4. where did the party go?

1.4K 109 24
                                    

Ubrałam się niewyzywająco, z racji tego, że spotkam się z Colsonem. Zostałam w potarganych, czarnych jeansach i szpilkach, na górę założyłam oversize'ową koszulę w czerwono-czarną kratę. Długie, czarne włosy związałam w wysoki kucyk i poprawiłam makijaż. Spojrzałam na zegar, który wisiał na ścianie w mojej sypialni. Była dziewiętnasta trzydzieści trzy, więc za kilka minut mogę wyjść z domu. Ronnie mieszka kilka ulic dalej, dlatego przejdę się na nogach. Całkiem prawdopodobne, że wypiję coś mocniejszego, więc nie miałabym czym wracać. Do kieszeni spodni wcisnęłam mojego iPhone'a. Wzięłam ze stolika klucze od drzwi wejściowych i również włożyłam go do kieszeni. Jeszcze nigdy go nie zgubiłam. Zeszłam po schodach na dół, kierując się w stronę wyjścia.

- Gdzie tak pędzisz? - usłyszałam głos mojego brata, gdy mijałam salon.

- Idę na imprezę do Ronnie'go - powiedziałam zgodnie z prawdą.

- W porządku, nie szalej za bardzo, młoda - powiedział, a ja przewróciłam oczami. To był jego standardowy tekst i powtarzał go zawsze, gdy szłam na imprezę. Wyszłam z domu i skierowałam się w dobrze znanym mi kierunku.

Od godziny jestem na imprezie Ronnie'go, ale jeszcze nie miałam okazji, by z nim porozmawiać sam na sam. Niestety, Kells chodzi za mną krok w krok, co jest słodkie, ale też irytujące. Właśnie siedzimy w ogrodzie przy basenie, jest mnóstwo ludzi i mało miejsca, dlatego siedzę na kolanach blondyna. Colson ignoruje jakąś cycatą blondynkę, która ewidentnie ma na niego ochotę. Znam go dobrze i wiem, że jest totalnie nie w jego typie. Muszę w końcu dorwać Ronnie'go, cholera jasna. Dev miała przynieść drinki, ale gdzieś zniknęła.

- Idę do łazienki, zaraz wrócę - powiedziałam i szybko ruszyłam w stronę domu bruneta, zostawiając Colsona z cycatą blondynką. Przeszłam przez duży salon i skręciłam w lewo, do kuchni. Miałam nadzieję, że znajdę tam Radke. Na szczęście był w kuchni z Dev i jakąś blondynką, którą obejmował w pasie. No tak, to Ronnie. On zawsze musi jakąś zaliczyć. Podeszłam do nich i uśmiechnęłam się.

- Dev, gdzie zniknęłaś? - zapytałam moją przyjaciółkę.

- Myślałam, że chcecie zostać sami - powiedziała, przez co przewróciłam oczami. Rany, ja i Colson to nic więcej niż przyjaźń.

 - Nieważne. Ronnie, musimy pogadać - zwróciłam się do bruneta - Sami - spojrzałam wymownie na blondynkę, która przewróciła oczami, ale wyszła z pomieszczenia zaraz za Dev. Czas na show. - Ronnie - rzekłam, pełnym erotyzmu głosem. Wiedziałam, co na niego działa, a co nie. Usiadłam na blacie, przyciągając bruneta bliżej siebie - Szukasz dziwki, która będzie lepsza ode mnie? Cóż, nie znajdziesz - prychnęłam - I dobrze o tym wiemy - zarzuciłam mu ręce na szyję. 

- Przecież do mnie nie wrócisz - stwierdził, unosząc mój podbródek do góry. 

- Nie wrócę, ale... - urwałam, gdyż nasze twarze dzieliło od siebie już tylko kilka centymetrów. Objęłam go nogami w pasie i to ja rozpoczęłam nasz pocałunek. Brunet szybko się mi oddał, co mnie ucieszyło. Chcę tylko wyciągnąć z niego potrzebną mi informację, a teraz chyba będzie to łatwiejsze. Przynajmniej mam taką nadzieję. Przerwałam pocałunek i spojrzałam na Ronnie'go. Dobrze wiem, że chce więcej. Przykro mi, będzie musiał skorzystać z usług tamtej blondynki - Kim jest Andy Sixx? - zapytałam prosto z mostu, a brunet tylko się zaśmiał.

- Kochanie, chyba nie sądzisz, że ci wszystko wyśpiewam? - zapytał, patrząc mi prosto w oczy - Mogę ci tylko powiedzieć, że jest tutaj. Może sama go znajdziesz, w co wątpię - rzekł. Wyrwałam się z jego objęć i skierowałam się do salonu. W tłumie ludzi odnalazłam Dev, dlatego podeszłam do niej.

- Nie powiedział mi - rzuciłam poirytowana.

- Ale czego? - zapytała. Fakt, nie mówiłam jej, że mam zamiar dowiedzieć się kim jest ten pieprzony Sixx.

- Kim jest Andy Sixx.

- Ja bym raczej martwiła się o Kells'a - zaczęła - widział ciebie z Ronnie'm, wkurzył się i wyszedł. 

- Jeszcze mi tego brakowało - stwierdziłam. Cholera jasna! Przestanie się do mnie odzywać, bo przeszkadza mu to, co kiedyś łączyło mnie z Radke. Tak, zdaję sobie sprawę z tego, że niepotrzebnie odwaliłam całą tą akcję kilka minut temu. Przynajmniej wiem, że Sixx jest gdzieś tutaj. Co z tego, że na imprezie Ronnie'go jest pełno osób, których nie znam? Może przynajmniej wpadnę na jakiś trop, czy coś. 

Napisałam wiadomość do Colsona już kilkanaście minut temu, ale dalej mi nie odpisał. Nie odbiera nawet moich telefonów, więc albo nie chce mnie znać, albo coś się stało, ale raczej to pierwsze. Siedzę właśnie na schodach, na tyłach domu, zaraz obok basenu. Dev wróciła do domu, a ja nadal ostro się trzymam. Mam cel, co nie? Obserwuję wszystkie osoby, które mnie mijają. Może to trochę dziwne, ale nieważne. Muszę wygrać jutrzejszy konkurs, ale z większą przewagą. Będzie to konieczne, jeżeli chcę zwyciężyć cały cykl wyścigów i po raz kolejny zdobyć Puchar Kalifornii. Sixx jest kimś nowym, nie wiem w czym jest dobry, w czym gorszy, czy nie szykuje czegoś na pozostałe wyścigi. Weschnęłam. Dalej się czuję, jakbym była na przegranej pozycji przez to, że ten z Rebelsów był w tyle tylko o ułamki sekund. Podskoczyłam, gdy zauważyłam, że ktoś siedzi obok mnie. 

- Cześć, Starr - powiedział brunet. To ten, który był u mnie w sklepie dwa razy. Dobra, pewnie bym go nie zapamiętała, gdyby nie był atrakcyny i gdyby nie miał tych przeszywających, niebieskich tęczówek.

- Cześć nieznajomy - rzekłam.

- Jestem Drew.

- Max - wyciągnęłam przed siebie prawą dłoń, którą ujął i uścisnął - Skąd wiesz kim jestem?

- Interesuję się nielegalnymi wyścigami. Pochodzę z Miami, ale tam świat wyścigów nie jest taki ciekawy, jak tutaj - uśmiechnął się. Faktycznie, miał charakterystyczny akcent, którzy mają ludzie z Florydy. 

- Ścigasz się? - zapytałam. 

- Nie, nie mam czym, przynajmniej teraz - stwierdził.

- Kupujesz części do Forda Mustanga... - rzuciłam.

- Owszem, ale jest z nim dużo roboty, więc może zacznę jeździć dopiero gdy Puchar Kalifornii się zakończy.

- Jesteś dobry w te klocki? - zapytałam. Kurde, dlaczego ten brunet mnie tak zaintrygował?

- Byłem całkiem niezły, gdy jeszcze mieszkałem w Miami, ale później miałem mały wypadek i zrezygnowałem ze ścigania się. Co prawda wyścigi są jak narkotyk, dlatego mam zamiar wrócić - uśmiechnął się.

- Planujesz dołączyć do którejś z drużyn? 

- Jeszcze nie wiem. Raczej planuję coś swojego - uśmiechnął się. 

- Jeżeli będziesz chętny, to moja ekipa na pewno cię przyjmie, oczywiście jeżeli zasłużysz - uśmiechnęłam się. Wstałam ze schodów, bo sprawa z Colsonem nie daje mi spokoju - Muszę się zbierać. Do zobaczenia.

- Do zobaczenia - uśmiechnął się lekko, a ja skierowałam się w stronę wyjścia.

____________________

Hehehehehehe. Nie wiem co mnie śmieszy, nieważne.
Do następnego <3

Invincible × Biersack ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz