Lexa's pov
Od pierwszego spotkania z Clarke po lekcjach minął równo tydzień, co oznacza, że dzisiaj wypadał dzień mojej rychłej zguby. Clarke poświęciła masę czasu podczas tych 7 dni, by dokładnie mnie przygotować do fizyki. Nie przestanie mnie zadziwiać, jak ona znalazła na to jeszcze czas. Widzieliście jej plan? Praktycznie codziennie coś miała. W poniedziałki i w czwartki - zajęcia z biologii i podstaw medycyny prowadzone przez uniwersytet medyczny, na który Griffin chciała się dostać. We wtorek zostawała dłużej po lekcjach, bo miała dodatkową godzinę włoskiego. W środy - wolontariat, ponieważ mówi, że przyda jej się to w rekrutacji do college'u. Natomiast w soboty rano zajęcia malarskie w domu kultury, ale jak to stwierdziła "by się odstresować". Już nie wspomnę o "projektach", które robiła w czasie "wolnym". Sprawy samorządu klasowego, pomoc przyjaciołom w odrobieniu zadań domowych, pisanie podania o przyznanie stypendium, referat na wymianę do Włoch oraz cała potrzebna papierologia, dlaczego to akurat ją powinni wybrać... Jakby tego było mało, czasem rano wychodziła pobiegać. Zaskakujące jest, jak ona w tym wszystkim znajdowała przerwę na wysikanie się, a co dopiero na pomaganie mi z fizyką. Taaak, zgranie naszych grafików zdecydowanie nie należało do najprostszych. W zasadzie powinnam powiedzieć, że to mnie było ciężko wpasować się w jej grafik. Jedyną rzeczą, którą ja robiłam po szkole, były treningi mniej więcej co drugi dzień, by wrócić do dawnej formy. Akurat w tej kwestii szło mi dobrze i nie zajęło mi długo wrócenie do regularnych treningów. Lincoln bardzo mi w tym pomógł, będąc moim towarzyszem we wspólnych sparingach. Sam przyznał, że według niego jestem gotowa nawet wrócić do trenowania Adena wraz z resztą dzieciaków. Nie będę ukrywać, bardzo dążyłam do tego. Małymi krokami, ale do przodu, prawda?
Mimo wszystko udało się nam spędzić razem kilka popołudni. Nie udawajmy, myślałam, że trudniej będzie mi znieść tego typu formę kontaktu z drugim człowiekiem. Zwykłe siedzenie i prowadzenie rozmowy było dla mnie dużo bardziej skomplikowane niż dla reszty moich rówieśników już odkąd byłam dzieckiem. Nie mam pojęcia, jakim cudem udawało mi się znajdować odpowiednie tematy, które poruszałyśmy w międzyczasie. Nawet jeśli nie potrafiłam niczego wymyślić, to Clarke znajdywała zawsze jakąś dygresję, którą chciała się podzielić. Tym sposobem dowiedziałam się między innymi, że kochała sztukę, ale obrazy w bibliotece są nudne i bez jakichkolwiek emocji oraz że największym fizykiem według niej był Robert Oppenheimer (wynalazca bomby atomowej), którego słowa nieomylnie potrafiła zacytować z pamięci. Gdyby profesor Sydney lub jakikolwiek nauczyciel opowiadał z taką pasją, jak Clarke przedstawiająca mi znaczenie cytatu "stałem się śmiercią, niszczycielem światów", to miałabym tak dobre oceny, że ubiegałabym się o stypendium.
Może nie uratuje mi to dupy, ale nie żałuję tego poświęconego czasu. Nauczycielka usadziła nas w ławkach, rozkładając przed nami kartki. Przygryzłam wewnętrzną stronę policzka, stresując się niepozornie małym rozmiarem kawałka papieru. Przecież ona zapisała to tak drobnym druczkiem, że ledwo da się to odczytać! Clarke odwróciła się do tyłu, posyłając mi pokrzepiający uśmiech, jakby chciała jeszcze raz powtórzyć mi, że dam radę. Pokręciłam zrezygnowana głową, po czym oparłam podbródek na dłoni. Gdybym wierzyła w Boga czy jakiegoś innego Buddę czy Allaha, to pomodliłabym się do niego w tym momencie. Ale chyba nawet to by mi nie pomogło. Profesor przeleciała klasę swoim surowym spojrzeniem, a żaden z uczniów nie miał odwagi, by podnieść na nią swój wzrok. Następnie spojrzała na swój zegarek, jakby miało zależeć od tego nasze życie i pozwoliła nam odwrócić kartki. Przysunęłam do siebie papier, patrząc na pierwsze polecenie. Przygryzłam końcówkę długopisu, po czym zaczęłam rozwiązywać zadanie.
Czas poświęcony na kartkówkę jak zwykle minął zbyt szybko, a Sydney zaczęła zbierać rozwiązania od protestujących uczniów. Westchnęłam ciężko, przelatując jeszcze wzrokiem po paru ledwo zaczętych zadaniach, których nie zdołałam rozgryźć. Gdy profesor podeszła do mojej ławki, nie zaprotestowałam przed zabieraniem mi pracy, wiedząc że i tak nie byłabym w stanie nic wymyślić. Przynajmniej dzwonek stał po naszej stronie, uniemożliwiając nauczycielce przeprowadzenia lekcji, w której kontynuowalibyśmy pewnie poprzedni temat. Kiedy reszta bez pośpiechu zbierała swoje rzeczy, wymieniając swoje uwagi na temat kartkówki, ja prędko opuściłam klasę. Teraz miał być wf. Mój pierwszy tego roku, ponieważ nie mogłam już wysługiwać się zwolnieniem od Anyi. Zarzuciłam na siebie torbę, niemal biegiem udając się do szatni. Byłam w niej tylko raz, kiedy robiłam "rozeznanie terenu". Nie wchodź na wrogą ziemię, nie znając jej. W ten sposób wiedziałam, że mam około dwóch do maksymalnie czterech minut nim szatnia będzie pełna ludzi. Gdy tam docieram, faktycznie świeci pustkami. Nie ociągając się, wyjęłam z torby dwie opaski uciskowe i założyłam je na ręce. Włosy opadały mi swobodnie na ramiona, kiedy naciągnęłam na siebie luźny T-shirt. Wzdycham ciężko, czując się znacznie swobodniej, że wyrobiłam się z tym zanim przyszła reszta. Dziewczyny zaczęły wchodzić do szatni w momencie, gdy przebrałam także spodnie i związywałam sobie włosy w kucyk.
CZYTASZ
Scars
FanfictionZostała pustka. Zupełnie nic. Przegrałam walkę z własnym umysłem. Nie miałam już tego pod kontrolą. A ja po prostu chcę czuć cokolwiek. Chociaż przez krótką chwilę... **** Ja... Ja po prostu chcę żyć. Chcę żyć, a nie tylko oddychać. Bo życie powinn...