23. Second Chances

826 67 15
                                    

Na miejsce wyścigu dojechałam prawie na ostatnią chwilę. Byłam zdziwiona, gdyż na starcie było bardzo mało osób. Halo, to Puchar Kalifornii! Co się stało? Puściłam lekko sprzęgło i dodałam gazu, gdyż samochody przede mną ruszyły. Zmieniłam bieg na wyższy i kontynuowałam jazdę. Trasa nie była trudna. Mogłam rzec, że była łatwa, ale ja byłam przyzwyczajona do wyścigów w Pucharze, dlatego tak twierdziłam. Udało mi się wyjść na prowadzenie. Nie zauważyłam ani czerwonego Chevroleta, ani czarnego Mustanga. Myślałam, że Andy nadal się ściga. Przecież nie miał powodu, by zrezygnować. Mógł doprowadzić Rebelsów do wygranej. Zredukowałam bieg do trójki i gładko weszłam w pierwszy zakręt. Nadal byłam pierwsza, aczkolwiek ktoś siedział mi na ogonie. Zobaczyłam w lusterku wstecznym, że to Dev. Uśmiechnęłam się i dodałam gazu. Blondynka trzymała się tuż za mną, ale dobrze wiedziałam, że mnie nie wyprzedzi. Ja byłam w stanie jechać z ogromną prędkością, nie bałam się tego. Dev była ostrożniejsza ode mnie. Czas na najgorszy moment tego wyścigu, czyli trzy zakręty pod rząd. Wolałam nie ryzykować, trzymałam się prawej strony by nie wylecieć z łuku. Dopiero po tym zakręcie zwolniłam i wrzuciłam czwarty bieg. Ostatni był w teorii najgorszy, gdyż łuk miał dziewięćdziesiąt stopni. Osobiście uwielbiałam takie. Dodałam gazu na ostatniej prostej, by wyrobić sobie przewagę. Chyba w dzisiejszym wyścigu nie brał udziału nikt z czołówki. Zahamowałam nieco i zmieniłam bieg na trzeci. Tu nie mogę ryzykować. Skręciłam i zaciągnęłam hamulec ręczny, co spowodowało, że moje Audi weszło w zakręt bokiem. Brakowało mi tego. Spuściłam hamulec, skręciłam kierownicą w przeciwną stronę i samochód jechał prosto. Do mety pozostało kilkadziesiąt metrów. Nie przejmowałam się zbytnio niczym. Wygrałam. Przyspieszyłam jednak, by znaleźć się na mecie szybciej. Gdy przekroczyłam linię mety, zauważyłam czarnego Forda Mustanga, który był zaparkowany równolegle do chodnika. Westchnęłam cicho i zatrzymałam mój samochód tuż przed nim. Wysiadłam, on zrobił to samo. Staliśmy tak, dzieliły nas może z dwa metry. Patrzyliśmy na siebie, nikt nic nie powiedział. Kolejne samochody przejeżdżały przez linię mety. Odchrząknęłam.

— Przepraszam, Andy — powiedziałam i spuściłam głowę. Zrobiło mi się przykro z jego powodu. — nie wiem czym się kierowałam podczas naszej ostatniej rozmowy.

— To nie ty powinnaś mnie przepraszać — podszedł bliżej. Uniósł dłonią mój podbródek i spojrzał mi w oczy. Tęskniłam za jego dotykiem, głosem, zapachem. Nie sądziłam, że można się od kogoś tak uzależnić.

— Powinnam dać ci możliwość powiedzenia mi wszystkiego. Nie zrobiłam tego. Bolało, dlatego chciałam się od ciebie odciąć. Nie chciałam zostać zranioną po raz kolejny — rzekłam.

— Mogłem od razu powiedzieć ci, że Ronnie mnie tu ściągnął. Przecież mogłabyś udawać przed nim, że nie wiesz — stwierdził.

— Jemu zawsze dawałam kolejną szansę, mimo, że nie zawsze na nie zasługiwał.

— Nie wiem, dlaczego nigdy się mu nie postawiłem.

— Nie wiem, dlaczego zawsze do niego wracałam — powiedziałam. Między nami nastąpiła krótka chwila ciszy. Wpatrywałam się w tęczówki bruneta. Były tak intensywnie niebieskie, po raz pierwszy widziałam je w takim wydaniu.

— Max.

— Andy — uśmiechnęłam się.

— Przyjedziesz teraz do mnie? Tam w spokoju porozmawiamy.

— Jasne — stwierdziłam. Brunet przytulił mnie, a ja mogłam zaciągnąć się zapachem jego perfum. Uwolniłam się z jego uścisku i wsiadłam do mojego auta. Chwilę później byłam już w drodze do Santa Monica.


Usiadłam na kanapie w salonie Andy'ego. Czułam się dziwnie, nie wiedziałam do końca dlaczego. Uśmiechnęłam się dziękczynnie do bruneta, gdy postawił przede mną szklankę z sokiem.

— Zrezygnowałem z wyścigów — przyznał się.

— Dlaczego?

— Bo przez to cię straciłem. Uwielbiam tą adrenalinę, która rośnie wraz z prędkością. O wiele bardziej uwielbiam przebywać w twoim towarzystwie.

— Możesz wrócić, Andy. Dzisiejszy wyścig był najnudniejszy.

— Ludzie zrezygnowali, bo ciebie nie było. Jesteś ich królową. Nie masz pojęcia ile osób wciągnęłaś w ten świat.

— Lubię wygrywać, ale lubię też konkurencję — uśmiechnęłam się — Co robimy, Andy?

— Ale z czym?

— Z nami — rzekłam. Brunet zamilknął. Przez moje myśli zaczęły przechodzić najczarniejsze scenariusze. To, że mu wybaczyłam nie oznaczało, że on również da mi szansę. Mógł to zrobić. Przecież go olałam, za pierwszym razem nawet go porządnie nie wysłuchałam. Miałam ochotę dać sobie w twarz. Dlaczego nie mogłam wtedy myśleć normalnie? Po raz kolejny zaufałam Ronnie'mu. Bo tak było mi łatwiej, wygodniej. Dlatego, że byłam do niego przyzwyczajona.

— Cieszę się, że chcesz spróbować jeszcze raz. Nigdy więcej nie popełnię tego błędu. Nie zranię cię. Nie dam ci ode mnie odejść — rzekł, a następnie pocałował mnie w usta. Nie było to coś namiętnego. Zwykły, przelotny całus, który przepełniony był emocjami. Tak bardzo mi tego brakowało. Moje serce od razu przyspieszyło. Tylko z Andy'm czułam coś takiego. Coś, czego nie odczuwałam będąc z Radke, czy z Colsonem. Czy to była prawdziwa miłość?

— Obiecaj mi jedno.

— Słucham.

— Wrócisz do wyścigów. Nieważne dla kogo będziesz jeździć. Po prostu chcę, byś nadal to robił — uśmiechnęłam się — sama zrezygnowałam na kilka tygodni. To była najgorsze tygodnie w moim życiu. Tęskniłam za tobą, za wyścigami, za moimi przyjaciółmi — westchnęłam.

— Nawet nie wiesz co się ze mną działo.

— Wiem. Dev na mnie nakrzyczała wczoraj — zaśmiałam się — przepraszam.

— Nie powinnaś mnie przepraszać, nie tyle razy. Zrozumiałem, jest okej — uśmiechnął się.

— W porządku. Powinieneś podziękować Dev. To ona na mnie wymusiła taką zmianę. Irytowałam wszystkich dookoła.

— Słyszałem — stwierdził — chyba dobrze, że nie było mnie w pobliżu, jeszcze dostałbym w twarz — zaśmiał się, a ja klepnęłam go lekko w ramię. Udawał, że się obraził, na co ja zaczęłam się śmiać.

— Nie dostałbyś w twarz.

— Przecież żartowałem. Cieszę się, że między nami jest już okej.

— Cieszę się, że wyjaśniliśmy sobie pewne kwestie — uśmiechnęłam się — żałuję, że nie dałam ci wcześniej tej szansy. Cholera, jestem strasznie uparta.

— Mogłem się bardziej postarać. Zmiękłabyś — uśmiechnął się.

— Jaki ty pewny siebie jesteś, nie mogę! — zaśmiałam się. Atmosfera między nami zrobiła się luźniejsza, zdecydowanie. Cieszyło mnie to.

— Odezwała się, samozwańcza Królowa Kalifornii — odbił piłeczkę.

— Lubisz to.

— Lubię — powiedział — idziemy spać?

— Tak. Liczę na śniadanie do łóżka — wyszczerzyłam się, a Andy pokręcił głową.

— Zwariowała.

— Tak, na twoim punkcie.

— Z wzajemnością — powiedział. Gdybym wiedziała wcześniej, że pójdzie tak łatwo, zrobiłabym to wcześniej. Chyba musiałam dojrzeć do tej decyzji. Przekonać się, że wyścigi to moje życie, że czuję do Andy'ego coś więcej.

Chyba muszę podziękować Ronnie'mu za to, że go ściągnął do Los Angeles. Gdyby nie jego głupi plan, nigdy byśmy się nie poznali.


__________________

Dzisiejszy rozdział zawdzięczacie mojej UKOCHANEJ, CUDOWNEJ I WSPANIAŁEJ (wyczujcie ten sarkazm) nauczycielce z angielskiego, która w końcu, po 3 latach dała mi 5 na koniec szkoły.

Znowu zmieniłam plan co do tego fanfiction. Kolejny rozdział być może będzie epilogiem. Chyba, że wpadnie mi do głowy coś dzikiego.

Pozdrawiam :)


Invincible × Biersack ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz