Rozdział 7

401 38 7
                                    

Jax

Nic nie rozumiem. Pierwszy raz nie miałem pojęcia, co się tutaj działo. Ta wiadomość, którą dostałem, a która została napisana jakimś cholernym szyfrem. Sam uznawałem siebie za inteligentnego człowieka, lecz w tym momencie nie potrafiłem rozszyfrować przekazu. O ile jakiś był, a nie patrzyłem na szereg zupełnie losowych liczb.

Piłka w grze.

Zamknąłem oczy, odchyliłem głowę na zagłówek fotela. W mojej głowie pojawiła się masa myśli. Na różne tematy. Ostatnio działy się rzeczy, które w końcu postanowiłem wziąć na poważnie. Chodziło o tą osobę, która sobie ze mną pogrywała. Pisała do mnie anonimowe smsy, włamywała mi się na skrzynkę mailową i to pewne ta sama osoba ostatnio zrobiła DoS w moich komputerach. Do tego od tego zdarzenia minęły dwa dni. Jak wróciłem ze spotkania to wszystko wróciło do normy i mogłem normalnie korzystać ze sprzętu. Zajęło mi chwilę by wyciągnąć od Kerri, co się wydarzyło pod moją nieobecność. Czy byłem w szoku? Mało powiedziane. Jednak nie zamierzałem tego po sobie pokazywać. Co to, to nie. Teraz miałem ważniejsze sprawy na głowie niż główkowanie jakim cudem jakaś tam laska, która jest tu od niedawna, to ogarnęła.

Twój ruch, jeśli masz odwagę.

Na co ta osoba liczyła? Nie wiedziałem kto to mógł być i czemu oczekiwał odzewu z mojej strony. Może powinienem zagłębić się w sprawę bardziej, przestać ignorować i uważać tego za głupi żart. Gdybym zrobił pewne rzeczy, to szybko bym tego człowieka namierzył, a potem się dowiedział o co w ogóle mu chodzi. No i kazałbym nie zawracać sobie głowy. Mam masę pracy i nie zamierzam zajmować się bzdetami, bawić w jakieś cholerne podchody.

999666887770663363399994447777.

Nadal nie wiedziałem co to znaczyło, lecz teraz nie było na to czasu. Miałem coś do załatwienia na mieście, a kiedy na powrót znalazłem się w firmie, to jednak – pierwszy raz – wolałbym być gdzieś indziej. Kerri właśnie się z kimś kłóciła, a ja doskonale znałem tego kogoś. Wolałbym by było inaczej, ale niestety. Nie miałem pojęcia, co tutaj robiła. Przez chwilę się do mnie odzywała, co uznałem za bardzo dobry znak. Jednak spokój nie mógł trwać wiecznie, no oczywiście. Po pracy byłem umówiony z Bee, więc miałem szansę się zrelaksować po tej nieprzyjemnej rozmowie, którą zaraz miałem przeprowadzić. Bo do pewnej osoby nie docierało, że ta znajomość została jakiś czas temu zerwana. Niech ją szlag.

Podszedłem tam szybkim krokiem. Złapałem kobietę za ramię, lekko, byle tylko zwrócić jej uwagę. Od razu się rozpromieniła. Za to Kerri wyglądała, jakby znajdowała się na granicy wytrzymałości. Kiwnąłem jej głową, by wiedziała, iż miałem sprawę pod kontrolą. Zamierzałem się tym zająć jak najszybciej.

- Wreszcie! Twoja głupia sekretarka twierdziła, że cię nie ma i nie chciała mnie wpuścić.

- Bo mnie nie było. – Odparłem spokojnie. Odsunąłem się od Cary, po czym założyłem ramiona na pierś. – Dopiero teraz wróciłem. Możesz się nie awanturować? Ludzie tu chcą pracować, a nie wysłuchiwać twoich krzyków.

To właśnie była Cara Stevens. Ta sama, która planowała odejść od męża dla mnie. Zakochała się i zbytnio zaangażowała, co nie mogło mieć miejsca. Dlatego to zakończyłem, lecz nie rozumiała. Czułem się prześladowany. Zapisanie jej w telefonie jako „Stalkerka", mogło powiedzieć już wszystko.

- Po prostu bardzo mi zależało na zobaczeniu się z tobą, kochanie.

- Chodź.

Nawet nie skomentowałem tego, jak mnie nazwała. Pociągnąłem ją za sobą do biura, po czym mocno zatrzasnąłem za nami drzwi.

Algorytm na miłość. The Thomas Family#3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz