[ R.03 ]

274 57 77
                                    

"[...] Wczorajszego dnia do późnego wieczora analizowaliśmy udostępnione nam dokumenty, lecz mimo to nie udało nam się ustalić więcej, niż pozostałym śledczym.

Nie zważając na ten brak postępu, zdecydowaliśmy się spotkać nazajutrz i raz jeszcze omówić niektóre kwestie, z nadzieją, że uda nam się dostrzec coś, co do tej pory możliwie umykało nam sprzed nosa. [...]"

Z samego rana Ren znalazł się pod drzwiami baru mlecznego. Przeszedł przez próg i wytężył wzrok. Wewnątrz przesiadywało jeszcze kilkanaście innych osób. Niemalże od razu wypatrzył Tony'ego, który machał do niego z drugiego końca pomieszczenia.

Nie zwracając uwagi na pozostałych klientów, Ren podszedł pospiesznie do miejsca, w którym siedział blondyn.

Mogłem się spodziewać, że pokierujesz nas akurat pod ten adres — rzucił z niesmakiem.

— Mówisz to, jakbyś miał z tym jakiś problem. Siadaj, zamów coś sobie. Nie? — odparł Tony, uśmiechając się zawadiacko.

Ren raz jeszcze rozejrzał się wokół. W pomieszczeniu znajdowali się sami młodzi ludzie, głównie nastolatkowie. Mężczyzna czuł się w ich towarzystwie staro.

— Nie odnosisz czasem wrażenia, że niezbyt pasujemy do tego miejsca? — zapytał.

Blondyn uważnie zbadał wzrokiem swojego kolegę.

— Mów za siebie — odparł, głośno siorbiąc herbatę.

Ren zmarszczył czoło i obniżając ton głosu dodał:

— A tak poza tym tutaj nawet zwykła kawa smakuje, jakby właściciel parzył ją na bazie łajna krowy srającej na zapleczu i jeszcze dolewał do niej mleka od zgadnij, którego zwierzęcia. Naprawdę nie rozumiem jak można zepsuć w smaku coś tak prostego jak kawa. — Na jego twarzy malowało się zażenowanie, z delikatną nutką złości.

Tony wzruszył ramionami.

— A tam, przesadzasz — odparł ze spokojem. — Idzie się przyzwyczaić, serio, a nawet jeżeli, kurde, Ren. O gustach się nie dyskutuje, nie? Niektórzy lubią takie, no wiesz...

— Takie... Takie, że niby co?

— Egzotyczne smaki? — rzekł Tony, z wielkim trudem powstrzymując się od śmiechu.

— Czasami naprawdę nie mam już do ciebie sił — wydusił Ren, głośno przy tym wzdychając.

— Dobra, przejdźmy do sedna, bo widzę, że za grosz nie znasz się na żartach panie marudo — odpowiedział blondyn, po czym sięgnął do torby zawieszonej oparcia krzesła i począł w niej czegoś szukać.

— Myślałem, że okropne poczucie humoru to akurat twoja domena — wymamrotał Ren.

— I słyszę to od osoby, która całymi dniami siedzi w tej melinie na trzeciej alejce i gapi się w ścianę mówiąc: "Barmanie, przepiękne macie tu wzory w tym przybytku, iście gustowne!" — powiedział Tony, wyciągając na blat niewielki notes.

— Co? Nigdy czegoś takiego nie powiedziałem! — oburzył się jego kolega.

— Ale mógłbyś. Szczerze mówiąc, nie zdziwiłbym się. Popatrz, nawet pasujesz do takiego typu myśliciela, niespełnionego artysty!

— Teraz to już kompletnie bredzisz...

— W każdym razie, pozwoliłem sobie przepisać niektóre szczegóły z akt — zmienił temat Tony, poprawiając przy tym włosy.

— Czy to przypadkiem nie jest niedozwolone? — przerwał mu brunet.

— Otóż nie! Niedozwolone byłoby wynoszenie oryginałów — stwierdził Tony, po czym uśmiechnął się chytrze.

SHELLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz