❬3❭ POMARAŃCZOWY| zaufanie

241 21 17
                                    

                       Zaufanie. Coś czym obdarzamy kogoś, komu możemy powierzyć całkowitą tajemnicę, specjalnie dla nich potrafimy zrobić wiele, tak by nie przekraczało to żadnych granic, które tamta osoba stworzy.

                      Żółte, pomarańczowe i czerwone kawałki zaufania, latając wokół w różnych momentach, próbując zapleść się w jedną barierę, która była pełna komfortu, powierzenia całego życia tej jednej osobie, tylko tej która potrafiła zniszczyć największe i najsilniejsze mury, zbudowane w głowie, tak by nie zostać zranionym oraz nie zranić tego na kim nam zależy. Ciężko ją zbudować, potrzeba do tego czasu, przywiązania i poznania dogłębniej tej osoby. Jeżeli chcemy zbudować dojrzały, zdrowy związek, jest on fundamentem, na którym musimy dołożyć resztę cegiełek.

Marc to wiedział, uwielbiał myśleć, że kiedyś spotka tą jedną osobę, przy której jego bariera opadnie, że będzie się czuł komfortowo nawet jak będą musieli przeprowadzać ciężkie rozmowy.

Więc, dlaczego tak bardzo się denerwował, gdy musiał przeprowadzić ją z Nathanielem?

Tym bardziej, że prawie wcale nie mieli żadnych tajemnic i nie czuli żadnej presji, niewygodnej relacji lub uczuć. Wszystko było idealne. Prawie. Bo jak miał o czymś takim powiedzieć, chłopakowi na którym tak cholernie mu zależy? I prawdopodobnie mógł mu powiedzieć absolutnie wszystko, on i tak by go zaakceptował. Mimo wszystko, strach gdzieś tam w nim był.

Siedział w swoim pokoju, na łóżku przytulając do siebie kolana. Rudowłosy wyszedł do łazienki, więc miał trochę czasu na przemyślenie jak mu to powiedzieć. Było to tydzień po tym, jak oboje dowiedzieli się, że uczucia wobec siebie są odwzajemnione, więc postanowił mu powiedzieć. Nie mógł czegoś tak ważnego zataić, ufał mu i chciał by wiedział. Jednak od dawna nie mógł się przełamać. Było to dla niego trudne, długo nie mógł się do tego sam przed sobą przyznać - był tchórzem, dlatego też w pewnym sensie nie rozumiał jakim cudem Ladybug dała mu miraculum koguta, który o ironio - symbolizować miał odwagę. Miał ochotę roześmiać się sam sobie w twarz, on i odwaga? To się nie łączyło, wcale. Nie pasował do tego, był błędem systemu, który został wepchnięty w jedno miejsce niekoniecznie ze swojej własnej woli, czasami żałował, że nie potrafił stawić czoła sobie, ani innym tym podobnym rzeczom. Jako Coq Courage, w ogóle nie przypominał siebie, był kimś innym jakby swoim własnym bratem bliźniakiem - niby taki sam z wyglądu, a charakter się różnił, prócz blokad w swoim własnym umyśle.

Wydawało mu się, że nie mógłby być całkowicie sobą, w końcu kto normalny polubiłby go jako jego samego? Błędne koło rozmyślań przerwał powrót Nathaniela, a Marc od razu zestresował się jeszcze bardziej. Jednak chyba bardziej od tego jak to rozegra, bał się jednego - jego reakcji. Wiedział, że tamten go kocha, mimo to i tak nie mógł przewidzieć co zrobi jak się dowie, bo zawsze mogło się coś zmienić, prawda? Zawsze było to ryzyko, że uczucia niebieskookiego się wobec niego zmienią. Nikt nie mógłby go pokochać na dłużej. Taka była prawda.

— Nathaniel muszę ci coś ważnego powiedzieć. — oznajmił, gdy tamten usiadł obok niego. Miał wielką nadzieję, że nie było słychać zawahania w jego głosie, był już wystarczająco tchórzem. Bardziej się nie dało. Rudowłosy skinął głową, dając znak by mówił dalej. — Wiesz co to niebinarność?

— No tak, coś tam wiem. A o co chodzi? — usłyszał odpowiedź swojego (chyba) chłopaka. Przełknął ślinę, czując jak jego dłonie zaczynają drżeć, poczuł jak dłoń należąca do Kurtzberga łapie tą należącą do niego, po czym ją delikatnie głaszcze kciukiem, próbując go chociaż trochę uspokoić. Jakby chciał mu przekazać, że cokolwiek by to nie było i tak będzie z nim.

𝑹𝑨𝑰𝑵𝑩𝑶𝑾 ; marcaniel ffOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz