Rozdział 14

355 46 3
                                    

Jax

Te wspomnienia się skumulowały. Przewijały jak w kalejdoskopie. Nie potrafiłem wyprzeć z głowy przeszłości, w której istniała Reese, chociaż od jej śmierci minęło sporo lat. A mimo to – oprócz tego, że pojawiała się w moich koszmarach – rozmyślałem o niej również na jawie. Jakbym wciąż nie radził sobie z tym, do czego doszło. Jakbym nie umiał zapomnieć o nastolatce, która kiedyś mi pomogła, gdy cierpiałem, gdy miałem złamane serce i błagałem o ukojenie, ponieważ nie potrafiłem znieść bólu.

Tydzień po jej samobójstwie, wtedy to się zaczęło i trwało do teraz, nawet jeśli nie tak często jak kiedyś. Obudziłem się z krzykiem, co wyrwało ze snu mamę. Przyszła do mnie. Byłem prawie dorosły, a jednak jej potrzebowałem. Potrzebowałem by mnie objęła, uspokoiła, nawet jeśli nie wyjaśniłem, co się stało. A ona nie dopytywała. Pozwoliła mi się uspokoić samemu, we własnym tempie. A później przestałem także płakać. Nie płakałem ponad dziesięć lat. Nie uroniłem nawet jednej łzy. Wtedy życie zwaliło mi się na głowę. Dałem radę się podnieść, skończyć studia, znaleźć świetnie płatną pracę, czyli tak w skrócie – odnieść sukces o jakim marzyłem. I przez długie lata było naprawdę dobrze, nic mnie nie łamało. Tylko teraz, bardzo powoli, zaczynały pojawiać się kolejne nieszczęścia, a ja czułem coś takiego... jakbym na nowo wszystko tracił. Wszystko, co zdobyłem swoją własną ciężką pracą, co stało się sensem mojego życia. Ktoś postanowił mi to odebrać, a ja powoli traciłem kontrolę.

Kim byłem, w momencie, w którym odebrano mi to, co pomagało mi zapomnieć? Coś, w czym mogłem się zagrzebać, by nie pamiętać sytuacji, które doprowadziły mnie do zniszczenia.

- Zaraz zwymiotuję, przysięgam.

- Byle nie tutaj, bo będziesz to sprzątać. Wiesz, gdzie jest łazienka. – Wymamrotałem.

- Może to powstrzymam, ale już naprawdę chce mi się rzygać od pracy. W poprzedniej robocie miałam wysokie stanowisko, ale nigdy nie pracowałam aż tyle. Jak twoim zdaniem to wygląda?

- Naprawdę obchodzi cię moje zdanie?

- Skoro pytam, to po prostu odpowiedz zamiast dopytywać. – Kitty przewróciła oczami. – O czymś świadczy twoje wysokie stanowisko i zaufanie jakim darzy cię Wheeler.

- Dobra, jak chcesz. – Wzruszyłem ramionami. – Nie skończymy tego, nie ma szans. Jesteśmy ugotowani. Pojutrze musimy mieć gotowy program, a my nawet do połowy nie dotarliśmy. Skoro uważasz się za taką bystrą i obeznaną informatycznie, to powiedz teraz ty, szczerze, co na ten temat uważasz.

Kitty nie mrugała. Wpatrywaliśmy się w siebie z kamiennymi minami. Zrobiło się dość niezręcznie, przez chwilę. Czekałem na jakąkolwiek reakcję z jej strony. Jeszcze wczoraj była tak pewna siebie, tak wierzyła w powodzenie tego projektu, a chciałem wiedzieć w jaki sposób widziała to teraz. Ja na początku też wierzyłem – kiedy jeszcze przekonywałem Wheelera by mi pozwolił robić nowy program w kilka dni – ale teraz moja natura realisty wyszła na wierzch. Dlatego przestałem wierzyć. To się nie mogło powieść, a coś mi mówiło, że Kitty również to pojęła. O ile rzeczywiście znała się na robocie. Wtedy to bez problemu powinna zauważyć jak wyglądała sytuacja.

- Szczerość. – Potaknęła. – No dobra. To nie wypali, nie ma opcji. Długo myślałam, że damy radę, nawet jeszcze dzisiaj rano, ale teraz zostałam sprowadzona na ziemię. Możemy siedzieć dzisiaj po nocy, jutro także, tylko to chyba nic nie da. Będzie trzeba zadzwonić do Wheelera, żeby wiedział jak to wygląda. A wygląda niezbyt kolorowo. Plusem będzie to, że nie musimy nigdzie jechać, a także spędzać ze sobą tyle czasu.

- Żebyś wiedziała, bo nie mam pojęcia jak długo bym jeszcze wytrzymał.

Uwielbiałem ją denerwować, wydawać polecenia i do tego chciałem wrócić. Bo tutaj poczuła się zbyt pewna, jakby zapomniała, które z nas rozdawało karty. Na pewno nie ona, tak tylko nadmienię. Nie znosiłem tej kobiety, od kiedy tylko do mnie dotarło, że kolejny raz zostałem zatrudniony jako niańka, kiedy miałem swoje własne obowiązki. Było ich od cholery i nawet jeśli zarządzanie Kitty sprowadzało się tylko do wydawania jej poleceń, to nie miałem na to czasu. Zwykle starałem się ją jak najszybciej zbywać, dawać cokolwiek, by Wheeler się nie przyczepił, a i tak wolałem by obarczył tym zadaniem kogoś innego. Na przykład Wesleya, bo on nadawał się bardziej. Nie był aż tak drażliwy w pracy jak ja. A wszystko przez to, że ponad rok temu był tu taki praktykant, którego musiałem niańczyć. Tylko on akurat nie ogarniał moich najprostszych poleceń w przeciwieństwie do Kitty. Już nie pamiętam jak miał na imię, ale zapamiętałem wygląd. Typowy nerd, w spodniach nad kostkę, jakby miał wodę w piwnicy oraz w za dużych okularach, które non stop poprawiał. Do tego trząsłem się nad nim, bo nic nie rozumiał. A jednak skończył studia informatyczne, chociaż po jego zachowaniu w życiu bym nie pomyślał. Był dopiero na pierwszym roku, mogłem zrozumieć trudności z programowaniem i inne trudne rzeczy, ponieważ na pierwszym roku nie ma jakichś wybitnych przedmiotów, ale naprawdę dawałem mu wszystko to, co najprostsze. A i tak nie dawał sobie rady, a potem skończyło się, jak się skończyło. Nawet jeśli wtedy nie doszło do żadnej większej tragedii. To był jeszcze głupi dzieciak, który chyba liczył na odwalenie roboty za niego, by potem mógł spijać śmietankę. Tylko ja miałem ważniejsze rzeczy na głowie. Większość była do ogarnięcia dla każdego laika, lecz... nie dla niego. Nie wspominam najlepiej tamtego czasu, dlatego w głównej mierze wkurzyłem się, gdy Wheeler znowu mi kogoś podstawił. Obawiałem się, iż będzie tak samo jak z tamtym studentem. Nawet jeśli teraz sprawa wygląda inaczej, Kitty ponoć już w tej branży długo pracuje i jesteśmy w tym samym wieku. Na początku nic to dla mnie nie zmieniało, ponieważ spodziewałem się tego samego. Scenariusz, który już od dawna nie był mi obcy.

Algorytm na miłość. The Thomas Family#3Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz