Obudziłam się oczywiście na sali szpitalnej. Odziwo nic mnie nie bolało ale dalej byłam lekko zmęczona. Wstałam do siadu i się rozejrzałam. Mmm osobna sala, nikogo do rozmowy, nikt nie może mnie odwiedzić, po prostu super. Podrapałam się po ręce i nagle do pomieszczenia weszła pielęgniarka. Miała w ręku jakiś lek czy coś takiego, trudno powiedzieć. Podszewka do łóżka i podała mi 2 tabletki, w końcu jakiś postęp.
- Wiadomo już co mi jest? - spytałam biorąc tabletki.
- Jeszcze niestety nie wiadomo - odparła zakłopotana.
- No dobrze - mruknęłam i połknęłam lekarstwa. Jak na złość idealnie po chwili zaczęły się odruchy wymiotne. Kobieta podała mi nerkę lekarska czy nie wiem jak to się nazywa i zaczęłam pluć kwiatami. Znowu. Pielęgniarka popatrzyła na mnie z przerażeniem. Cała pobladłam i ciężko mi się oddychało. Zrozumiałam co się dzieje, powoli blokują mi powierzchnię w płucach i umrę. Kobieta zawołała lekarzy a oni zaczęli mnie przewozić na inną salę. Jechałam z maską tlenową na ustach, lekarze krzyczeli by inni się odsunęli. Nagle na korytarzu zobaczyłam 3 znajome sylwetki: Willa, Moja mamę i tą cała Elle. Oni również mnie zauważyli, cała trójka podbiegła do lekarzy pytając co się dzieje
Oni niestety nie chcieli im powiedzieć ani słowa. Wjechali ze mną na salę odziwo z innymi ludźmi i pobiegli po jakieś książki. W tej chwili do pomieszczenia wpadł Will a za nim moja matka, chciałam im wszystko powiedzieć ale nie miałam na to siły.
- Dziecko, co ci się dzieje? Martwię się o ciebie a ten młody mężczyzna ze swoją dziewczyną mnie przywieźli - powiedziała mama patrząc na mnie z przerażeniem.
- Nie ma problemu proszę pani, Y/N co ci się dzieje? - spytał zmartwiony brunet.
Słysząc te zdania czułam jak do oczu napływają mi łzy. Patrzyłam tylko raz na matke, raz na Willa w ciszy. Gdy na salę wbiegła Elle i przytuliła mocno mężczyznę coś we mnie pękło. Musiałam im powiedzieć co się dzieje.. i przez kogo..
- Umieram mamo - mruknęłam tylko odwracając wzrok od osób.
- Ale jak to? Dziecko co ty mówisz? - zapytała wystraszona z łzami w oczach.
- Y/N nie umierasz, to Napewno nic poważnego, prawda Will? - spytała mężczyznę Elle.
- Napewno - odrzekł również zmartwiony.
- UMIERAM, WIEM CO SIE ZE MNĄ DZIEJE, LEKARZE TEŻ, PRZEZ CIEBIE TO WSZYSTKO SIE DZIEJE - krzyknęłam do Williama z łzami w oczach.
- Ale o czym ty mówisz? - zapytał przerażony.
- ROSNĄ MI KWIATY W PŁUCACH PRZEZ CIEBIE. WSZYSTKO DZIEJE SIE PRZEZ CIEBIE. WOLAŁABYM CIE NIE POZNAĆ ROZUMIESZ? PRZEZ CIEBIE MOGĘ SIE UDUSIĆ - warknęłam a łzy lały mi się po policzkach strumieniami.
- Dziecko... - mruknęła mama wycierając swoje łzy.Will stał wpatrzony we mnie, jakby go zamurowało. Ale powiedziałam prawdę, gdybym go nie poznała nic by mi się nie stało. Nie była bym umierająca. Wszystko to, wydarzyło się przez niego. Otarłam lekko łzy i znowu to samo, odruchy wymiotne i kwiaty mieszane z krwią. Wszyscy patrzeli na mnie przerażeni a Elle wolała lekarzy. Więcej już nic nie pamiętam, po prostu odpłynelam, słyszałam tylko krzyki lekarzy by reszta wyszła z sali, nic więcej. To chyba mój koniec..
CZYTASZ
"Hanahaki Disease" ~ Wilbur X Reader
Fanfic[Zakończone] Tym razem było inaczej, zakrwawione płatki kwiatów, było ich więcej, były większe, piękniejsze. Właśnie zdałam sobie sprawę że jednak naprawdę ciężko mi się oddycha, coś serio jest ze mną nie tak.. Lekarze natychmiast wzięli mnie na prz...