[ R.02 ]

343 68 69
                                    

"[...] W oddali echem rozległy się dwa krótkie dźwięki. Sygnalizowały one regulację sektora. Chwilę później sponad naszych głów całymi strumieniami polała się życiodajna, czysta i chłodna woda, obmywając nasze brudne oblicza.

Wiele rzeczy w SHELL jest w dużej mierze zautomatyzowane. To normalny stan rzeczy dla jej mieszkańców i absolutnie nikogo one nie dziwią. Niektórzy są wręcz zafascynowani, podziwiają swoiste piękno niemal perfekcyjnej, wydawałoby się w pełni myślącej maszyny. [...]"

Ren wraz z grupką innych ludzi stał akurat pod niewielkim zadaszeniem będącym częścią przystanku autobusowego, chowając się przed deszczem. Po chwili dołączyła do nich dość młoda, zupełnie przemoczona kobieta.

— W cholerę z takim systemem, jak nie piekielny skwar to ulewa, że drugiej strony ulicy nie widać. Mogliby przynajmniej te ostrzeżenia wysyłać z jakimś większym wyprzedzeniem — zagadnęła go.

Istotnie algorytmy od pewnego czasu nie potrafiły sobie poradzić z gwałtownymi zmianami temperatur poza kopułą. Efektem nieprawidłowej interpretacji danych był natomiast wewnętrzny chaos pogodowy.

— Ludzie za bardzo przyzwyczaili się do polegania na maszynach. Zapomnieli o tym, żeby uwierzyć też nieco w samych siebie i nie polegać tylko na sztywno myślących AI — odrzekł ozięble Ren.

Łatwo powiedzieć — westchnęła. — Swoją drogą, od kiedy to służby specjalne wożą się komunikacją miejską? — zapytała, przyglądając mu się przenikliwie.

— Skąd to pytanie? — zapytał, odwracając się w jej stronę.

— Tak po prostu. Raczej niecodzienny widok — odpowiedziała, nie kryjąc zdziwienia.

Życie ludzi, którzy chodzili do szkoły, studiowali, pracowali, a następnie zakładali własne rodziny. Lub też nie. Żyli w świecie, w którym każdy może być tym, kim chce. Przynajmniej z pozoru, ale to każdemu wystarczało. Prawie każdemu. [...]"

— Zepsuł się — rzekł po chwili.

— Proszę? — zapytała, unosząc brew.

— Samochód. Zepsuł się — wyjaśnił łopatologicznie. — Nie lubię się prosić, żeby ktoś mnie woził.

— Rozumiem — odparła krótko.

Brunet zamilkł. Deszcz ustąpił, a z oddali nadjechał autobus, którym Ren miał się udać do wyższego pierścienia. Powoli, z piskiem hamulców zatrzymał się w zatoczce, a drzwi otwarły się, powodując wylew pasażerów na przystanek.

„[...] SHELL zostało oparte na bazie okręgu, toteż podzielono je na trzy główne strefy zwane też pierścieniami.

Począwszy od najdalszego od centrum — wpierw rozpościerają się spokojne, wietrzne równiny, przestronne pola uprawne i towarzyszące im gospodarstwa oraz budynki przemysłowe. Zaraz ponad nimi rozpoczynają się przedmieścia, a także miasto samo w sobie.

Wyżej znajdują się już jedynie posiadłości szlacheckie oraz oddzielone od nich grubym murem kompleksy należące do administracji oraz sił specjalnych. [...]"

— Dobrze, że wśród was są jeszcze tacy jak ty — dopowiedziała, uśmiechając się sympatycznie.

Ren zmieszał się odrobinę, przy czym wsiadając do autobusu rzucił na pożegnanie:

— W gruncie rzeczy i tak wszyscy jesteśmy tacy sami.

„[...] Nie mam jakiejkolwiek rodziny, którą bym znał. Matka zmarła tuż po porodzie. Ojca kojarzę jak przez mgłę. Podobno zaginął w akcji, jak byłem na tyle mały, aby tego nie pamiętać.

SHELLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz