ją oblał. Przygryzła wewnętrzną stronę policzka, nie mogła sie denerwować, a jak na chwilę obecną, jakby nagle każdy chciał ją wyprowadzić z równowagi. 

-Wiesz że będzie dochodzenie? -Spuściła wzrok, na swoje złączone ręce.

-Tak. -zabrzmiała o wiele chłodniej niż chciała, skupiała sie ciągle na tym by nie drżały jej dłonie z nerwów, rzuciła okiem na swoją obrączkę, delikatnie odbijała promienie, wpadające przez okno. 

-Zdajesz sobie sprawę, jakie to przyniesie za sobą konsekwencje,  racja moja droga? Ministerstwo podda was przesłuchaniom. Dlaczego to zrobiłaś? -nalała herbaty do filiżanek. 

-Prowokował mnie cały egzamin, a kiedy miałam oddać eliksir, wyprowadził z równowagi, jak on mówi, fałszywą informacją na którą zareagowałam zbyt emocjonalnie. -Położyła dłoń na brzuchu czując skurcz w żołądku, stres. Ona, jedna z bohaterów wojennych, najlepsza uczennica ze swojego roku, która pracuje często pod presją, nagle doświadcza silnego stresu. Wiedząc że, jeśli ministerstwo da jej obciążające zarzuty, straci prace na obu stanowiskach. Też może ponieść konsekwencję finansowe, nie mówiąc o ciągłym niepokoju, jaki przynosi ta sytuacja. Była Gryfonka, spojrzała na swoją byłą uczennice, i delikatnie uśmiechnęła. 

-Jak maleństwo? -Podniosła na nią, zdezorientowane spojrzenie. Ta kobieta, niczym Albus  szybko zmienia temat i nastrój spotkania. -Coś nie tak? -dziewczyna uśmiechnęła się słabo. Była zmęczona, ostatnio zaniedbywała siebie, co oznacza także że dziecko, problemy ze snem, nawracające koszmary. 

-Wszystko dobrze. -Chyba, nie miała ostatnio ani siły ani ochoty by udać się do lekarza. 

***

Przejechała palcami, powoli po grzbietach książek w bibliotece, większość tych pozycji już znała niemalże na pamięć. Wzięła do dłoni gruby tom, po czym rozsiadła się w fotelu, lubiła spędzać czas w bibliotece, szczególnie wtedy kiedy jest nauczycielem i ma legalny dostęp do działu ksiąg zakazanych. Uśmiechnęła się delikatnie, pamiętała jak włamała się tu na pierwszym roku by poszukać czegoś więcej o kamieniu filozoficznym. Jednak, przypomniała sobie o nie zdanym egzaminie, rozważała też, by ewentualnie rozpocząć własny interes. Taką aptekę czy drogerie, szczególnie że ostatnio pracowała nad kremem, który redukuje wory pod oczami. Spojrzała z zainteresowaniem, na grupkę uczniów chcący wejść zakazanego działu.

-co was tu sprowadza? -uczniowie zatrzymali się i odwrócili, bowiem wcześniej jej nie zauważyli. Była, jak to powiedzieć dobrze schowana, mając jednocześnie dobry widok na innych.

-no my...-młody chłopak z Gryfindoru speszył się, za nim stał ślizgon ściskający jego dłoń. Uniosła brew do góry, oczekując odpowiedzi. Sama wiedziała że ten dział, jest jednym z najmniej uczęszczanych, i że spokojnie można tam się zrelaksować. Było tam miejsce do siedzenia, jednak zasady to zasady. -Czy moglibyśmy...

-Wiesz że nie, panie Carter, zasady są jasne. -Spojrzała na nich, po czym lekko nachyliła w ich stronę- polecam błonia, o tej porze roku jest tak mało uczniów, tak jak tylni dziedziniec czy pokój życzeń...-puściła do nich oczko. Znała ich z widzenia, kiedy ona jeszcze się tu uczyła. Gryfon był na 7 roku a ślizgon na 6, nie miała z nimi jakiś kontaktów, jedynie tyle co widziała z obserwacji. Wróciła do lektury, kiedy zauważyła że oddalają się.

Zapowiadał się dla niej długi i wyczerpujący dzień, musiała porozmawiać z mężem, który był w...nie najlepszym nastroju, temu ukrywała przed nim sprawę, jak najdłużej tylko mogła. Po powrocie do ich komnat, ujrzała go przeklinającego pod nosem głupotę swoich uczniów. Podeszła do Niego i objęła od tyłu zaglądając mu przez ramię. Czując jego napięte mięśnie, położyła dłonie na jego ramionach delikatnie je rozładowując, przy okazji co jakiś czas całując go po karku.

-co zmajstrowałaś tym razem?- zatrzymała się i spojrzała na Niego z unosząc delikatnie brew do góry. -wszystko jak na spowiedzi.

-no więc...uhhh. Nie wiem czy chce ci jeszcze bardziej psuć humor. -Spojrzał na nią uważnie. -będzie śledztwo w mojej sprawie. Za "urzędnika" na urzędnika na egzaminie. -uniósł brew na do góry. -jakby to łagodnie powiedzieć, podenerwowałam się i zachowałam, niezbyt dobrze.

-Granger.

-Znowu mi zmieniasz nazwisko- spuściła lekko głowę, ale niedługo później poczuła jak smukłe palce chwytają jej podbródek i unoszą delikatnie do góry. Czujne, ciemne spojrzenie które mogło prześwietlić jej duszę. Kochała je, mimo że kiedyś się go bała, czarne oczy które napawały w większości strach, u niej wywoływały uczucie bezpieczeństwa.

-Jesteś impertynencka, wiesz moja lepsza połówko? -wywróciła oczami. Ogarnął niesforny kosmyk za jej ucho, spojrzał na jej usta i się lekko skrzywił. -zagryzanie wargi jest nieodpowiednie w tej chwili, moja droga. Oraz myślę że twoje zachowanie na egzaminie było nieadekwatne.

-przeszkadzał mi! Po czym powiedział że śmierciożercy zbiegli z Azkabanu... -wykrzywiła usta w nie zadowolonym grymasie, kiedy jej ukochany wrócił do sprawdzania esejów. -chce czułości i uwagi.

-Hermiono, nie teraz. Muszę to sprawdzić do końca. -Zmarszczyła nos, spojrzała na niego uważnie, coś nie grało. 

-Idę się przejść. -Pocałowała go w policzek, po czym wyszła by przejść się po szkole, przy okazji realizując swój patrol. 

Idąc korytarzem, w pewnym momencie oparła się o ścianę. Pulsujący ból skroni, suchość w gardle i czarny obraz przed oczami. Zasłoniła dłonią usta, z całych sił starając się utrzymać na nogach. Słyszała przechodzących obok uczniów, ich szepty. Zacisnęła powieki i powoli usiadła na ziemi, jednak ten stan przerwał znajomy głos. Parkinson, poczuła dłoń na ramieniu. Uchyliła oczy, a przed nią klęczała ze zmartwioną miną, i coś mówiła, nie rozumiała co przez pisk w uszach. 

-Ej ty! -Chłopak z jej domu, zatrzymał się i spojrzał na czarnowłosą dziewczynę. -Idź po profesora Snape'a i przekaż mu że zabieram profesor Snape, do skrzydła szpitalnego! Nie patrz się tak a ruszaj! -Położyła dłoń na czole Hermiony. -Dasz radę wstać? -widząc jak kręci głową na nie, westchnęła i za pomocą zaklęcia lewitującego, zaprowadziła ją do odpowiedniej części zamku. Nie żeby ją lubiła, czy się o nią martwiła. Po prostu, coś tak jakby kazało jej to zrobić, możliwe że sumienie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Kochani, macie może jakieś pomysły co może się stać dalej?
~Sophie

Nowe życie |Sevmione||ZAKOŃCZONE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz