Nic nie jest proste.

238 14 1
                                    


 Patrzyłam jak Jasper rozmawia z weterynarzem, powolnym ruchem oddaje w jego ręce Szczęściarza, a następnie uśmiecha się i odchodzi, powolnym krokiem zbliżając się do mnie. Patrzyłam jak jego uśmiech powoli blednie, jak patrzy na mnie w sposób, w który patrzyli na mnie inni, którzy stracili we mnie wiarę. Po chwili w moich myślach ukazał się Kevin, ręka zaczęła boleć coraz mocniej, a ja czułam się coraz gorzej.

" Nie umiem o Tobie zapomnieć Kevin"

- Jesteś blada, wyglądasz strasznie - mrukną Jasper, a ja wstałam jak na baczność, kiedy chłopak stanął tuż nade mną. Nasze twarze zbliżyły się do siebie, nosy delikatnie się stykały. Chłopak utkwił wzrok w moich oczach. Wyglądał jakby szukał rozwiązania zagadki, niestety nawet ja nie znałam odpowiedzi. 

- Jest w porządku - mruknęłam, nie bardzo wiedząc czy staram się przekonać chłopaka, czy samą siebie - Co z kotkiem? - dodałam po chwili namysłu chcąc odciągnąć chłopaka od mojego stanu. Ręka bolała niemiłosiernie, przez całą noc nie spojrzałam na nią w ogóle bojąc się tego co mogę zobaczyć. Czułam się słabo, prawie w ogóle się nie czułam. Stan dziwnej pustki, pomieszanej z promieniującym bólem nadgarstka przepełniał całe moje ciało, nie zależnie od tego jak bardzo starałam się od tego bólu uciec. Na wzmiankę o kocie Jasper lekko się skrzywił, oczy miał zaszklone, chciał płakać. Czułam to,  czułam, że właśnie teraz chce płakać, ale nie może pozwolić sobie na płacz przy mnie. Milczałam. Uznałam za stosowne nie odzywanie się do czasu aż on sam nie udzieli odpowiedzi, na zadane przeze mnie pytanie. 

-  Nie jest w najlepszym stanie, tak właściwie to nie wiadomo co z nim będzie - ciągną dalej - Weterynarz powiedział, że może nie przeżyć, nawet jeśli będzie hospitalizowany. Powiedział,że będzie się starał, że nie da za wygraną i Szczęściarz, też nie daje za wygraną. - Zakończył swoją wypowiedź, a ja zaczęłam myśleć nad tym dlaczego przejmuje się tak bardzo kotkiem, którego znaleźliśmy dzień wcześniej. Doszłam do wniosku, że nie dobrze znosi śmierć, że jest to jego achillesowa pięta, jego słaby punkt. Też nie byłam szczęśliwa, czułam się oszukana. Miałam wrażenie, że wszechświat  bawi się. Poczułam się niezwykle sfrustrowana,że kotka, z ogromną wolą życia może spotkać śmierć, a mnie nie. Mimo, że przecież tak często o nią błagałam, gnałam do niej i robiłam wszystko aby jej dosięgnąć. Poczułam niesamowitą złość. Na wszystkich, a zarazem na nic. Ból ręki zdawał się być czymś drugorzędnym, dlatego coraz mocniej starał się o sobie przypomnieć i udawało mu się. Dlatego kiedy przechodziliśmy koło " The Breakfast Club"  Uznałam za stosowne  poinformowanie Jaspera o moich dolegliwościach. 

- Coś mi się dzieje z ręką- mój głos załamał się, czułam jak opuszczają mnie resztki sił.

                                                             " Jeśli ból ręki może oddziaływać na  głowę, to z pewnością moją zajął" 

- Alice.. naprawdę źle wyglądasz, pokaż mi rękę. - Nakazał głosem stanowczym, a zarazem owładniętym szczerym zmartwieniem. 

Mimo bólu jaki sprawiało mi poruszanie nadgarstkiem wyciągnęłam rękę przed siebie i resztkami sił podwinęłam rękaw koszulki, nie zmienionej od wczorajszego wyjścia z Jasperem. Patrzyłam na twarz przyjaciela, kiedy popatrzył na rękę, jego piękne oczy zwiększyły się, a usta wykrzywiły się nieznacznie. Widząc, że J nie jest zadowolony z tego co zobaczył sama ( z trudem) przeniosłam swój wzrok na rękę. Była spuchnięta, porównując do owocu, wyglądała jak mały melon, jednak kolor porównywalny był do dojrzałej śliwki. Nie miałam siły dłużej stać. Mroczki przed oczami przemieniły się w nieprzeniknioną ciemność i straciłam przytomność. 

-------*--------

 Obudziłam się w szpitalu, sama, bez nikogo kto mógłby się do mnie odezwać. Z niewiadomych przyczyn cieszyłam się, że jestem absolutnie sama, że nie ma nikogo kto mógłby zadać  bezsensowne pytanie " jak się czujesz". Napawałam się samotnością i brakiem bólu, spowodowanym zapewne kroplówkami. Spojrzałam na rękę była zabandażowana, tak samo jak głowa, jednak nie umiałam sobie przypomnieć nic co wskazywać mogłoby na uraz głowy. Cicho mruknęłam. Tuż obok łóżka stał biały, jak zresztą cała sala stolik,  a na nim karteczka z moim imieniem. Lewą ręką sięgnęłam po papier. Zauważyłam siniaka, który pojawił się mojej ręce, również z nieznanej dla mnie przyczyny. Poruszanie się sprawiało mi trudność, jednak chciałam jak najszybciej przeczytać list, który zapewne napisał Jas. 

" Mała księżniczko!

           Musiałem na chwilę wyjść, kiedy to przeczytasz za pewne nie będzie mnie przy Tobie. Będę, ale duchem, wiesz o co chodzi... prawda? Pisałem do Louisa, postara się przyjechać jutro. Na marginesie, jeśli dobrze myślę, to przespałaś cały dzień i całą noc. Nie wcale mnie nie wystraszyłaś. Jedyne co mogę Ci powiedzieć to to, że pielęgniarki, to okropne baby i żadna nie chciała mi nic powiedzieć. Dowiem się czegoś albo jak się obudzisz, albo jak wróci Louis, więc pobudka śpiąca królewno, nie możesz spać przecież aż tak długo, prawda? Do zobaczenia. 

                                                                                   Twój Jasper"

Uśmiechnęłam się, nie bardzo rozumiejąc słów "Twój Jasper"  nie byłam kogoś, ani nikt nie był mój od czasów Kevina. Moje rozmyślenia przerwała pielęgniarka. Tęga stara kobieta, o pociągłej twarzy i opuchniętych stopach wylewających się ze zbyt ciasnych pantofli. 

- Nie śpi?

- Nie.

-Boli?

- Nie

- Złamałaś rękę w nadgarstku i rozbiłaś sobie głowę. - Oznajmiła

- Tyle? 

- Odwodnienie, wychudzenie, anemia, zły stan ogólny organizmu. - Wyrecytowała.

-Kiedy wyjdę? - Zapytałam z równie chłodnym głosem jakim obdarzyła mnie kobieta, która jak przeczytałam z plakietki przyczepionej do kitla nazywała się Margharet. Myślałam, że odpowie tym samym głosem, tym samym krótkim zdaniem, jednak ona podniosła wzrok znad papierów i spojrzała na mnie, nie było dobrze.

- Musimy wykonać jeszcze kilka badań, na które musisz wyrazić pisemną zgodę - Głos się jej załamał.

- Jakie badania? 

odpowiedziała mi cisza. 

- Co mi jest? - zapytałam poirytowana niekompetencją pielęgniarki. 

- Lekarze podejrzewają białaczkę.


" Właśnie dlatego nie lubię szpitali"

-----------------------------------------*--------------------------------------

Kolejny rozdział, mam nadzieję, że przeczytacie go i dacie znać co o nim myślicie. Alice będzie chora? Kotek przeżyje?  ;)

 Z góry przepraszam za wszytkie błędy. Jestem wyczerpana, ale czułam, bardzo mocno czułam,że muszę napisać. Nie dawało mi to zasnąć. Mam nadzieję,że zdołacie mi wybaczyć!

Dobranoc/ Dzień Dobry! 

To ja Mała księżniczko.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz