Lexa's pov
Nigdy nie przypuszczałam, że to okaże się tak stresujące. Siedziałam na ławce w siłowni, a moja noga wystukiwała niespokojnie o podłogę. Po raz kolejny przelatywałam wzrokiem konspekt treningu, który miałam po raz pierwszy od dawna poprowadzić. Mimo że znałam ten kawałek papieru już praktycznie na pamięć, wolałam mieć wszystko dokładnie rozpisane. Nawyk rozpisywania szczegółowych planów, gdy miałam zrobić coś ważnego, poważnie wszedł mi w krew. Może to dobrze, przynajmniej wiem, co mam robić. Moje palce automatycznie bawiły się krańcem bandaża oplatającego ciasno moje ręce, choć nie było to ani trochę zamierzone. Moje działania przerwał jednak odgłos zamykanych drzwi, na co natychmiast obróciłam głowę w tamtą stronę. Spojrzałam na zegarek w telefonie, doskonale zdając sobie sprawę, że do treningu pozostało jeszcze bardzo dużo czasu. Dziewczynka z trudem pchnęła ciężkie frontowe drzwi siłowni, a gdy w końcu się jej udało, posłała mi szeroki uśmiech. Mała od razu podbiegła do mnie, uczepiając się moich nóg, na co zachwiałam się lekko. Kiedy udało mi się odzyskać w pełni równowagę, odwzajemniłam uścisk dziecka, pozwalając kącikom ust unieść się lekko. Choć nie chciałam tego przyznać, brakowało mi tego wulkanu energii jakim była tuląca mnie dziewczynka. Jill na treningi zaczęła przychodzić, gdy miała jakoś sześć lat, zatem o ile dobrze pamiętam, obecnie musiała mieć osiem lat. Cholera, szmat czasu. A jednak wciąż nie przestanie dziwić mnie, jak bardzo wyrosła.
- Cześć, Lexa - zaszczebiotała dziewczynka, wciąż odrobinę sepleniąc.
- Hej, Jill. Miło cię znowu widzieć - uśmiechnęłam się, kładąc dłonie na jej ramionach. - Co ty tak wcześnie dzisiaj?
- Mama powiedziała, że mam iść od razu po lekcjach, bo tata przyjeżdża - odpowiedziała mi, na co zmarszczyłam nieznacznie brwi.
- Leć się przebrać, Jill. Zaraz pewnie przyjdzie reszta - odparłam, na co dziewczynka skinęła głową i pobiegła do szatni.
Doskonale znałam sytuacje wszystkich dzieciaków przychodzących na treningi. Ojciec Jill zawsze pojawiał się i znikał, zostawiając jej matkę zawsze w rozsypce. Mała nie powinna tego oglądać. Nikt nie powinien. Większość dzieciaków, które tu trenowały, przychodziły by oderwać się trochę od problemów. Czy to w domu czy ze szkolnymi zaczepkami. To pomagało rozładować emocje, mogłam to przyznać z własnego doświadczenia. Chciałam stworzyć takie miejsce, w którym mogłyby o tym wszystkim zapomnieć choć na chwilę. Coś podobnego, co kiedyś dała mi Anya. Pomysł ten rozpoczął się właściwie od Adena, kiedy przestaliśmy chodzić do tej samej szkoły. Nie chciałam go zostawiać samego, jednak nie mogłam dłużej go bronić. Długo starałam namówić samą Anyę, by wziąć kuzyna na siłownię i pokazać mu, co sama mnie uczyła, gdy byłam nawet młodsza niż on. Gdy w końcu mi pozwoliła, zabrałam Adena na parę treningów, na których uczyłam go podstaw. Właściwie to chciałam tylko, by potrafił zrzucić z siebie tego jednego starszego chłopaka, który zawsze mu dokuczał, ewentualnie by mógł złamać mu nos, ale tylko tyle. Potem jednak dowiedział się o tych lekcjach bliski przyjaciel mojego kuzyna Zayan i przyszedł wraz ze swoją siostrą Charlie. Najzwyklej w świecie przyszli, pytając czy też ich nauczę. Chcieli umieć się bronić, ponieważ ich dom znajdował się w niezbyt przyjaznej okolicy. Nie chcąc zostawiać ich z niczym, zgodziłam się. Moje zdziwienie było zatem ogromne, gdy takich historii było więcej i więcej. Tym sposobem w mojej głowie pojawił się pomysł prowadzenia zajęć, gdzie dzieciaki mogłyby się nauczyć paru podstaw samoobrony, a tym samym rozładować część negatywnych emocji w nieszkodliwy dla nich sposób.
Spojrzałam na już przebraną dziewczynkę, która w zamyśleniu siedziała na ławce, przygryzając końcówkę ołówka. Oni na to nie zasłużyli. Nikt z nich. Pomyślałam, wzdychając ciężko, po czym podeszłam do Jill.
CZYTASZ
Scars
FanfictionZostała pustka. Zupełnie nic. Przegrałam walkę z własnym umysłem. Nie miałam już tego pod kontrolą. A ja po prostu chcę czuć cokolwiek. Chociaż przez krótką chwilę... **** Ja... Ja po prostu chcę żyć. Chcę żyć, a nie tylko oddychać. Bo życie powinn...