Rozdział 27

364 49 4
                                    

Kitty

- Mamy jeszcze szansę, Kitty. Wszystko możemy naprawić, a ja... Ja się zmienię.

Mieliśmy wrócić do pokoju. Zaszyć się tam, odsapnąć, zastanowić nad wszystkim oraz porozmawiać. A jak to się skończyło? Zatrzymał nas głos Adama, który wciąż trzymał się jakichś urojonych nadziei. Nadziei dotyczących tego, że moglibyśmy jeszcze do siebie wrócić. Po tym wszystkim, co mi zrobił. Jak mnie traktował. Albo było źle, albo nie zwracał na mnie nawet najmniejszej uwagi. I może ignorancja była lepsza od tego co mówił, gdy się odpalał. Wtedy mogłam jedynie przyjmować ciosy na psychice, akceptować to milcząco. Mogłam też wmawiać sobie, że to na mnie w żaden sposób nie wpływa, że nie czuję się dużo, dużo gorzej.

Ja już tak nie chciałam. Po rozstaniu z byłym mężem obiecałam sobie coś. Postanowiłam zebrać się porządnie do kupy, stać się silną babką. Zgryźliwą, której nikt nie zdoła wejść na głowę.

- Lepiej zamilcz, zanim jeszcze bardziej się wygłupisz. – Usłyszałam prześmiewczy głos Jaxa. Odkąd pomógł mi się podnieść z podłogi staliśmy ramię w ramię, stykając się delikatnie. Jakoś to na mnie działało, lecz postanowiłam na ten moment wszelkie uczucia zignorować. Skupiałam wzrok na Adamie, który przyglądał mi się błagalnie. A to błaganie stopniowo przekształcało się w konsternację, irytację, a atmosfera stała się na tyle gęsta, że można by było kroić ją nożem. – Chociaż już i tak zrobiłeś z siebie wystarczająco wielkiego kretyna. Teraz możesz się wycofać, bo i tak więcej tutaj nie zdziałasz.

- Pytał cię ktoś o zdanie? – Wysyczał Adam. Zrobił krok w naszym kierunku, ale my nawet nie drgnęliśmy.

Za jego plecami widziałam Wesleya, który wyglądał, jakby chciał zainterweniować, gdyby stało się coś, co mogłoby zwrócić na nas zbytnią uwagę.

- Nikt nie musi mnie pytać. Mówię co chcę i kiedy chcę. Bo przecież, jak chyba niektórzy myślą, dam wyłącznie o siebie i swoje dobro, nie przejmując się innymi ludźmi i tym, co do mnie mówią. – Gdy wbiłam niepewny wzrok w profil Jacksona to zauważyłam, że jego oczy powędrowały na przyjaciela. Albo raczej byłego przyjaciela. Mierzyli się nienawistnymi spojrzeniami, a ja wiedziałam, że to druga relacja w jego życiu, która się tak mocno posypała, zaraz po naszej. A przynajmniej druga, o której ja wiedziałam, bo mogło być tego więcej. – Czyż nie, Wes? Przecież patrzę na czubek własnego nosa, a wszystko jest mi darowanego na złotej tacy.

- Jesteś kutasem. – wymruczał Wes. – Zawsze nim byłeś.

- Nie zaprzeczę. – Jax głośno się zaśmiał, a to też wywołało uśmiech na mojej twarzy. I coś dziwnego w dole brzucha. Coś miłego. – Tylko to raczej słaba argumentacja. A skoro już się nie przyjaźnimy, to powiem tak. Będzie dzisiaj tak, jak zwykle w pracy. Zjem cię na pierdolone śniadanie i wygram. Bo przecież zawsze wygrywam, co nie? Pupilek Wheelera, no tak. Ubóstwia mnie. Dlatego też straciłem pracę, bo mi nie zaufał i pomyślał, że zrobiłem go w chuja i zdradziłem. A to cały czas byłeś ty. Pieprzony sprzedawczyk! Jeszcze do największej konkurencji Innovate, brawo. Oklaski teraz, czy mam poczekać?

Chciałam coś wtrącić, ale wciąż milczałam. Gdyż jedyna rzecz, jaka przychodziła mi do głowy, a właściwie pytanie, to, dlaczego na szczęce Jaxa wykwitał – bardzo powoli – fioletowawy siniak. Może właśnie tak skończyła się rozmowa sam na sam z Wesleyem Huntem.

Kiedy przyjechałam do Nowego Jorku i postanowiła się tutaj przeprowadzić z zamiarem zemsty na Jaxie, nie przypuszczałam – nawet przez myśl mi nie przeszło – że znajdę się w samym środku jakiejś rozgrywki, gdzie nagle każdy będzie pragnął się na nim odegrać, w tym wplątać w coś mnie. I skończyło się to tak, że objęliśmy wspólny front. A potem Jax mnie rozgryzł, dowiedział się wszystkiego, wściekł się i... teraz już nie wiedziałam, czego powinnam się spodziewać.

Algorytm na miłość. The Thomas Family#3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz