Za murami twojego serca

131 11 0
                                    

Szykowałam się właśnie do wyprawy, mój powóz był już prawie gotowy, musiałam tylko przyprowadzić swojego konia.
-Leila dzisiaj znowu się wykażesz-powiedziałam przytulając swojego konia
-Pani kapral czy wszystko już jest gotowe?-usłyszałam głos Marleya, chłopak wraz ze swoim bratem Frankiem mieli jechać ze mną w roli pielęgniarzy.
-Tak, możecie już wskakiwać, zaraz przyprowadzę Leilę i możemy ruszać.
-Pani y/n! Przyszliśmy się przywitać-usłyszałam głos Mel
-Witajcie kochani!-powiedziałam ściskając mój oddział-wróćcie proszę w jednym kawałku. Pamiętacie o flarach?
-Tak, tak-powiedział Teo- całą noc powtarzaliśmy sobie wszystko dokładnie.
-Wiem, że dacie sobie radę, weźcie swoje konie i zaprowadźcie je do powozów.
-Mogę na chwile przerwać?-usłyszałam znajomy męski głos.
-Erwin!-podbiegłam do niego i mocno go przytuliłam-pamiętaj, że obiecałeś mi, że wrócisz w jednym kawałku.
-Ty też mi to obiecałaś. Żołnierze-zwrócił się do mojego zespołu- czy jesteście gotowi oddać swoje serca?
-Tak!-odkrzyknęli wszyscy salutując?
-Pani Kapral, mogę panią prosić na chwile?
-Oczywiście generale.
Weszliśmy do małego pomieszczenia ze sprzętem dla koni.
-O czym chciałeś porozmawiać?
-Chciałem zapytać, czy nadal się gniewasz.
-Wiesz, ciężko będzie wymazać twoje słowa z pamięci, ale nie chce żeby to się tak skończyło.
-Jak się czujesz przed pierwszą wyprawą?
-Lekko się stresuje, boję się, że coś ci się stanie-powiedziałam przytulając go i próbując powstrzymać łzy.
-Masz przeżyć. To rozkaz.-powiedział obejmując mnie-Kto mi będzie przynosił kawę?-dodał z uśmiechem.
-Ty też masz przeżyć-dodałam uśmiechając się przez łzy- muszę ci jeszcze zrobić awanturę za traktowanie mnie jak sekretarkę.
W odpowiedzi Erwin złapał moją twarz w dłonie i namiętnie mnie pocałował. Wtuliłam się w niego odwzajemniając pocałunek.
-Jeśli umrzesz to osobiście cie zabije-powiedziałam odrywając się od niego
-Jeśli coś ci się stanie to sam się zabije-powiedział przytulając mnie
-Głupek-dodałam całując go.

_________
Wyjechaliśmy za mury.
-Utworzyć formację-usłyszałam krzyk Erwina.
-Narazie nie mamy za dużo do roboty-powiedziałam do Marleya i Franka- jeśli chcecie coś zjeść to teraz. Mam szczerą nadzieje, że jednak nie będziemy potrzebni, ale spójrzmy prawdzie w oczy.

Po godzinie zobaczyliśmy pierwszą niebieską flarę
-Cholera-rzuciłam pod nosem- Daniel-krzyknęłam do jadącego koło nas chłopaka- ruszaj!
-Rozkaz!-odkrzyknął.
Po 10 minutach wrócił z rannym chłopakiem. Wzięłam go na ręce i położyłam na łóżku polowym
-Bandaż-krzyknęłam-opaska uciskowa.
Zwiadowca miał cały rozcięty brzuch. Na szczęście szybko zatamowałam krwawienie
-Pani y/n, ja chcę walczyć!-krzyknął chłopak.
-Jak masz na imię?
-Connie Springer z oddziału kaprala Leviego!-zasalutował
-Connie, posiedzisz tu z nami w miłym towarzystwie tak z godzinę, jeśli nic więcej się nie wydarzy wrócisz do walki.
-Rozkaz!-odparł i usiadł na ziemi.
Przez nasz powóz przetoczyło się koło 50 osób, nie udało nam się uratować tylko jednego chłopaka, przyjechał już martwy. Usiadłam na chwile, żeby złapać oddech, gdy zobaczyłam przed nami czerwoną flarę. Erwin!
-Przyspieszyć-krzyknęłam do woźnicy
-Zniszczymy formacje
-W dupie mam formacje. To rozkaz.
Zobaczyłam w oddali grupę Erwina. 5 metrowy tytan trzymał go w ręce. Stanęłam na krawędzi wozu i wyczekałam idealny moment. Przy pomocy sprzętu do trójwymiarowego manewru wbiłam się w głowę tytana. Odcięłam mu rękę a później wbiłam się w jego kark. Nagle poczułam silne gniecenie na brzuchu. Kurwa. 10 metrowiec właśnie wkładał mnie do swojej paszczy. Zamknęłam oczy i pomyślałam o Erwinie. Sekundę później usłyszałam tylko jego krzyk i czułam jak opadam na ziemie.
-Nic ci się nie stało?
-Chyba stłukłam pupę, poza tym nic. A tobie?
-Uratowałaś mnie. Dziękuję.
-Podziękujesz później. Wracam do siebie.
Zaczepiłam się o swój powóz i wróciłam.
-Jak sytuacja?
-Daliśmy radę, mamy 3 nowych, nic ci nie jest?
-Dajcie mi tylko maść na stłuczenia.
Opuściłam lekko spodnie i zaczęłam aplikować maść.
-Mógłbym się dawać pożreć dla takich widoków-powiedział chłopak leżący na łóżku polowym
-Przecież to jest dziewczyna pana generała-powiedział Frank waląc go w czoło- jeśli ci życie miłe natychmiast przeproś panią kapral!
-P-p-przepraszam- pisnął chłopak.
-Dziękuje Frank, spokojnie przywykłam do takich komentarzy, nie macie pojęcia jacy ludzie za Siną są obrzydliwi. Na twoim miejscu bałabym się bardziej reakcji Erwina.
-Nie powie mu pani tego?
-Ależ powiem, chyba, że obiecasz, że nigdy już nie powiesz tak do żadnej kobiety.
-Obiecuje!
-A teraz zmykaj, nic ci już nie jest.
-Rozkaz.
-Gdybym się nie bał generała chyba bym się zakochał. Nieźle sobie z nim poradziłaś.-powiedział Marley
-Kiedy wy się zaczniecie bać mnie zamiast Erwina- zaśmiałam się-miał racje mówiąc, że jestem dla was za dobra. Poza tym nie jesteśmy razem, ale on nie musi tego wiedzieć. Ważne, że zadziałało.
-Jesteś tak kochana, że balibyśmy się ciebie żeby nie zrobić ci przykrości- wybuchnął śmiechem Frank.
Byliśmy już niedaleko bazy, zdecydowaliśmy się wrócić i sprawdzić, czy nie ma nigdzie żadnych rannych. Reszta zwiadowców zdążyła już wrócić. Zrównaliśmy się z powozem Mel.
-Jak sobie radzisz młoda?-powiedziałam przeskakując do niej.
-Całkiem nieźle. Widziałam się też z resztą, nic im nie jest.
-Całe szczęście-przytuliłam ją- widzieliście jakiś rannych?
-Już nikogo. Zebraliśmy tylko dwie osoby. Żyją. Caroline miała najgorzej, przywieźli jej 5 trupów.
-Tom!-krzyknęłam do jeźdźca- daj znać innym, że wracamy do bazy, a Caroline, że ma zająć moją sypialnie.
-Rozkaz!-krzyknął chłopak i odjechał.

Oddaj swoje serce |Erwin Smith x Reader|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz