Część V: Trybiki w machinie, Rozdział 2

28 4 0
                                    

Zatrzymując się tuż przy ukrytej w ciemnych głębinach Solli, Anna włączyła zewnętrzne reflektory, żeby Emilia mogła zobaczyć rozmówczynię na własne oczy. Jednocześnie z głośników Płotki wydobywały się już dźwięki pozdrowienia, które wspólnie napisały po drodze.

– Mówiłaś, że będzie nieduża – powiedziała Emilia, wpatrując się w ścianę hilmaczej skóry za oknem. – Myślę, że to nadużycie tego słowa.

– Tu jest mniejsza niż zwykle, a nawet jak jest tuż pod powierzchnią, to i tak daleko jej do Mruka. Więc tak: jak na hilmaka jest nieduża – podtrzymała swoje twierdzenie Anna.

– Niech ci będzie. Ale nie wiem, czy zauważyłabym różnicę. Przecież tu końca nie widać!

Lekko przesadzała, bo przybliżając się do okna i patrząc w bok można było dostrzec miejsce, gdzie powierzchnia hilmaczej skóry chowała się za własną krzywizną, jakby to był miniaturowy horyzont. Co prawda niewiele docierało tam światła od reflektorów, ale dla chcącego obserwatora krawędź była wyraźnie widoczna.

Jak wspomniała Anna, Solla była zmuszona przybrać mniejsze niż zwykle rozmiary, ze względu na potężne ciśnienie, które panowało na tej głębokości. Miejsce, w którym się spotykały, było w głębi Smołowego Jaru, jakieś siedem kilometrów od powierzchni.

Jednak nawet jeśli z zewnątrz wyglądało na to, że hilmaki były zmuszone ustępować naporowi wody w głębinach, potrafiły mu się też bardzo skutecznie przeciwstawiać. Zgodnie ze swoją oszczędną naturą, robiły to tylko tam, gdzie była taka potrzeba: osłaniając przed miażdżącym naciskiem wewnętrzne przestrzenie niektórych bąbli ukrytych głęboko w ich ciałach. Chroniły w ten sposób co wrażliwsze organy, ale w taki sam sposób Solla była też w stanie zadbać o ogród rozrastający się w jej wnętrzu, niezależnie od tego, co działo się wokół, zapewniając mu zawsze ciśnienie, które uznała za najbardziej stymulujące rozwój roślin.

Żadnej z tych rzeczy nie można było w tym momencie zobaczyć, badaczki skazane były na widok szarej skóry i niczego więcej. Annie kojarzył się on już wyłącznie z monotonią powolnych rozmów, ale dla jej koleżanki był jeszcze świeży.

– Możesz się wypiąć, póki stoimy – podpowiedziała Emilii. Tamta posłuchała rady, rozpięła pasy i uniosła się z fotela, żeby przybliżyć się do okna. Powiedziała coś, co dla Anny było niedosłyszalne, ale wyglądała na świadomą tego i nie oczekiwała reakcji. Kiedy z zewnętrznych głośników wydobywały się dźwięki kierowane do hilmaków, rozchodziły się donośnie po całej Płotce i rozmawiać trzeba było z bliska albo podniesionym głosem.

Gdy zaczęła się kolejna część wypowiedzi, do kabiny wtargnęły brzmienia szczególnie nieprzyjemne dla ludzkiego ucha. Anna zerknęła na Emilię, przypominając sobie, jak Rebeka zawsze krzywiła się na takie dźwięki (nawet na pokładzie Moreny, gdzie były dużo cichsze). Jednak nowa koleżanka sprawiała wrażenie zupełnie nieprzejętej – zapewne przyzwyczaiła się do takich odgłosów już w ramach przygotowań do misji. Zaczęła za to dużo przemieszczać się po kabinie, szukając dla siebie zajęć. Radziła sobie całkiem dobrze w niewielkim i zatłoczonym wnętrzu – z pewnością nie bez znaczenia było, że tym razem ubrała się podobnie jak jej doświadczona towarzyszka, niemal sportowo.

Obserwując Emilię, która zdawała się przepełniona energią, Anna zaczęła podejrzewać, że sama w końcu stała się powolniejsza pod wpływem Waruny. Rozbawiła ją myśl, że być może teraz to ona patrzyła na koleżankę w takim świetle, w jakim dawniej była widziana przez Rebekę.

Zastanawiała się, czy Robert zauważy zmianę w jej usposobieniu. A może on sam nie będzie już taki, jak dawniej? Choć starali się, żeby rozłąka była krótka, Anna zbierała w tym czasie doświadczenia, które wydawały się jak całe dodatkowe życie. Kto wie, czego on doświadczał na zupełnie innych, nieznanych dla niej planetach.

Dalszy oceanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz