6. There's no good days

125 15 70
                                    

Clarke's pov

Cholera, cholera, cholera. Spóźnię się. To pierwsza myśl, która do mnie doszła zaraz po przebudzeniu. W moim przypadku nawet wstanie o to 20 minut później, niż powinnam, miało ogromne znaczenie. To była wyliczona co do minuty rutyna. Nie mogłam sobie pozwolić na łamanie jej. Jeśli pozwoliłabym sobie na to raz, pojawiłyby się kolejne. Ale to się nie powtórzy.

Zerwałam się jak oparzona z łóżka, biegnąć od razu do łazienki. Po drodze zgarnęłam przygotowane już wczoraj ubrania oraz ręcznik wiszący na poręczy schodów. Przynajmniej kwestią outfitu nie musiałam się przejmować. Ochlapałam twarz chłodną wodą, by całkowicie się dobudzić. Zaraz po tym rozczesałam blond włosy, krzywiąc się co jakiś czas, gdy nie chciały ułożyć się tak jak powinny. Lepiej nie będzie. Pomyślałam zirytowana, po paru bezcelowych próbach doprowadzenia ich do porządku. Malować się? Nie, dobra chuj z tym. Nie zdążę. Dobra no może tylko maskara, by nie wyglądać zupełnie jak bezdomna. Ledwie skończyłam nakładać tusz, a do moich uszu doszło głośne trąbienie samochodu, a po chwili uporczywe dzwonienie do drzwi. Zdenerwowana wrzasnęłam, że już idę, gdy natarczywe dźwięki wciąż nie ustawały. Zbiegłam na dół, witając się jeszcze ze spokojnie pijącą poranną kawę mamą. Najwyraźniej musiała mieć dzisiaj popołudniową zmianę w szpitalu.

- Clarke! Zaczekaj jeszcze – zawołała za mną moja rodzicielka, a ja posłałam jej zniecierpliwione spojrzenie. - Marcus miał do ciebie sprawę, podejdź do niego na jakieś przerwie.

- Okej, zrobię to – burknęłam pod nosem, domyślając się, że prawdopodobnie nie będzie to żadna przyjemna sprawa. - Mogę już iść? Zaraz się spóźnię.

- Chwila! Na blacie masz śniadanie – zaczęła kobieta, lecz przerwała jej kolejna seria dzwonka do drzwi. - Dobrze, leć już. Ale nie zapomnij rozładować zmywarki, kiedy wrócisz!

Nie czekając dłużej, pośpiesznie wrzuciłam drugie śniadanie do plecaka. Rzuciłam krótkie „do później" w stronę matki, po czym w biegu chwyciłam klucze do domu. Otworzyłam drzwi, spotykając się z szerokim uśmiechem ciemnowłosej dziewczyny.

- Witam cię, szmato, w ten cudowny dzień. Miło, że w końcu otworzyłaś – Octavia uśmiechnęła się szerzej, pokazując mi szereg swoich białych zębów.

- A któż kto wrócił ze strefy? - zaśmiałam się, przytulając mocno przyjaciółkę. - Już miałam nadzieje, że tam zostaniesz.

Brunetka wyrwała się z mojego uścisku, po czym szturchnęła mnie w ramię. Blake przewróciła oczami, starając się zignorować mój żart o jej wyjeździe do dalszych krewnych. Znałam jej podejście. Pojechała tam tylko, by przedłużyć sobie wakacje. Oh pewnie zdążę jeszcze wiele razy posłuchać jej marudzenia, o tym jak to tam nie było internetu i była skazana na przymuszoną socjalizację z rodziną. Niespodziewanie obie usłyszałyśmy przeciągły dźwięk klaksonu, na co automatycznie zakryłam uszy dłońmi.

- Ploty później! Zaraz się spóźnimy! - krzyknęła do nas Raven siedząca za kierownicą samochodu.

Octavia od razu przyspieszyła kroku, wyprzedzając mnie. Ciemnowłosa zajęła miejsce z przodu, na co przewróciłam oczami, siadając na tylnych siedzeniach. Raven przekręciła kluczyk w stacyjce, na co silnik wydał wydał z siebie niepokojący odgłos, jakby się czymś dławił. Latynoska zaczęła odmawiać swoją stałą już, motywacyjną litanię do swojego grata, gdy moja noga w szybkim tempie uderzała niespokojnie o podłogę. Spóźnimy się do jasnej cholery.

- Haa! Dobrze maleńki! - wykrzyczała Reyes, gdy usłyszałyśmy poprawny warkot maszyny.

- Miałaś to naprawić – burknęłam zniecierpliwiona pod nosem, kiedy przyjaciółka zadowolona wcisnęła pedał gazu.

ScarsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz