Kitty
Naprawdę to zrobiłam. Po takim czasie zbędnych rozmyślań, wreszcie zebrałam się w sobie i postanowiłam wrócić po swoje.
- Chyba sobie ze mnie żartujesz?! – odsunęłam telefon od ucha, kiedy rozbrzmiał w nim podniesiony głos przyjaciela. – Powiedz mi, że to głupi żart, Kitty, i jesteś teraz w swoim mieszkaniu. Zaraz przyjadę do ciebie z kawą oraz torbą pełną pączków. Potrzebuję dziesięć minut, mała.
Poprawiłam torbę, która niebezpiecznie zsuwała mi się z ramienia. Zatrzymałam się w jakiejś ślepej uliczce – cholera wie gdzie – i przysiadłam na czerwonej, wielkiej walizce. Nigdy nie miałam zbyt wiele rzeczy osobistych, także byłam w stanie zabrać ze sobą wszystko. Głupio mi było zostawiać Gusa bez słowa – zważywszy na naszą wieloletnią przyjaźń – lecz miałam swoje konkretne powody. Nie chodziło tu tylko o to, czego nie starałam się ukryć. A mianowicie o faceta, na którego nie miałam ochoty więcej patrzyć przez to, co się między nami wydarzyło. Po prostu od półtora roku bardzo źle czułam się w Seattle. A teraz poza Gusem nic mnie tam nie trzymało. Może przyjaciel to wystarczający powód by zostać, ale ja już od dłuższego czasu wiele załatwiałam. Teraz wreszcie mogłam zrobić krok ku przeszłości. Kiedy już miałam na tyle odwagi. Jeszcze nie do końca wiedziałam, gdzie zmierzałam, lecz pewne punkty zaczepienia sobie wypracowałam. Ogarnęłam wynajem mieszkania – do którego właśnie próbowałam trafić – a za parę dni miałam rozmowę o pracę, na której mega mi zależało, a która była nawet lepsza od poprzedniej.
Niestety Gus nie znał prawdziwego powodu wyjechania do innego miasta, zmiany otoczenia na akurat to konkretne. Nowy Jork nie był zupełnie losowym wyborem. Łatwo dało się dowiedzieć, iż to właśnie tutaj znajdowały się moje wszelakie niedokończone sprawy. Potrzebowałam trochę czasu na właściwie rozegranie, ponieważ ten orzech – zakłamany, składający puste obietnice – mógł być bardzo twardy do zgryzienia.
- Możesz nie krzyczeć? – odezwałam się spokojnie, gdy do mnie dotarło, że Gus nie zamierzał przestać się produkować. – Nie ma mnie w mieszkaniu. Już ci mówiłam. To było dla mnie za wiele. Przepraszam za ten nagły wyjazd, ale to okazało się koniecznością. On i ja… pracowaliśmy razem. Nie czułam się z tym dobrze, Gus. Tu mogę zacząć od nowa, przynajmniej spróbować.
I domknąć stare sprawy. Wyrównać rachunki.
Przyjaciel głośno westchnął, a ja nawet przez telefon wyczułam, że złość z niego nie wyparowała.
- Nie podoba mi się to, Kitty. Mogłaś jedynie zmienić pracę, wtedy byście się nie spotykali.
- Nadal czułabym się źle. Wiesz jakie to upokarzające codziennie spotykać się z byłym mężem oraz z rudą zdzirą, którą pieprzył w biurze przylegającym do mojego? Byłam za cholerną ścianą! – odetchnęłam głośno, a moje ramiona zaczęły się trząść. Nie chciałam się unosić, lecz to samoistnie ze mnie wypłynęło. – Nie zamierzam oglądać ani Adama, ani Pameli, ani miliona innych kochanek, które zapewne sobie przygruchał. Mogłabym spotkać ich gdziekolwiek, nie tylko w pracy, a tego bym nie zniosła. Mam swój honor, okej?
- Kitty…
- No co? Proszę cię, nie wywołuj u mnie wyrzutów sumienia przez to, że się z tobą nie pożegnałam. Ja tylko potrzebuję oddechu. Przecież będę się do ciebie odzywać codziennie, nadal się przyjaźnimy.
Prawda, no jasne. Na Gusa mogłam liczyć w każdej sytuacji. Wspierał mnie, odkąd poznaliśmy się na studiach informatycznych. Był przy mnie, gdy wypłakiwałam sobie oczy przez zdradę Adama. To z nim pakowałam w siebie niezdrowe jedzenie, ogrom słodyczy oraz alkoholu, no i to właśnie on przytrzymywał mi włosy, kiedy wymiotowałam z bezsilności. Przypuszczałam, że gdyby nie Gus Murphy to już dawno zeszłabym z tego świata. Jego osoba skutecznie utrzymywała mnie przy życiu, nie pozwalał mi się załamywać. Właśnie teraz liczyłam, iż on naprawdę mnie zrozumie. Potrzebowałam opuścić to cholerne Seattle. Już od dłuższego czasu – w sumie od paru lat – miałam swoje plany związane z Nowym Jorkiem, a teraz… chyba nadarzyła się okazja. Nie twierdziłam, że czekałam na coś tak mocnego jak zdrada męża oraz rozwód, ale to przyniosło ze sobą pewien impuls. Impuls do tego, by wreszcie ubiegać się o swoje. W pewien sposób mogłam też zacząć od nowa. Nie planowałam odcinać Gusa od siebie, ponieważ nadal mocno go potrzebowałam. Ostatnio w moim trzydziestoletnim życiu wiele się wydarzyło i teraz trochę postanowiłam zmienić.
Wciąż rozmawialiśmy przez telefon, ale postanowiłam zebrać manatki i spróbować dostać się do tego wynajmowanego mieszkania. Jednak bez nawigacji mogło się nie obejść. Szłam przez zatłoczone centrum miasta. Ktoś trącił mnie ramieniem, więc zachwiałam się, obróciłam i… wpadłam na kolejną osobę. Pisnęłam. Ktoś popchnął mnie od tyłu, potem z lewej strony, a później kolejna osoba nadepnęła mi na stopę. Nie przepraszając popędziła dalej, tak, jakby w ogóle mnie tutaj nie było.
- Gus, muszę kończyć. Oddzwonię jak się rozlokuję, dobrze?
- W porządku. Tylko na pewno, bo chcę jeszcze z tobą pogadać.
- Jasne, pa.
Schowałam urządzenie do kieszeni krótkiej, dżinsowej kurtki. To okrycie było zdecydowanie za cienkie jak na pierwszy dzień marca, ale nie bardzo o tym myślałam. Obecnie dążyłam do nowej odsłony Kitty Bullet.
Zatrzymałam się przy przytulnie wyglądającej kawiarni. Spojrzałam na swoje odbicie w szybie. Jasnofioletowe włosy, opaska z kocimi uszami, lekki makijaż. Oprócz kurtki narzuconej na ramiona, pod spodem miałam przewiewną koszulkę w paski, czarną, krótką spódnicę, a także czarne kabaretki, zakolanówki oraz trampki. Tak, właśnie. Byłam trzydziestoletnią kobietą, która wyglądem próbowała się w jakiś sposób odmłodzić. Dopiero od momentu zdrady Adama ubierałam się w ten sposób – ponieważ wcześniej mnie ograniczał, nie chciał, bym pokazywała za dużo ciała – i naprawdę mi się podobało. Byłam lepszą wersją Kitty, która zamierzała się odegrać na jednym z wielu dupków. Jednak ten miał większe znaczenie, bo stanowił część przeszłości. A także składał pewne puste obietnice.
Takiej zmienionej mógł nie poznać, a to dawało mi swego rodzaju przewagę. Chciałam trochę się odegrać za zniknięcie, urwanie kontaktu. Mogłam się trochę zabawić.
Jak niesforny kotek. Bo ty, Jaxie Thomasie, teraz się przede mną nie ukryjesz.
Czy miałam jakiś konkretny, ściśle określony plan? Nie. Posiadałam pewne założenia, którymi zamierzałam się kierować. Najcięższe było znalezienie go, ponieważ kto jak kto, ale Jackson Thomas – pieprzony król hakerów – potrafił się ukrywać, potrafił stosować bardzo dobre zabezpieczenia komputerowe. Tylko ja też posiadałam umiejętności. Trochę mi to zajęło, przyznam. Jednak wreszcie dotarłam do niego. Czyli tym samym najtrudniejsze za mną.
Bo wylądowałam w Nowym Jorku. W mieście, w którym przebywał również on. Połowa sukcesu za mną. A teraz chciałam jedynie się odegrać. I nic, poza tym nie miało znaczenia.
**
No to startujemy!
CZYTASZ
Algorytm na miłość. The Thomas Family#3
RomantikNowy Jork. Miasto, które dla Jaxa Thomasa stało się drugim domem. Pracował jako programista w wielkiej, znanej korporacji. Mężczyzna nigdy nie krył się ze swoim talentem do komputerów, nawet jedenastoletnią bratanicę nauczył kilku sztuczek. Niestet...