Odejdę.

215 13 0
                                    

                 - Podejrzewamy białaczkę.

    Słowa te nachodziły moją głowę, nie dając myślom szans na ucieczkę.Pomyślałam o Louisie, o jego obietnicy względem Kevina, że za wszelką cenę będzie mnie chronił, że nic mi się nie stanie. Przed oczami stanął mi obraz jego miny, zapłakanej i zdenerwowanej twarzy gdy dowiaduje się, że mogę być chora, że może być ze mną jeszcze gorzej. Louis zniknął, a następny pojawił się Jasper. Stał przede mną i po prostu patrzył, wyobrażając sobie,że mnie nie ma. Obraz Jas nie był wyraźny. 

                                                                         " Co byś zrobił Jasperze?"

- Nikogo nie zranię. - Powiedziałam pod nosem, sama do siebie, jednak nie na tyle cicho, aby nie zwrócić uwagi stojącej przede mną tęgiej Margharet.

- Hm? -zapytała. Jej mina była zabawna. Potrafiłam wyczytać z niej zmieszanie, nie opanowane zaciekawienie moją reakcją na wieść,że mogę być chora na coś ogromnie poważnego. Kobieta liczyła na to,że tak jak inne pacjentki zareaguję płaczem, krzykiem, zacznę kląć na Boga i cały świat, a ja tym czasem siedziałam spokojna i opanowana. Widziałam,że pielęgniarka myśli, czy aby na pewno słyszałam jej wyrok skazujący. A ja słyszałam, czułam go całą sobą, lecz nie do końca wiedziałam, czy jest to kara, czy wybawienie. 


- Nie chcę aby ktokolwiek, za wyjątkiem mnie o tym wiedział - Burknęłam w końcu, stanowczo naciskając na każde słowo, aby Margharet zrozumiała moje intencje i dostosowała się do nich, ale ona patrzyła nie wierząc w moje słowa, jakbym mówiła zupełnie obcym dla jej osoby językiem.

- A pani chłopak?

                                                                    "Jasper...?"

Przez chwilę nie wiedziałam co odpowiedzieć. 

                                                               "Kevin, Jasper, Kevin."

- Nikt. - starałam się aby mój głos się nie załamał, ale to zrobił. Łzy napływały do moich oczu, a ja czułam, że szklana bariera jaka na nich powstała, niedługo pęknie, a łzy zaczną płynąć po moich policzkach. Margharet chyba zrozumiała moją decyzję i wróciła do przeglądania moich papierów, co chwilę coś kreśląc, pisząc i tak nieustannie. 

- Dziś wykonamy odpowiednie badanie, lekarz spotka się z panią gdy tylko przyjdą wyniki.Proszę podpisać tutaj, tutaj taaak i tutaj. 

        Leki przeciwbólowe przestawały działać. A ja na nowo zaczęłam czuć przeszywający ból. Nie chciałam się go jednak pozbyć, był potrzebny tak samo jak w dawnych latach, w danym momencie przynosił ulgę i pozwalał skoncentrować się na czymś innym niż świadomość tego,że jeśli jestem chora zranię dwie, jedyne bliskie mi osoby. Dlatego kiedy padło pytanie o skalę bólu, odpowiedziałam,że nic a nic mnie nie boli.

~~~*~~~

Jasper przyszedł zaraz po moich badaniach. Nie wyglądał najlepiej. Jego twarz była blada, a oczy zdobiły dwie ciemne plamy. Ubrany był w te same ciuchy, w których widziałam go gdy byliśmy u weterynarza. Patrzyłam jak wchodzi i posyła mi uśmiech, piękny i ogromny. Zobaczyłam w nim coś, czego nie dostrzegłam w nikim innym za wyjątkiem Kevina i Louisa. Miłość. Poczułam coś niesamowitego, a zarazem kłopotliwego. Ja też coś do niego czułam. 

To ja Mała księżniczko.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz