Część VI: W stronę gwiazd, Rozdział 4

17 5 0
                                    

Grigor, który dowiedział się o wszystkim dopiero przy kolejnym wspólnym obiedzie, zareagował podobnie do gracza, który odkrywszy, że jego przeciwnik od samego początku oszukiwał, miałby ochotę wywrócić stół. Zrobił się aż nieco czerwony na twarzy i mówił dużo, choć w większości powtarzając tylko rzeczy, których Anna z Kubą też już się domyślili.

W świetle nowych informacji zagadki, które dotąd dręczyły Grigora, okazały się mieć dość proste wyjaśnienie – tyle, że takie, którego wcześniej nawet nie brał pod uwagę. Nie było nic tajemniczego w tym, że CXA i NXA bardzo się różniły, kiedy już było wiadomo, że jedno z nich pochodziło z innej planety.

W miarę jak zastanawiał się głośno nad konsekwencjami tego, co usłyszał, jego emocje zaczęły opadać.

– Tak się złożyło, że nawet o tym nie wiedząc zrobiłem zaawansowane badania z całkiem oddzielnych tematów – stwierdził, chichocząc. – Będę mieć z tego dwa razy więcej publikacji!

– Cała planeta gratis – dopowiedział Kuba. Nerwowo obracał widelec w palcach, zastanawiając się nad czymś. – Ja to nie wiem, czy zdołam zgłębić choć jeden temat na tyle, żeby to się do czegoś nadawało. Mnożą się jak króliki.

– Wygląda, że to klęska urodzaju – przytaknął Grigor, nie tracąc już dobrego humoru.

Anna przysłuchiwała się w milczeniu, jednocześnie przeglądając napływające wiadomości i odpowiadając na niektóre. Ożywienie udzieliło się wielu mieszkańcom stacji i odzywali się do niej nawet tacy, z którymi zwykle nie utrzymywała kontaktu.

Również Grigor w pewnym momencie postanowił wciągnąć ją do dyskusji.

– Czy wiesz może coś o tym, jakie były warunki na tej poprzedniej planecie, zanim ją opuściły? – zapytał. – Pod koniec chyba musiało być trudno. Miałem już wcześniej taką teorię, że hilmaki rozwijają się w oparciu o ewolucję memetyczną dlatego, że musiały przeżyć wśród bardzo ograniczonych zasobów. Może było tak, że gatunki, które potrzebowały licznie rozmnażać się, żeby ewoluować, nie były w stanie przetrwać w takich okolicznościach, i dlatego ustąpiły miejsca hilmakom. Te miały przewagę, bo potrafiły adaptować się w oszczędniejszy sposób, przebudowując swoje ciała tylko w takim zakresie, w jakim to było niezbędne, zamiast tracić zasoby na wydawanie potomstwa. Dobrze byłoby, gdybyś mogła dowiedzieć się o tym więcej.

– Oczywiście, właśnie to robię! Ale wszystko w swoim czasie – powiedziała zdecydowanym tonem, starając się dać zrozumienia, że nie lubiła dostawać sugestii, czym powinna się zająć. Zdawała sobie jednak sprawę, że będzie dostawać ich jeszcze wiele, bo niemal wszyscy na stacji czuli niedosyt, jeśli chodziło o informacje jakie im dostarczyła.

Na szczęście przynajmniej kierowniczka zachowywała się bardziej rozsądnie. Kiedy Anna odwiedziła ją po obiedzie, Quine wysłuchała jej ze spokojem i po raz kolejny poparła jej niezależność.

– Rób to, co potrafisz najlepiej. Wszyscy widzimy, że to się sprawdza – mówiła, patrząc jej w oczy z przyjaznym uśmiechem.

Nawet jednak mając takie wsparcie, Anna czuła na sobie jeszcze większą niż zwykle presję, kiedy wybierała się na kolejne spotkanie z Sollą. Mogła być pewna, że tym razem wszystkie zdania, jakie zamieni z hilmakiem, będą starannie śledzone przez innych badaczy i chciała poprowadzić rozmowę jak najskuteczniej. Stała się przez to bardziej niecierpliwa i zaczęło jej trochę dokuczać, że tak długo trzeba było czekać na każde słowo, choć była przecież już do tego przyzwyczajona.

Zaczęła od prób dowiedzenia się, jak wyglądała poprzednia planeta hilmaków, i przy okazji przekonała się, jak bardzo wyselekcjonowane było to, co pamiętało Solla. Informacje, które podawało, były precyzyjne, ale zawsze niekompletne – dając wgląd tylko w pojedyncze aspekty tego, co było kiedyś. O klimacie czy geografii utraconej planety można było wnioskować głównie na podstawie przepisów, jakich żyjące na niej hilmaki używały na co dzień, na przykład do zdobywania pokarmu. Wszystkie te receptury, choć nieadekwatne do nowych warunków, zostały przechowane na wypadek, gdyby miały znów przydać się w jakimś miejscu i czasie.

Przystosowując się do życia na Warunie, hilmaki wykształciły sobie nowy metabolizm, chyba w jakiejś mierze świadomie rozwijając organy, które potrafiły trawić martwe jak i żywe drobiny unoszące się w oceanie, wydobywając z nich użyteczną energię. Starsze przepisy na wiele innych tego rodzaju systemów, można było w razie potrzeby odkopać z pamięci i wypróbować, choćby to miało być na jeszcze innym globie.

Jeszcze zanim hilmaki opuściły swój poprzedni dom, musiały wielokrotnie przebudowywać własne ciała, żeby dostosować się do przemian klimatycznych. Kiedy tamtejsze morza zaczęły bezpowrotnie znikać i stało się jasne, że cała planeta zmierzała ku zagładzie, nie pozostało im nic innego jak szukać nowego miejsca dalej w kosmosie. Jakimś cudem im się to udało.

Podczas gdy Anna interesowała się bardziej ogólną historią hilmaczej migracji, pozostali skupili się na jej technicznej stronie, bo to wydawało się najbardziej interesujące. Zarówno Emilia jak i Kuba zaczęli wnikać, w jaki sposób hilmaki przeniosły się z jednej planety na drugą i czy jednak – wbrew temu, co dotąd u nich widziano – potrafiły też budować większe struktury poza własnymi ciałami, na przykład pojazdy, które mogłyby im umożliwić taką podróż.

Dość długo trwało, zanim udało się przebrnąć przez szereg nieporozumień i stało się jasne, że nie było mowy o statkach kosmicznych ani niczym podobnym. Wszystko, co produkowały hilmaki, było zawsze częścią ich ciał i wydawało się nawet, że uważają, że tylko w taki sposób mogą mieć kontrolę nad tym, co tworzą.

Można było domyślić się, że w takim razie chodziło o jakiś rodzaj biologicznego napędu. Hilmaki twierdziły, że potrafią poruszać się w każdym rodzaju oceanu, również tym „pośrednim", jak nazywały atmosferę, oraz „zewnętrznym", czyli w przestrzeni kosmicznej. Opisywały to tak, jakby potrafiły pływać w każdym z nich równie dobrze, jak w wodzie.

Oczywiście to, że hilmaki mogły wzbić się ponad powierzchnię wody, a nawet ponad atmosferę, i samodzielnie opuścić planetę, brzmiało jak głupi żart, fantazja zbyt wybujała nawet biorąc pod uwagę, jak wiele niezwykłych umiejętności wcześniej już ujawniły. To, że nikt dotąd nie widział czegoś takiego, wydawało się oczywiste tak jak to, że nikt nie widział słoni ze skrzydłami (nie licząc bajkowych symulacji). A jednak wyjaśnienie było inne: hilmaki od dawna już nie używały tych umiejętności tylko ze względu na to, że było to bardzo kosztowne, a ponad wodą nie czekało nic godnego takiego wydatku. Do obserwacji gwiazd wystarczyło wypłynąć na powierzchnię i wystawić oko.

Dla Kuby najnowsze informacje były kroplą, która przepełniła czarę.

– Naprawdę niepokoi mnie, że nami manipulują – powiedział Annie. – Ty to tłumaczysz ich lenistwem, ja jednak wolę uważać.

Wstrzymał prace nad wymianą wiedzy, twierdząc, że to niebezpieczne, póki prawdziwe intencje hilmaków nie staną się jasne. W dużym stopniu wycofał się z kontaktów, skupiając się raczej na biernej, ale czujnej obserwacji.

Anna traktowała jego obawy ze zrozumieniem, choć ich nie podzielała. Dodało jej to tylko motywacji do pracy. Choć również uważała, że warto zachować bezpieczny dystans, wynikało to przede wszystkim z lęku, że to ludzie będą pozwalać sobie na zbyt wiele, a nie odwrotnie – starała się więc podtrzymywać kontakt w taki sposób, żeby obie strony mogły czuć się bezpiecznie.

Emilia podchodziła do tego podobnie i sprawiała przy tym wrażenie najbardziej beztroskiej z trojga. Wydawało się wręcz, że wyczekiwała kolejnych niespodzianek i rwała się do kolejnych wypraw jak gość parku rozrywki, chcący skorzystać ze wszystkich atrakcji zanim nadejdzie godzina zamknięcia.

Dalszy oceanOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz