[ R.08 ]

125 34 39
                                    

„[...] Zbudzono nas zaraz o świcie. Wiedzieliśmy niewiele. Rozkazano nam wyruszyć, jako siły frontowe. Mieliśmy zabezpieczyć wejście dla głównych sił.

Przytłacza mnie powaga sytuacji. Odnoszę wrażenie, że dowództwo ukrywa przed nami coś, o czym powinniśmy wiedzieć od dawna. Cokolwiek zastaniemy wewnątrz tej fabryki, czy to możliwe aby góra bała się tego znacznie bardziej niż nam się wydaje? [...]"

Dwanaście minut przed siódmą. Dwanaście minut przed czasem. Konwój złożony z czterech pojazdów dotarł na wyznaczoną pozycję, znajdującą się blisko półtora kilometra od celu. Ciężarówki zatrzymały się ociężale, pisnęły hamulce, syknęła hydraulika. Koła osiadły na miękkiej, wilgotnej glebie. Zgasły też silniki, przez co zapadła niczym nieskalana cisza.

Temperatura na zewnątrz wynosiła dwanaście stopni Celsjusza. Wilgotność powietrza — większa, niż zakładano, a warunki pogodowe względnie stabilne. Ren powtarzał w myślach ustalony wcześniej plan działania. Jego rozmyślania przerwał dobiegający z radia trzeszczący głos:

— Zero-dwa, tu zero-cztery. Przedstaw swój status, odbiór.

— Zero-cztery, tu zero-dwa, jesteśmy na stanowisku. Wszystkie odczyty w normie, meldujemy pełną gotowość do działań, odbiór — odpowiedziała jedna z osób siedzących w szoferce.

Ze*khhs* rzy*kss* *stat*kkhh*

Ten komunikat oraz następujący po nim, stały się niezrozumiałe za sprawą licznych szumów. Jednostki znajdowały się obecnie na granicy zasięgu zagłuszeń sygnałów, dobiegających z wnętrza kompleksu. Ponownie nastąpiła cisza, tym razem nieco krótsza. Chwilę później poprzedni głos z radia odezwał się ponownie.

— Trzy i siedem w gotowości, wszystkie odczyty poprawne. Możecie zaczynać — poinformował ich delikatnie zniekształcony głos.

W każdej z ciężarówek znalazł się oddział złożony z sześciu osób. Ren siedział na pace wraz z Tonym i resztą grupy. Powiódł okiem po pozostałych: Waller – ich dowódca – Perez, Hawks, Cruse. Wallera miał okazję poznać już wcześniej przy okazji jednego z treningów. Wiedział, że gość ma łeb na karku, co odrobinę go uspokajało. Pozostałych dwóch jednak widział na oczy po raz pierwszy.

Radiooperator wychylił się zza swojego fotela i skinął głową agentom, wśród których znaleźli się również Ren i Tony. Pojazdy nie mogły podjechać bliżej, dalszą drogę musieli przebyć pieszo. Chwycili za broń i jeden po drugim opuścili transporter, powoli ruszając w kierunku fabryki. Ren skierował wzrok na pozostałe ciężarówki, z których również wyłonili się agenci IES. Poszczególne oddziały zanurkowały we mgle, kryjąc się wśród wysokich traw. Ren zadrżał, czując przenikliwy chłód, bijący od wilgotnego gruntu.

W połowie dystansu dzielącego ich od kompleksu, wyraźnie zwolnili. Z komunikatora wetkniętego w ucho dosłyszał niewyraźnie słowa Hawksa idącego na szpicy:

— Zaczynam grząźć, wchodzimy na moczary.

Ren spojrzał niepewnie pod nogi.

— Zrozumiałem, uważaj gdzie stajesz — odrzekł Tony.

— Jeszcze kawałek. — Hawks odezwał się ponownie.

Zaraz po tym, zgodnie z przewidywaniami, zaczęli brodzić w wodzie.

— Boisz się? — Ren usłyszał czyjś głos. Tym razem nie pochodził z komunikatora, a zza jego pleców. Na ramieniu poczuł dotyk ręki. Zerknął przez ramię; Tony uśmiechnął się do niego niemrawo. Dyszał głośno.

— Mam na myśli śmierć — dodał po chwili.

— Każdy się czegoś boi — zaczął Ren, gdy nagle się zachwiał. Jego prawa noga zapadła się błotnistej brei. — Nie trzeba — dodał szybko, gdy tylko zauważył, iż jego towarzysz odruchowo przechylił się w jego kierunku.

SHELLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz