Nie odejdę malutka.

433 25 2
                                    

- Ciekawi mnie dlaczego go nie ma - westchnął Louis i delikatnie wytarł talerz ściereczką.

"Nie wiem czemu, ale chcę go tutaj, zaraz"

-Nie mam pojęcia- odparłam cichutko, nie zastanawiając się czy przyjaciel to usłyszał. Zastanawiałam się, czemu chłopak nie dawał żadnego znaku życia. Bałam się, że nie wróci, a przecież wytrzymał ze mną kilka tygodni. Skończył się rok szkolny. Magicznym sposobem, moje świadectwo nie wyglądało źle. Same piątki i czwórki, teraz nadejść miały wakacje, nie wiedziałam co będę ze sobą robić. Przestałam o tym myśleć i spojrzałam na Louisa. Chłopak patrzył się na mnie, jakby chciał mi coś powiedzieć, ale czegoś się bał. Na pewno nie mojej reakcji, bał się  o mnie.

-Co jest? - zapytałam i stanęłam na przeciwko przyjaciela.

-Alice... Za trzy dni studenci z mojego roku organizują wyjazd integracyjny i bardzo chciałbym z nimi jechać, a zwłaszcza, że poznałem kogoś... nazywa się Kevin i jest naprawdę... - Nie dokończył, w moich oczach stanęły łzy.

"Kevin, Kevin, Kevin.. Nie to imię."

Nie wiedziałam czy , chcę dalej słuchać, źle reagowałam na to słowo.

- Och Ali wybacz, zapomniałem o tym.   Ale chyba coś do niego czuję, bardzo chcę jechać, ale też boję się o Ciebie, nadal jesteś taka krucha...

-  To tylko imię - szepnęłam i lekko się uśmiechnęłam

-On dla mnie też był ważny, zrozum Alice, nie możesz ciągle żyć przeszłością - powiedział i   mnie przytulił.

Nie chciałam martwić chłopaka, wystarczająco już go denerwowałam. Zmieniłam temat.

- Mam nadzieję, że dobrze się będziesz bawił oraz, że przedstawisz mi swojego wybranka po powrocie.

Louis dał się nabrać. Na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech, a oczy blondyna migotały. Był szczęśliwy. Kochałam go i chciałam, żeby był taki zawsze.


~~*~~

Dwa dni minęły szybko i samotnie. Lou spakował się i wyszedł, żegnając się ze mną kilkanaście razy.

"Zostałaś sama, sama, sama aż do końca Lipca"

Leżałam na łóżku i czułam się źle. Od dwóch  dni musiałam udawać, że nic się nie dzieje, że nie myślę o Kevinie, że to nie sprawia mi bólu. W kółko powtarzałam sobie, że umarli. On i  mama umarli, a ja leżałam na łóżku i płakałam, bo nic nie mogłam zrobić. Liczyłam. Mamy nie było już  kilkanaście lat, a Kevina rok. Uznałam, że nie mogę tak leżeć. Wyciągnęłam z pod poduszki pieniądze i poszłam do sklepu. Kupiłam wódkę.

Sprzedawczyni w sklepie patrzyła się na mnie dziwnie. Znała mnie od małego, ale tą uśmiechniętą, pyzatą, zarumienioną mnie, a nie wychudzoną i okaleczoną, zatapiającą smutki w alkoholu. Skierowałam się nad jezioro. Nie zwracałam uwagi na to, że  pisie w samotności  mogło się skończyć źle.

"Przepraszam was "- szepnęłam, wzięłam większy  łyk, a zaraz potem rozpłakałam się jak małe dziecko. 

~~*~~

Butelka była już  pusta a ja nie kontaktowałam z realnym światem. Krzyczałam na kaczki, winiąc je o drugą wojnę  światową nazwałam butelkę  gwałcicielem i płakałam. Z niemocy, z samotności, płakałam z nienawiści do siebie.

Na dworze było już ciemno. Fala zimna jaka przepłynęła przez moje ciało nieco mnie przeraziła. Nagle przed moimi oczami pojawiła się jakaś sylwetka.

-Kevin, przecież Cię nie ma. Jak mogłeś mnie zostawić? Ty cholerny idioto. Kochałam Cię wiesz? I kocham nadal, jakie  to okropne uczucie kochać  trupa, ale nie odchodź już, proszę bo jeśli ty odejdziesz to odejdę i ja.

 - Jestem tu malutka, nie odejdę, ale błagam Cię chodź ze mną do domu - Usłyszałam znajomy głos, to nie był Kevin, on przecież umarł, na ręce właśnie wziął mnie Jasper. Poczułam się bezpieczna.

"Kevin nie wróci, może pora  przestać szukać uczuć wśród trupów? Zawsze będziesz częścią mnie Kevinie."

Zasnęłam i przyśnił mi się on. Stał przede mną i delikatnie się uśmiechał. Byliśmy koło naszego jeziora. Chwycił mnie za ręce i powoli szepną

- To już czas maleńka, musisz pozwolić mi odejść, kocham Cię i zawszę  będę przy tobie, ale pozwól odejść wspomnieniom. Nie wykańczaj się, żyj wśród ludzi, nie chcę abyś cierpiała. Żegnaj ukochana.

I znikną, a ja obudziłam się zalana potem, tuż obok śpiącego  obok mnie Jaspera. Zaczęłam płakać. Ze szczęścia? z rozpaczy? Po prostu płakałam w rękaw  Jaspera, który delikatnie objął mnie swoim silnym ramieniem.


To ja Mała księżniczko.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz