Jax
Tęskniłem za domem. Kiedy już wylądowaliśmy, to poczułem się lepiej, niż mógłbym przypuszczać. Co prawda port lotniczy znajdował się w Central Illionois, więc do Barrington było prawie dwie i pół godziny jazdy, ale i tak już poczułem się jak w domu. Nareszcie. Bo teraz, kiedy przestałem się obwiniać, kiedy nie wracały do mnie złe wspomnienia – wydarzenia, do jakich doszło w rodzinnym domu – wreszcie inaczej spojrzałem na powroty tutaj. Dotarło do mnie, czego tak naprawdę potrzebowałem. Bo chciałem spędzić czas z rodziną, z dala od miastowego zgiełku. Z dala od szybkiego, nowojorskiego życia. Nawet jeśli miało to potrwać tylko dwa dni, to doskonale wiedziałem, że będę w stanie przez ten czas odpowiednio się wyciszyć, poukładać sobie w głowie wiele spraw, jakoś dojść do ładu z samym sobą. A także zapomnieć o problemach jakie w ostatnim czasie na mnie spadły oraz ludziach, którzy chcieli uprzykrzyć mi życie.
- Masz gotówkę?
- Może i mam – wymamrotałem. Podniosłem wzrok znad telefonu, kiedy tylko odpisałem Archerowi, a wzrok zawiesiłem na stojącej obok Kitty. – A co chcesz?
- Psa z głową na sprężynce. – Wskazała w kierunku jednej z gablot sklepu z pamiątkami. – No daj, spłukana jestem. Znaczy mam coś na karcie, ale tam chyba kartą nie można.
- Po co ci to gówno? Na lotnisku zapłacisz za to fortunę.
- Raczej ty. – Uśmiechnęła się szeroko, na co ja przewróciłem oczami. – To dasz mi czy nie?
- A oddasz?
- Oddam jak wypłacę.
- Wolałbym w naturze. – Sięgnąłem po portfel do tylnej kieszeni. Wyjąłem pięćdziesiąt dolców, które podałem kobiecie. – Reszta dla ciebie, kup sobie coś ładnego.
- Dzięki. – Przewróciła oczami. – Zaraz wracam.
- Byle szybko, bo Archer powinien być za jakieś dziesięć, piętnaście minut.
Kitty żywo potaknęła, po czym zniknęła za drzwiami przeszklonego sklepu z pamiątkami. Sam przysiadłem na niewygodnej, wąskiej ławce, a obok położyłem nasze torby. Ostatni raz zerknąłem na telefon by sprawdzić czy nie dostałem nowej wiadomość, ale nie, Archer już nic więcej nie napisał.
Wpatrywałem się w przestrzeń. Obserwowałem mijających mnie ludzi, biegające dzieci oraz wrzeszczące matki. A mimo to w tym chaosie odnajdywałem spokój. Bo tutaj była zupełnie inna atmosfera, inne otoczenie od tego, z którym mierzyłem się codziennie. A jeszcze nawet nie znalazłem się na ranczu – w moim jedynym domu. I choć niedawno byłem w Barrington Hills, to czułem się tak, jakbym co najmniej przez wiele, długich lat nie odwiedził rodziny. Jakbym był synem marnotrawnym, który wreszcie schował dumę do kieszeni i postanowił pokazać się mamie.
- Wróciłam! Czy on nie jest przeuroczy? – Nic nie powiedziałem. Nawet na nią nie spojrzałem. – Jackson?
A po tym jednym słowie... Tak. Teraz nie poczułem wściekłości, ani grama. Poczułem dziwne ciepło w sercu. Bo zapomniałem już o uczuciu, gdy podobało mi się brzmienie mojego pełnego imienia. Przestałem je lubić, ponieważ za bardzo kojarzyło mi się z osobami, które mnie zostawiły. Jak Reese czy właśnie Kitty. Jedna mi się śniła, drugą starałem się wyprzeć za wszelką cenę. A potem tylko mama tak do mnie mówiła. A teraz? Uśmiechnąłem się, gdy moje pełne imię padło z ust Kitty Bullet. Nie miałem co ukrywać. Na nowo powracałem. Dawny Jax był tutaj, a ja zaczynałem dopuszczać go do głosu. Była też dawna Kitty, nawet jeśli zaszło w nas wiele zmian. A jednak wciąż było tak samo dobrze.
- Naprawdę nie rozumiem po co ci ten badziew.
- Nie znasz się. – Prychnęła. – Jest słodki, jak ja.
CZYTASZ
Algorytm na miłość. The Thomas Family#3
RomanceNowy Jork. Miasto, które dla Jaxa Thomasa stało się drugim domem. Pracował jako programista w wielkiej, znanej korporacji. Mężczyzna nigdy nie krył się ze swoim talentem do komputerów, nawet jedenastoletnią bratanicę nauczył kilku sztuczek. Niestet...