Rozdział dwudziesty szósty

1 0 0
                                    

Było już wpół do dwudziestej drugiej, kiedy tłum lekarzy, z hukiem wpadł do sali, w której leżał Mike. Razem z Sandrą gwałtownie wstałyśmy i podbiegłyśmy do drzwi jego sali. Automatycznie chwyciłam za klamkę i wbiegłam do środka. Zaledwie kilka kroków później znalazłam się w ramionach pielęgniarki, która uścisnęła mnie tak mocno, że nie mogłam się ruszyć.

- Tu mie wolno wchodzić - ostrzegł głośno jeden z lekarzy, który stał przy łóżku Mike'a.

Mimo, że pielegniarka próbowała zasłonić mi widok na całą sytuację, kątem oka zobaczyłam jak Mike walczy o życie. Maszyny do których był podłączony nie pikały niewinnie jak wcześniej. One aż wyły, niczym syrena alarmowa. Lekarze mówili szybko i głośno, jeden przez drugiego. Wyłapywałam pojedyncze słówka, przez co popadałam w jeszcze większą panikę. Gdybym tylko mogła, siłowałabym się z kobietą tak długo, w końcu udało by mi się uciec do Mikie'go. Nie byłam w stanie. Mój ukochany leżał tak niewinnie, podczas gdy coś zabijało go od środka. Wyglądał tak zwyczajnie, zdrowo. Gdyby nie szpitalna sceneria i tłum panikujących lekarzy, byłabym pewna, że uciął sobie smaczną drzemkę.
Nagle jeden z mężczyzn w kitlu, rozpoczął resuscytację. Czułam, że moje serce również się zatrzymuje. Nie mogłam się ruszyć. Zostałam niespodziewanie wypchnięta za drzwi. Pielęgniarka spojrzała na mnie ze współczuciem i zasłoniła kotarę.

Już nigdy więcej go nie zobaczyłam...

***

- Tris! - słyszę głos przyjaciółkai. - Widziałam, jak Toby stąd wybiega. Co się stało? - Charlie nie czeka na odpowiedź, tylko mocno przytula mnie do siebie.

- Miałaś rację. Wszystko zniszczyłam - wyduszam z siebie z trudem. Płacz przez tak długi czas, powoduje u mnie intensywny kaszel.

- Nie płacz skarbie. Wszystko się ułoży - zapewnia. Zastanawia mnie, czy na prawdę tak myśli.

- Kocham go - szepczę, po czym znów dostaję ataku kaszlu.

- Chodź, na pewno zmarzłaś. - Charlie prowadzi mnie w stronę samochodu. Nie protestuję. Chcę jak najszybciej znaleźć się w swoim łóżku, wziąć tyle tabletek nasennych, ile dam radę przełknąć i zniknąć z tego świata choć na kilka godzin.

Całą drogę do domu milczymy. Kilka razy spoglądam na telefon, w nadziei, że Toby, zostawił mi jakąś wiadomość. Mam ochotę napisać mu jak bardzo go kocham i jak cholernie mocno nie chce go stracić. Nie piszę. Boję się, że nie dostanę odpowiedzi, a to zaboli jeszcze bardziej.

Przed wyjściem z samochodu powstrzymuje mnie jedna myśl. Mama się załamie, kiedy zobaczy mnie w takim stanie. Mam dość tego, że ludzie przeze mnie cierpią.

- Tris, musisz odpocząć - mówi Charlie, kiedy orientuje się jakie mam zamiary. Kocham ją za to, że nie wypowiada teraz słow typu "A nie mówiłam?".

Nasze niebo ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz