Rozdział 11

911 47 26
                                        


Ostatnią rzeczą, jakiej Draco spodziewał się po powrocie z Masani do domu, to ponowny wyjazd w dzicz. Teo zaskoczył ich wszystkich — a najbardziej chyba samego siebie — kiedy zachęcił ich do podjęcia poszukiwań. Po raz kolejny zostawili dobrze prosperującą aptekę w rękach zdolnych stażystów i wrócili na Karaiby.

Mimo, że doskonale zdawali sobie sprawę, z tego, czego mogą się spodziewać, Draco wciąż czuł wszechogarniający go niepokój.

Znali potencjalnie możliwe zagrożenia związane z ruinami. I mimo usilnych zapewnień Teo, że eliksir, który nieświadomie uwarzył Draco, ochroni ich przed niebezpieczną magią, blondyn nie mógł puścić w niepamięć tego nieszczęsnego wydarzenia z Teodorem w roli głównej.

Poprawił ciemne okulary na nosie, gdy wylądowali za pomocą świstoklika w odległym zakątku Anguilli. Żaden z nich nie ufał w stu procentach temu środkowi transportu, a powątpiewali, czy świstoklik potrafiłby zlokalizować tak małą wysepkę na środku oceanu.

Woleli nie ryzykować.

Ku zdumieniu Teo i przerażeniu Hermiony, Draco wyciągnął z kieszeni skurczoną formę swojej motorówki i powiększył ją na wodzie za pomocą magii.

— No co tak patrzycie? — zadrwił, przygotowując łódź do startu. — Spodobała mi się.

Teodor zachichotał, wsiadając do łodzi. Hermiona zacisnęła z obawy oczy, ale poszła w jego ślady. Usiadła przy nim na tylnej ławce.

— Z technicznego punktu widzenia obkurczanie mugolskich przedmiotów zawierających silnik jest niezgodne z czarodziejskim prawem — mruknęła, gdy Draco odpalał silnik. — Bo widzisz, one wybuchają.

— Dzięki Salazarowi, że obyło się bez tego — zauważył przekornie Draco. — Dlaczego nie ma żadnych ostrzeżeń? Powinni mówić o tym wszem wobec... Ale z drugiej strony, byłoby zabawnie trochę się rozerwać, nieprawdaż?

Jej oczy błysnęły rozbawieniem. Draco uśmiechnął się pod nosem i podszedł szybko na tył łodzi, by uwolnić liny, które mocowały ją do doku. Przechodząc obok Hermiony, przesunął dłonią na tył jej szyi i przyciągnął do pocałunku.

— Żartuję — mruknął, zerkając na nią przez okulary.

Głupek — mruknęła.

Hermiona usadowiła się z powrotem wygodnie na siedzeniu, gdy Draco odszedł w stronę steru.

— Jest o wiele bardziej nieznośny, kiedy znajduje się za długo na słońcu. Czemu?

— Bo jego arystokratyczna dupa nie radzi sobie z nadmiarem witaminy D. — Odpowiedział zadziornie Teo.

— Ha, ha. Jesteście przezabawni — Draco przewrócił oczami.

— No nie? Udana z nas para — droczyła się z nim Hermiona.

— Tak, Merlin by się uśmiał. Wy zwyczajnie nie rozumiecie mojego wyrafinowanego humoru — uciął, oddalając łódź od nabrzeża. Zaczynał powoli łapać, jak się nią steruje, pomimo tego, że nadal nie miał zielonego pojęcia, do czego służy połowa dźwigni i pokręteł. Kierując się kompasem umieszczonym na desce rozdzielczej, wyznaczył przybliżony kurs do Masani. Płynął na tyle szybko, że nie mógł usłyszeć żadnego z ich głupich komentarzy.

Kiedy jednak dotarli na Masani, Draco opętał strach. Szybko przeprawili się przez wyspę na daleki brzeg, nie rozmawiając ze sobą więcej niż było to konieczne i rozłożyli obóz jak dawniej.

Chociaż do zachodu pozostało jeszcze dużo czasu, żadne z nich nie zaproponowało, aby udać się do ruin. Odwrócenie zaklęć, które nałożyli z Hermioną przed wyjazdem, zajęłoby im sporo czasu, pod warunkiem, że ich własne zaklęcia nie przeszkodziłby im w odnalezieniu drogi.

[T] Ruiny ArtakaiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz