[ PROLOG ]

864 106 49
                                    

Wspólnie, przy zachowaniu szczególnej ostrożności, otworzyli niewielki pakunek — skrzętnie otulone kawałkiem wilgotnego materiału zawiniątko. W środku znajdował się stary, nieco podniszczony zeszyt, którego sztywną, skórzaną okładkę zdobił starannie wygrawerowany wzór oraz oddzielnie dołączona, malutka karteczka z wiadomością. Młodzieniec starł z nich grubą warstwę brudu i dopiero po tym wraz z towarzyszącą mu dziewczyną oboje mogli dokładnie im się przyjrzeć. Pobudzony, podniósł wspomniany skrawek papieru i przeczytał na głos:

"Każda historia ma gdzieś swój początek i prowadzi czytającego daleko, w nieznane. Z tą opowieścią problem jest taki, że nie wiadomo, kiedy się zaczyna i dokąd zmierza. Każdy z nas błądzi na swój sposób, zupełnie jakby nie rozumiał jej przekazu.

Zacząłem pisać ten pamiętnik nie wiedząc praktycznie niczego o otaczającej mnie rzeczywistości. Kończę wiedząc jeszcze mniej. Niektórzy zapłacili wysoką cenę, próbując dojść do prawdy. W tym również i ja. Mam jednak nadzieję, że gdy już przyjdzie mój czas, a świat popędzi daleko do przodu i zapomni dawne krzywdy – znajdzie się ktoś, kto przypomni, kto za nimi stał."

Na odwrocie karteczki znajdował się czarny odcisk pieczęci przedstawiający myśliwca, z towarzyszącym mu napisem: „VEIL". Dziewczyna skrzywiła się, po czym wzięła pamiętnik w ręce i odpieczętowała go, aby w chwilę po tym począć go czytać:

"Nazywam się Ren Cantrell.

Moi dalecy przodkowie pochodzą z ziemi zwanej Florydą. Rzekomo oczywiście, żyję bowiem w świecie, w którym kłamstwo jest na porządku dziennym i nie można ślepo wierzyć w to, co mówią inni. Wszelkie rzetelne źródła informacji są ściśle tajne, wobec czego nigdy nie było mi dane dowiedzieć się na ten temat czegoś więcej. Mimo to wiem, że półwysep już od dłuższego czasu znajduje się głęboko pod powierzchnią wody.

Boję się jednak, że nawet gdybym znalazł okazję do wyruszenia w tamte strony i tak nie miałbym czego tam szukać.

Ja sam natomiast mieszkam w Illinois, a dokładniej w przybytku zwanym kopułą. SHELL, bo tak brzmi jej oficjalna nazwa, jest pewnym rodzajem schronu, domu. Opinie o niej bywają różne, jednak ludzie mówią, że poza jej obrębem ciężko o jakąkolwiek gwarancję bezpieczeństwa. Nikt nie może zapewnić ci jakichkolwiek pewnych szans na przeżycie. Głównie za sprawą panoszących się tam niezwykle niebezpiecznych bestii, stworów z wyglądu nie przypominających niczego co ludzkie.

Na chwilę obecną nie za bardzo wiadomo skąd się wzięły. Możliwe, że były tu od zawsze, kto wie?

Ze względu na to eksploracja świata zewnętrznego jest szczególnie trudna, a co za tym idzie również kosztowna. Udało mi się jednak niejednokrotnie przedostać na drugą stronę w ramach specjalnych szkoleń koordynowanych przez organizację, do której przynależę. Zawsze miało to miejsce za dnia, nigdy nocą. Tego zawsze nam odradzano, wręcz surowo zabraniano.

Bywały przypadki, w których potwory zbliżały się wyjątkowo blisko kopuły. Podobno właśnie od tamtej pory, tuż przed zapadnięciem zmroku, zaczęto uruchamiać protokół bezpieczeństwa, za którego to sprawą grube, stalowe płyty zasuwają się na szklane panele kopuły. Wszelkie możliwe przejścia, wejścia i wyjścia zostają zamknięte.

Innymi słowy, odcinamy się od świata niczym dzieci chowające się pod kołdrę ze strachu przed potworem z szafy. Od czasu do czasu nocną ciszę przerywa jedynie przerażające wycie maszkar żyjących na zewnątrz.

Wszystko to zrodziło w mojej głowie niezliczoną ilość pytań, jednak najważniejszym z nich jest jedno, konkretne. Kto w tej sytuacji jest prawdziwie odizolowany od reszty świata.

My, czy one? [...]"

Dziewczyna przerwała czytanie pamiętnika.

— Mamy to, czeka nas solidna lektura — powiedziała w kierunku chłopaka, równie szczęśliwa, co podekscytowana.

SHELLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz