[ R.10 ]

15 6 8
                                    

Ren zerwał się z miejsca, zbudzony przeraźliwym skrzekiem wron. Przeszył go potworny ból. Złapał się za głowę i namacał wielkiego guza. Syknął głośno. Poirytowany machnął ręką, aby odpędzić drażniące go ptaszyska. Uderzył dłonią w żelazne pręty. W miarę jak się rozbudzał, docierało do niego, że znajduje się w zawieszonej w powietrzu klatce, uwięziony jak zwierzę.

— Co jest, kurwa? — wymamrotał pod nosem, niepewnie rozglądając się wokół.

Zmarszczył czoło, skupił myśli. Próbował przypomnieć sobie jakim sposobem ponownie trafił do niewoli.

Uciekałem przez las przed potworami, a później... — pomyślał.

Spróbował się wyprostować, lecz było na to zbyt ciasno. Wystawił rękę przez szparę pomiędzy metalowymi prętami i przysunął się bliżej, przystawiając do nich twarz. Nad nim znalazły się już tylko korony drzew, a do ziemi było daleko. Wokół wisiało jeszcze kilka identycznych, lecz pustych klatek.

... a później zobaczyłem światło we mgle.

Spojrzał w dół i przymrużył oczy. Klatka była zawieszona na metalowym łańcuchu zaczepionym na niewielkim kołowrocie. Niedaleko wałęsał się chłopiec ubrany w krótkie spodenki moro i białą, wytartą koszulkę. Dzierżąc w dłoni długi kij, uderzał nim w pokrzywy.

Dziecko? Co tu robi jakiś dzieciak?

Ren przyparł do krat, po czym zachrypłym głosem zakrzyknął:

— Hej, ty tam na dole!

Wystarczyło to, aby zwrócić na siebie uwagę chłopca, bowiem ten niemalże natychmiast zadarł brodę i posłał mu znużone spojrzenie. Widząc to, Ren zawołał ponownie:

— Trochę niewygodnie tu na górze, mógłbyś zawołać kogoś z dorosłych, żebym mógł z nimi porozmawiać?

Klatka zachybotała się, a dziecko poruszyło ustami, jakby coś do niego mówiło. Wszystko jednak zagłuszył podmuch porywistego wiatru. Nie zważając na to, czy Ren cokolwiek usłyszał, chłopiec odwrócił się na pięcie i począł się oddalać. Ren wytrzeszczył oczy w panice.

— E, młody! Chwila no, poczekaj! Halo? — krzyczał, lecz nie przyniosło to zamierzonego efektu. — No tak, chuj mi w dupę — wymamrotał zniechęcony, po czym zsunął się do pozycji siedzącej.

Zapowiadało się na to, że prędko nie uda mu się wydostać z klatki, a co gorsza w dalszym ciągu nie wiedział czym jest miejsce, w którym się znalazł. Miał dziwne przeczucie, że nie jest pierwszym przybyszem z zewnątrz, który trafił do niewoli. Dziecko najwyraźniej było już nauczone, aby z nimi nie rozmawiać. Przytulił się do krat. Korzystając z tego, że znajduje się dość wysoko nad ziemią i ma stąd dobry widok, powiódł wzrokiem po okolicy, raz jeszcze analizując swoją sytuację. W dole, stała zbita grupa domków. Niewielkie i proste, były obite płótnem i blachą.

Wioska? To dziwne — pomyślał Ren.

Dróżki pomiędzy nimi były wyłożone pociętymi wzdłuż kłodami.

Mokry grunt. Inaczej nie marnowaliby na to drewna .

Zerwał się powiew zimnego, wilgotnego wiatru, który ponownie zakołysał klatką. Zaciągnął się powietrzem; oprócz mocnego zapachu żywicy i igieł wyczuł także charakterystyczny rybi odór.

[...] Podobnie jak i ludzie, których znam, niewiele wiem o tym świecie, a szczególnie o jego historii. Ponoć w przeszłości stało się coś, co zmieniło wszystko o całe sto osiemdziesiąt stopni. Minęło jednak wiele lat i nie ma już na nim tych, którzy by pamiętali. Wiem tyle, że dawniej wyglądał on nieco inaczej. Stare mapy mówią nam wyblakłymi literami o stanach zjednoczonych. Jednym z tych stanów było Illinois, na którego terenie znajduje się SHELL. Co jednak poza tym? Nie mam pojęcia.

SHELLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz